Za plecami...

 

Of One Heart · Simon Daum

- Khe, khe…

- Khe, khe, khe…

- O Mała, przeziębiłaś się?

- Tak, jestem taka biedusia, chorutka i w ogóle nikt mnie nie kocha.

- Oj, biedna Mała, jak mi cię żal. Wiesz co? Może ja jakąś orkiestrę sprowadzę? Będzie ci wesoło.

- Pff, orkiestrę, ale wymyślił.

- A myślałem, że wyczuwasz ironię, jak to można się pomylić, nie Mała?

- Ty sobie kpij. Kpij sobie! A ja naprawdę jestem malusia i biedusia.

- Tak, jak zwykle. Zawsze jesteś malusia i biedusia. Chyba, że nie chcesz taka być, to nie jesteś.

Mała odwróciła się do mnie tyłem i stanęła na parapecie. Szyba odbijała jej zagniewaną twarzyczkę. Foch, to foch. Przynajmniej będzie spokój.

- Bo z tobą, to tak zawsze, wiesz?

- Ale, że co wiem?

- No bo odezwać się nie można nawet. Wszystko ci przeszkadza.

- A odezwałaś się? Udawałaś że kaszlesz. Dla mnie „khe, khe”, to nie jest sposób mówienia. To jest zaczepka. Chcesz coś, to mów.

- No bo ja jestem malusia, biedusia i ty nic nie rozumiesz!

- Aaaa, o to ci chodzi. Co znów zrobiłaś od ostatniego razu?

- Jakiego ostatniego razu?

- Mam ci przypomnieć? Tam, w kościele na północy. Mała odruchowo pomacała okolice niskiego krzyża, jakby na wspomnienie tego, w jaki sposób uargumentowałem swoje niezadowolenie.

- Brutal! I powinnam wcale się do ciebie nie odzywać, wiesz? A w ogóle, to kobiet nie bije się nawet kwiatkiem.

- Oczywiście, moja wina. Mała, czy ty wiesz, że moja wina jest zawsze, a ty jesteś takim pięknym i skromnym aniołkiem?

- Cieszę się, że to dostrzegasz.

- A ty znów ironii nie rozumiesz.

- Głupek!

- Może masz rację, może nie. Czas pokaże. Ale wiesz co, nie chce mi się kłócić. Nie rozumiesz, za co w tyłek dostałaś, twoja rzecz. A jak mnie zaczepiasz, to przynajmniej rób to inteligentnie.

- No to mówiaj, mówiaj mi tu zaraz o co ty się właściwie zdenerwowałeś?

- Tu, czy tam?

 - Tam osiele jeden. Tu się nie liczy.

- Acha, nie liczy. OK. Prosiłem, żebyś była obok. Czy to takie trudne do zrozumienia? Obok – wiesz co to znaczy? To znaczy siedzisz na ramieniu i nie latasz, jak z piórem w tyłku. Zostawiłaś mnie samego, a ja siedziałem w tym kościele i czekałem i czekałem.  Lubię stare kościoły i lubię gotyk, ale to była przesada.

- Bo tam taki kościółek był….

- I niech sobie był. Prosiłem. Nie kazałem, a prosiłem, a to różnica.

- No i co się stało? Nic. Ja sobie paciorek zmówiłam, pooglądałam sobie…

- A ja byłem sam. I zastanawiałem się, gdzieś polazła i co znowu zrobisz.

- Byłam grzeczna!

-  Potrzebowałem cię Mała właśnie wtedy. A ciebie nie było.

- To dlatego taki marudny potem byłeś? Aaa, to już rozumiem. To źle, tamto niedobrze, zamyka się w pokoju, słucha muzyki, nie przeszkadzać, bo myśli… A ja taka malusia, biedusia….

- Po prostu potrzebowałem, żebyś była. Czasami człowiek potrzebuje czyjejś obecności. Nie słów i gadania. Ale obecności. To nie był dla mnie dobry czas. Ale nie, ty masz inne sprawy i kościółki…

- No się mi zapomniało…Bo wiesz, ja jestem…

- Tak, malusia i biedusia i trzeba kakało zrobić, tak?

- Tak!!

- Potem. Teraz chciałem posłuchać trochę muzyki.

- Siedzisz w tym pokoju i siedzisz.

