Błękitnieją miasta...

 

             A miasta błękitnieją i granatowieją, a potem toną w mroku. Włączają się latarnie, a witryny zalewają kałużami złotego światła ulice. Wiesz, to bardzo dziwne tak brodzić w świetle. Krok za krokiem iść, a światło wycina nas z ulicy na chwilę. Istniejemy i nie istniejemy. Znikamy i pojawiamy się. A wystarczy iść kawałek dalej od głównej arterii i światło jest już inne. Nie tak życzliwe, raczej pośpieszne. Tylko okna świecą ciepło. A między miastami jest czerń rozproszona łuną miast-galaktyk. Bawi mnie to, wiesz? Bo zazwyczaj uciekam od ludzi szukając chwili dla siebie. Chwili wynajętej, gdzie myśli mogą rosnąć spokojnie. Może to prawda, że najlepiej uciec w tłum, bo w tłumie człowiek jest najbardziej samotny? Cicho, już cicho. Już jest dobrze. Już jest tak, jak być powinno. Już idę poprzez światło, już brodzę w złotych kałużach pragnień, a witryny kuszą. I tłum wewnątrz kusi ciepłem, bezpieczeństwem, innym światem. Kusi, to dobre słowo. Uśmiecham się do niego, bo lubię opierać się z całych sił. Bo do grzechu, jak do niczego innego trzeba dojrzeć. Nie umiałem tego dostrzec tam, gdzieś daleko w małym miasteczku z odrapanym i nieczynnym kinem. Myślałem o czymś innym i szukałem ciepła, które ze mnie uleciało. Wszystko ze mnie uleciało. Tak czasem się dzieje, wiesz? Idziemy przez wiatr i wcale nam to nie przeszkadza, a czasami wystarczy chwila zagapienia i zostaje pusta skorupa. Albo garstka pyłu. Dlatego chciwie wyciągam teraz krok przez światło i mrok, Dostrzegam szczegóły, które mnie bawią, które zastanawiają.  Do których się uśmiecham. Odnajduję w nich miniony czas, który bardzo mi się podoba. Nie tak znów odległy, ale wystarczający, by popatrzyć na stary zegar, spękany werniks stołu czy szybkę w meblach z dawno zamkniętej fabryki. Rodzi się we mnie szept, wiesz? Bo lubię szeptać. Można wtedy  powiedzieć o wiele więcej. To tajemnica, bo szeptu trzeba się uczyć długo, bardzo długo. Więc idę ze swoim szeptem przez błękitniejące miasta, przez ciemność i blask - obydwoje anachroniczni i groteskowo niepotrzebni. Ale żadnego z nas to nie martwi. Wcale, a wcale…

































 

Komentarze

  1. Zdjęcia przepiękne, miejsce jakby znane ale ukazane w kadrach w sposób nieoczywisty. Zwracasz uwagę na to, co zwykły człowiek w codziennym pędzie omija wzrokiem. I to przyciąga uwagę, nadaje taki magiczny klimat. No i Twój ulubiony błękit i miękkie światło - przepiękne :)

    "Myślałem o czymś innym i szukałem ciepła, które ze mnie uleciało. Wszystko ze mnie uleciało. Tak czasem się dzieje, wiesz?" Wiem, tak bywa. Ja ostatnio też odczuwam jakąś pustkę, bezsens wszystkiego, jakaś taka zupełnie niepotrzebna nikomu się czuję. Pewnie przejdzie, zawsze kiedyś tam przechodzi. Ja zawsze czekam na słońce po burzy, lubię i chcę wierzyć, że nadejdzie. Chodziłam wczoraj wieczorem z piesą po okolicy, rozmyślając i szukając tego co gdzieś się pogubiło, ale jeszcze nie znalazłam. Piesu łapki zmarzły, więc trzeba było wracać. Ale będę szukać dalej, ja się łatwo nie poddaję.

    A to moje - pewnie już nudne- "przytulam" to nie tylko empatia, ale też troszkę egoizm ;)

    Spokojnego dnia,
    E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci :)) To nie są jednak zdjęcia, które chciałbym zrobić, a przynajmniej nie do końca. W komentarzu Eli (pod spodem), jest wspomniana "błękitna godzina", która czasami udaje się sfotografować. Udaje, bo jest trudna do zrobienia z powodów technicznych. Dlatego wymaga to wszystko czasu, a nie szalonego biegu przez Rynek i Planty. Lubię niespieszną fotografię, bo mam czas na przemyślenie zdjęć. A tak...jest, jak jest.
      Tak bywa, kiedy człowiek staje się zmęczony. Ludźmi, światem, sobą samym. Sama zresztą wiesz. Zaczyna szukać w sobie, bo tam zazwyczaj się szuka. Tak, trochę to zajmuje. Czasem bardzo "trochę". Dobrze znam to uczucie, kiedy coś się pogubi. A najczęściej ja się pogubię. Uśmiecham się do przedostatniego zdania :)))
      Dobrego dla Ciebie i przytulam :))

      Usuń
  2. W pierwszym momencie po znajomych Sukiennicach dałam się zwieść, że to wszystko Kraków. Wiem, że nie, bo choć w Krakowie byłam wiele lat temu mam go w sercu i pamięci. Zapamiętam na zawsze głośny śmiech Magdy i jej „chodźmy na pole”, gdy stałyśmy na progu domu niedaleko Tyńca. Nie mogę uwierzyć, że i ją zabrała ta paskudna pandemia.
    Przepraszam Witku, ale moje skojarzenie teraz tak krótko jak odeszła, nie mogło być inne. I chyba tak już mi zostanie.
    Dopisała Ci Witku błękitna godzina, a że potrafisz pokazać świat nietuzinkowo, wzrok zatrzymuje się na wyjątkowych smaczkach i detalach , świetnych nazwach czy uroczych psinach. Takie pozorne drobiazgi dają to co najważniejsze dla mnie w fotografii czyli serce, emocje i życie, które za pomocą naciśnięcia migawki zatrzymało się na tą właśnie jedyną i niepowtarzalną chwilę.
    „ brodzę w złotych kałużach pragnień” – cudne. Zabieram ze sobą.
    „ Rodzi się we mnie szept,”- to dobrze Witku, bardzo dobrze, bo kto jak nie Ty tak pięknie potrafi szeptać.
    Dziś już początek czasu świątecznego i świat, choć gna nadal, to przecież zwalnia na tych dni kilka, co przed nami. Takiego błogiego spowolnienia i zadumy przy lampkach choinki i może zwykłego byczenia na kanapie na najbliższy czas.
    Macham do Ciebie przez mgłę z dalekiej i zimnej Łodzi , mieszając co trochę wielkim garze kapustę z grochem…bo już na nią czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na pole chodzi się tylko w Krakowie. A że mieszkałem jako dziecko niedaleko, o rzut beretem, to i zostało mi właśnie to. Pole :)) Nie gniewam się Elu na skojarzenia, bo są Twoje i niezamierzone przecież z mojej strony.
      Tak, masz rację, to nie tylko Kraków na zdjęciach. Polowałem trochę na błękitną godzinę, a może ona na mnie polowała - sam już nie wiem. Efekt jest taki, że trochę tych wędrówek ostatnio było. Zamierzonych i niezamierzonych. Sama wiesz, ze właśnie na takich detalach się skupiamy, bo to one budują nastroje i powodują określone "odczytanie" obrazu - bez słów. Ty, jako fotografka streetu wiesz to najlepiej :)) Ja tylko zwracam uwagę na "gołe baby", jak mi Mała podsuwa. No cóż, nie moja wina, że pełno tego w architekturze :D A tak na serio, to miałem nadzieję na zwykłe zdjęcia. Na pokręcenie się po Rynku, a nie szaleńczy bieg. Tak samo, jak ze zdjęciami powyżej - ciągły bieg, a potem robi się zamiast klimatu, wycieczka terenoznawcza, czego nie cierpię. Wiadomo, ze trzeba poczuć miejsce, odetchnąć, zamknąć oczy. Ech...
      Oj, znam takich, którzy potrafią to w perfekcyjny sposób. ja się ciągle uczę. Ale kiedy szeptać, jak nie teraz, kiedy noce wydają się takie długie, prawda?
      Tak, dziś właściwie początek przygotowań. Dzieje się, oj, dzieje. Też mam nadzieję na trochę lenistwa. Zwłaszcza po tych przygotowaniach. U mnie nie ma kapusty z grochem, ale jest kapusta z grzybami. Ważne, że kapusta :D
      Odmachuję do Ciebie trzymając wysoko latarnię. Bo ważne jest, by zapalić światełko właśnie teraz. Właśnie teraz :))