- Bo go lubię. Lubię swoje meble wygładzone czasem i swoje zegary, które tykają i biją. I lubię te wzory na meblach, które jakaś nieznana ręka wyrzeźbiła. To chyba osty, tak mi się zdaje. Lubię stare meble, bo w nich jest wszystko to, czego nie ma w tych nowych – ciepło. Ciepło drewna. Mogę zapalić żółty płomyk świeczki i będzie rzucał cienie na ściany. A kiedy poruszy się płomyk, to rzeźbienia będą wyglądały tak, jakby je poruszył niewidoczny wiatr. I widzisz, nawet ten koń na zegarze tak śmiesznie rusza grzywą. Pamiętasz te pokoje hotelowe i Dom Pielgrzyma?

- Pamiętam.

- Kiedy wszedłem, to było bardzo zimno. Siadłem na łóżku i nie mogłem się ruszyć. A meble na mnie spoglądały, jakbym to ja był meblem, nie one. Byłem tam obcym elementem, którego w pokoju wcale nie chciały. I nie pomogła nawet ta pościel w słoneczka i kwiatuszki. I nie mów, że Dom Pielgrzyma ma swoje prawa, ze biednie itd. Bo wcale nie biednie. A pielgrzym, to człowiek. Nie eremita i pustelnik, który korzonki, woda źródlana i jaskinia.  

- No..

- Sama widzisz. Dlatego siedzę sobie tu. W swojej wieży, w swoim kawałku świata, gdzie na mnie patrzy końcówka dziewiętnastego wieku, gdzie słucham bicia starego zegara. I gdzie mam słuchawki, przez które płynie niespiesznie muzyka. Tak jest dobrze.

- No to co z tym kakałem?? Bo ja malusia, biedusia….

- Ech Mała… Dokończę słuchać i już ci zrobię. A teraz po prostu siądź sobie tam, gdzie zawsze siadasz.

Poczułem, jej włosy drażniące mi policzek. Siądzie, a potem w zagłębieniu szyi zaśnie. Jak to ona. Włożyłem słuchawki, a posłuszne dźwięki popłynęły. Świeczka pali się żółto i rzuca cienie. Tak, jak  powinno być. Tak, jak powinno być…











 
 

Komentarze

  1. Witku zdjęcia tych pięknych detali z minionej epoki cudne. Co do wrażeń po przeczytaniu tekstu. Ot życie. A Duszyczka jak to duszyczka - "malusia i biedniusia" Trzymam za Was kciuki, by było w zgodzie z Waszymi potrzebami, oczekiwaniami i zrozumieniem wzajemnym. Dobrego dnia ze słońcem w tle i radością z chwili :) Zdrowia dla Was obojga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, ot życie. Ale sama przyznasz, że trochę dyscypliny i autodyscypliny przydaje się, bo takie bezhołowie nikomu dobrze nie robi. Fajnie, że trzymasz kciuki, bo ja się trzymam za głowę czasami. I nawet czasami rwę włosy z głowy :)))
      Dużo zdrowia Grażynko i fajnego, spokojnego dnia :))

      Usuń
  2. Są takie miejsca Witku, gdzie nijak nam się odnaleźć, gdzie wszystko obco pachnie, a chłód wieje z każdego kątka, gdzie spojrzenia ludzkie się mijają, a ściany nucą nie naszą piosenkę. I chciałoby się stamtąd wybiec najszybciej, jak tylko to możliwe. Nie zawsze się da, nie zawsze można. Mija czas, opuszczamy to miejsce i wtedy znów powraca zwykłe bicie serca, zwyczajny oddech…pełną piersią.
    Wówczas jeszcze bardziej doceniamy to co nasze, takie codzienne i tak bliskie, sklecone z naszych pragnień i pomysłów na przestrzeń.
    Z ogromnym pietyzmem i czułością pokazałeś Witku cudownie wypracowane detale. Widać w nich duszę :)
    Swoją drogą Mała to inna duszyczka od wszystkich i powiedzenie o niej dusza na ramieniu ma inne niż potocznie znane nam znaczenie. Tu jest jej właściwe miejsce, jej wieża, w której czuje się bezpiecznie tuląc się do policzka, a i właściciel wtedy jakiś spokojniejszy.
    Klapsa nie popieram. Tłumacz, aż zrozumie, albo zostaw na chwilę. Może się przestraszy maleństwo i w końcu zapamięta. Uwielbiam tą Małą, jest tak zabawna i zawsze wywołuje uśmiech. Daj jej buziaka ode mnie :D
    Miłego, spokojnego wieczoru Witku, kiedy można jeszcze zapomnieć na chwilę o gwarze i innych zakrętach tego świata :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak myślałem, że klapsa nie będziesz popierać. I nic więcej nie powiem, bo temat nie jest rozwojowy :)))
      Tak Elu, są takie miejsca, które po prostu nie są dla nas, choć dotychczas nie miałem z tym problemu. Trafiło na taki czas. Wybacz, ale muszę w tym miejscu być skromnym, jeśli chodzi o dopowiedzenie pewnych rzeczy. Ale zgadzam się z Tobą wiedząc, ze tak naprawdę to my budujemy miejsce, gdzie jesteśmy. Tu jakoś niespecjalnie poszło mi budowanie.
      A same detale...ja naprawdę jestem pełen podziwu dla tych dawnych rzemieślników. Niby dwie takie same szuflady, ale zamienić ich nie sposób, bo nie chcą się wpasować. Nie mówię już o samych kształtach rzeźbień. Naprawdę w nich widać dusze, pracę i trud człowieka. A ja to bardzo cenię we wszystkim. Może dlatego tak lubię przełom XIX i XX wieku, bo to wszystko daje ciepło i bezpieczeństwo. Znów idę pod prąd i sam się z siebie śmieję, ale miałem okazję być na Sylwestrze w domu, w którym dominował styl industrialny. Ale nie takiego ładnego loftu, gdzie stare łączy się z nowym - czysty industrializm. Przestrzeń jest, jest jasno, czysto i ciepło. Ale....brakuje w tym serca, czego głośno w życiu bym nie powiedział nie chcąc wylecieć przez okno :))) Jasne, jak ze wszystkim - co komu w duszy gra (cha, cha!!)
      Hmm...nie znam innych dusz na dobrą sprawę, więc to jest jedna, jedyna, która mam okazję bliżej poznać i nie powiem, żeby z niej anioł był. Podobno do wszystkiego można przywyknąć, więc staram się, jak mogę, ale nie zapytam, jak z tą wieżą jest i z tym zasypianiem, bo wolę nie prowokować kolejnej awantury. Wiesz co by się działo? Brrr!!! Zagadała by mnie na śmierć. A foch, to byłby jak amen w pacierzu! Ale buziaka dam, jak najbardziej. Zwłaszcza że śpi, więc nie będzie krzyku :))
      Dziękuję Ci z całego serca Elu, uśmiechnąłem się :) Dobrego wieczoru i nocy dla Ciebie i jakby co, to dobrych i spokojnych snów :)))

      Usuń
  3. Miałam takie stare meble w poprzednim miejscu, w którym mieszkałam. Komodę, gablotę, stół z krzesłami do kompletu. Było też krzesło Savanoroli, ale było w nim coś co mnie przerażało, więc pożegnaliśmy się. Meble pasowały do całego mieszkania w kamienicy, z wysokimi sufitami, białymi ścianami i drewnianym, skrzypiącym parkietem. Oprócz tego do pokoi wchodziło się  przez lite dębowe drzwi ze zdobionymi klamkami.
    Komoda w środku miała ukryty mały schowek, trzeba było nacisnąć w odpowiednim miejscu na listewce, żeby się otworzył i dopiero wtedy można było się do niego dostać. Podobne meble mieli też moi dziadkowie w domu na wsi, choć bardziej proste, bez zdobień. W komplecie były też łóżka z siennikami.
    Tu gdzie mieszkam teraz nie mam takich mebli. Zwyciężyły względy praktyczne, bo komoda może i bardzo ładna, ale ogromna, zajmująca pół pokoju, za to w środku zaskakująco mało pojemna.
    Coś za coś.

    Lanie skandaliczne! Źle się stało.

    Po tym dialogu miałabym wrażenie, że umiejętności interpersonalne Duszki są wyższe niż Pana zdolności w tym zakresie...Byłabym też w stanie zrozumieć już o co jej chodzi kiedy ciągle jęczy jaka to jest niewyobrażalnie biedna;)
    Ładnie tu wyszły trudności w komunikacji w waszej relacji, ale...czy są relacje wolne od takich trudności? Nie;)

    A w nowym roku wszystkiego dobrego, życzę Panu tego wszystkiego czego pragnęłabym także dla siebie.

    I dzień dobry! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry :))
      Pięknie opisałaś Twoje dawne meble. Musiał dobry rzemieślnik zrobić tę szafę, bo dotychczas trafiłem tylko na jedną właśnie z takim schowkiem. To prawda, antyki zajmują sporo miejsca, choć mam wrażenie, że są bardziej pojemne. Ale może to tylko wrażenie. Doskonale Cię rozumiem, że wybrałaś względy czysto praktyczne, choć wyczuwam delikatną nutkę sentymentu :)) Niestety, moje poprzednie meble - nowoczesne i doskonale wyglądające, okazały się bardzo nietrwałe. Półki się wykrzywiły, drzwi nie chciały się zamykać, książki stały w trzech rzędach. I nie pomagało przekładanie półek na drugą stronę. Zatem zmieniłem na coś, co mi się dawno, dawno wymyśliło. Ale to też w sumie loteria, na co się trafi z meblami. Moi rodzice mają meble, które przeżyły pięć przeprowadzek i dalej służą, a są z ordynarnej płyty wiórowej. Mieli szczęście.

      Lanie? To nie było lanie, a klaps. I o ten klaps było tyle hałasu, że głowa mała. Ale skoro już jesteśmy w konwencji Małej, to skoro jest moją duszą, to właściwie sam sobie dałem klapsa. I sam sobie winny jestem. Co do moich zdolności interpersonalnych, to faktycznie, kulawo jakoś. Ale zakładając, że Mała, to cześć mnie, to i wychodzi na to, że sam ze sobą nie umiem rozmawiać. Niedobrze. Ale ostatecznie jakiś konsensus został wypracowany, więc może i kulawo, ale skutecznie. No i "kakało" zrobiłem na końcu, bo skoro obiecałem, to trzeba :))) A jej jęczenie, to znak firmowy Małej, która lubi wzbudzać litość. Kilka razy się na to nabrałem. Ale cieszę się, że tak popatrzyłaś na ten tekst, bo to znaczy, że czeka mnie jeszcze dużo pracy w technicznym aspekcie dialogizacji. Cenne!!

      Dziękuję Ci za życzenia - właśnie mi zrobiłaś dzień! :))
      Tak ładnie napisałaś, że od rana zastanawiam się, czego Ci życzyć, by nie wyszło banalnie i chyba znalazłem - W nowym roku życzę Ci dużo mądrości pośród mądrych, radości pośród roześmianych, zachwytu i spokoju pośród szczęśliwych. No i zdrowia :)))

      Usuń
    2. Sentyment zdecydowanie tak, bo takie meble kojarzą mi się z beztroskim dzieciństwem spędzonym na wsi. Dodatkowo gdzieś tam trafiają w moje poczucie estetyki.
      Jeśli więc kiedyś zamieszkam w przedwojennej willi;) to chętnie wprowadzę je ponownie we wnętrza.
      Moi dziadkowie meble (a także obrączki i pierścionek) odkupili od ciotki mojej babci. Ciotka była Rosjanką i wraz ze swoim mężem (bratem mojej prababki) przez jakiś czas mieszkała w Rosji. W trakcie drugiej wojny światowej żyli już jednak w Polsce. W 1940 roku wuj babci trafił do Katynia, skąd jakimś cudem wyciągnął go zaalarmowany przez swoją córkę teść- wysoko postawiony urzędnik rosyjski. W tej szczęśliwej loterii nie wygrał jednak zbyt długiego życia, zmarł w 1945, albo 1949 roku (dokładnie niestety nie pamiętam, mając gdzieś między 30, a 40 lat) najprawdopodobniej z powodu gruźlicy. Tak mi się przypomniała ta rodzinna historia jak już jesteśmy przy tych starych meblach.
      Ponoć na strychu domu dziadków nadal są jeszcze jakieś inne meble, skrzynie rodem z "Wesela" i bóg jeden wie jakie jeszcze artefakty przeszłości, o ile nie zeżarł ich czas.

      Techniczne aspekty dialogizacji. Bardzo to ładne. Nie wiedziałam nawet, że pisanie dialogów ma swoją nazwę. O prowadzeniu dialogów w utworach literackich nie mam najmniejszego pojęcia, nie wiedziałam nawet, że obowiązują tu jakieś normy, wytyczne czy możliwości rozwoju technik. Ot zwyczajnie, zawodowo niestety mam czasem skłonność do nadmiernego analizowania słów, rozmów czy obserwowanych relacji i wyciągania swoich wniosków (żeby była jasność nie zawsze prawidłowych;))
      Nie jest to więc zarzut, że technicznie gdzieś Pan poległ, a jedynie luźna obserwacja, wynikająca z jakichś moich zasobów i rzeczy, na które w związku z nimi zwracam uwagę. Nie ma się co katować moim gadaniem;)

      Dziękuję:)

      Usuń
    3. No i to jest historia!! Czytam i czytam i tyle się otwiera życiorysów, wydarzeń i kontekstów, że głowa mała. I w tym wszystkim meble, które były świadkiem przynajmniej części tej rodzinnej historii. To w jakiś sposób buduje łączność z tymi, których nie dane nam było poznać, a tylko ich historię. Niby nic wielkiego, a jednak. Chociaż z drugiej strony, czy nasze, współczesne meble też nie są świadkami naszej historii? Mówię o porządnych meblach, bo mnie się badziewie trafiło, które nie przetrwałoby kolejnych lat. Ale i tak, kiedy je rozkręcałem, jakoś tak nijak mi było, bo zdałem sobie sprawę, że brały udział w jakimś okresie w moim życiu. Te meble, które u mnie stoją w pokoju, to meble kupione od handlarza, choć mają swoją metryczkę i wiem, gdzie szukać ich historii. Natomiast mam jeszcze inne meble - rodzinne, które drogą transakcji wiązanej między dalekimi częściami rodziny (rodzina prababki, więc trochę egzotyka) trafiły do nas. Mają swoją historię domku myśliwskiego, w którym stały i dzięki temu uniknęły wejścia Rosjan do Polski, a właściwie na Śląsk. Co się działo z takimi miejscami, sama się domyślasz. Na dźwięk, ze coś jest niemieckie, z miejsca zostało niszczone. ostawały się jedynie rowery, jako towar ze wszech miar pożądany. To również historia kuchni mojej prababki, która nauczyła się gotować od swojej babki, która z kolei była kucharką u francuskiego właściciela fabryki. Poplątane losy i rodzin i wydarzeń tamtego czasu.

      Tak się ładnie mówi i brzmi profesjonalnie, ale prawda jest banalna, jeśli są zasady, to takie, by rozmowa była prawdopodobna. Jeśli wyczuwa się sztuczność, to z miejsca trzeba skasować to, co się napisało. Sama wiesz, ze język pisany i mówiony mają różne cechy. Operują innymi schematami i innym słownictwem. Zatem jeśli mamy przedstawić rozmowę, to musi być prawdopodobna. O tyle mam ułatwioną sprawę, że Mała, to dziwny twór, zatem mam pewną dowolność dyskusji czy konwencji samej rozmowy. Nie chciałbym, by to było moje lustrzane odbicie, pewne alter ego. Jest moją częścią - zgadzam się, ale jednocześnie chciałbym nadać jej cech indywidualnych. Bytu samoistnego. I tu już jest pewna trudność. No i płeć. mam w głowie pewien projekt z Małą i sporo notatek, które są punktem wyjścia do czegoś większego. Dlatego też staram się nieczęsto przywoływać jej postać czy postać Pani (Śmierci), bo chciałbym, by posłużyły mi do....Tfu, tfu, nie chcę zapeszać :)) Ale dojrzewają, a notatki rosną. Może się uda. Dobrze, ze na ten dialog właśnie tak spojrzałaś - analitycznie. teraz ja sam na niego popatrzyłem pod kątem analizy (literackiej, bo gdzie mi do Twojej) i faktycznie, paskudny typ ze mnie :))) Ale to w sumie też dobrze, bo to Małą trzeba lubić.
      Nie katuję się Twoim gadaniem, a przyjmuję uwagi uważnej czytelniczki i chowam jako coś cennego. Cennego dla mnie na inny czas. Za to Ci bardzo, bardzo dziękuję :)
      Miłego i spokojnego wieczoru :)))

      Usuń
  4. "Dlatego siedzę sobie tu. W swojej wieży, w swoim kawałku świata (...)". Dobrze mieć takie miejsce, zaszyć się w nim czasem, wziąć głęboki oddech i poczuć wewnętrzny spokój. Tu jest dobrze, ciepło, bezpiecznie, przytulnie, z dala od wszystkiego. Dobrze mieć swój kawałek świata. I dobrze, że jest Mała :) Uśmiechnęłam się, dziękuję. I uśmiecham się też do Ciebie, Witku :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Elu, dobrze jest mieć swój kawałek świata. I kiedy pisałem ten tekst, to miałem na myśli konkretne miejsce, pewną przestrzeń. Ale i przyszło mi do głowy, że to jest też również miejsce w nas samych. Kiedyś o tym pisałem, jako o świecie w nas samych. Czy to jest świat? Pewnie tak, choć lepszym słowem jest właśnie "miejsce", bo je urządzamy tak, jak chcemy. I w nim gromadzimy to wszystko, czym jesteśmy. Cieszę się, że się uśmiechnęłaś :)) Znaczy się, Mała zrobiła robotę :D I dziękuję Ci za uśmiech, a sam posyłam swój :)
      Miłego wieczoru Elu :)))

      Usuń
  5. Latarnik zawsze ma swoje miejsce, w którym siedzi i z którego na świat
    wychodzi. W innych miejscach czuje się obco. A kim jest mała? Aniołem?
    Dobrym skrzatem, co latarników odwiedza? Ciekawe, czy to kiedyś
    wyjaśnisz, czy ja sobie w głowie