      Usuń
  3. Ładne to określenie - błękitne miasta jak wiele innych określeń przez Ciebie
    używanych. Patrzę wokół i próbuję zobaczyć ten błękit w swoim mieście.
    Niestety widzę tylko jaskrawe światła i mrok. Już nie wiem, co gorsze mrok
    czy te światła. Tyle w nich krzyku. W mroku zaś cmentarna cisza, dźwięk
    pozorów. Ta prawdziwa cisza mieszka poza miastem z dala od ludzi w lesie,
    nad jeziorem, nad morzem, w górach. Marzą mi się te ciche miejsca. Na szczęście
    w przerwach między Twoimi słowami znajduję też ciszę, więc czytam i chłonę
    i staję się spokojna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, w fotografii są takie określenia, jak złota godzina i błękitna godzina. Pierwsza z nich jest rano, kiedy słońce wschodzi, a druga jest albo przed wschodem, kiedy jaśnieje mrok, a później tuż po zachodzie słońca, kiedy znika łuna. Wtedy najlepsze zdjęcia wychodzą, bo jest jeszcze na tyle jasno, że materiał światłoczuły matryc jest w stanie oddać pewien określony nastrój. A ja użyłem tego określenia do pokazania pewnych uczuć, kiedy idę przez miasta - Elbląg, Olsztyn czy Kraków. I ten ostatni jest mi najbliższy, bo niemal "za miedzą", a i czas jakiś w nim mieszkałem. Masz trochę racji, co do świateł, bo bywają upiorne. Zwłaszcza te sodowe, kiedy skóra ludzka na fotografiach robi się pomarańczowa lub sina. Ale całe szczęście odchodzi się od tych mało ekonomicznych lamp. I to jest też prawdą, ze prawdziwa cisza mieszka poza miastem. Tyle, że czasami rzuceni w miasto musimy pogodzić się z tym, że jest, jak jest. Masz rację, mnie też się marzy zimowa cisza pól czy plaży, ale skoro nie mam tego, czego chcę, to muszę się w jakiś sposób dostosować Stąd też i moje słowa, że czasem samotności szuka się w tłumie, bo to prawda. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę miejsca, które da Ci to, czego szukasz :)))

      Usuń
  4. Dwa oblicza tego samego czasu. Błękit na granicy mroku. Światła nocy podkreślające detale kolorowego życia. Wędrówka po światach wewnętrznych i tych co widać okiem. Zabrałeś nas na niezłą wędrówkę. Myślę, że wszystko to jest nam nieodzowne na naszej drodze, by doceniać piękno otaczającego świata. Nie da się na skróty, choć nieraz bywa ciężko. Piękny wpis, a zdjęcia z tych, które przykuwają uwagę. Witku dobrego czasu i potrzebnego Ci światła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację. I za Twoje spostrzeżenie bardzo, bardzo Ci dziękuję, bo jest ono prawdziwe. Każdej wędrówce towarzyszy wędrowanie wewnętrzne. I choć zazdroszczę tym, którzy tego nie potrafią, to czasami lubię iść właśnie tak - wewnętrznie i zewnętrznie odnajdując i w sobie i w świecie zewnętrznym detale, które cieszą mnie, bawią, lub które po prostu lubię. Nie da się na skróty? Ano, nie da. A w każdym razie można dostać po łapach za skracanie drogi. Wybacz, że jestem tak skromny w określeniu tego, co się potem dzieje :)) Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie życząc dobrych ludzi, rozmów i uśmiechu. To ważne :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty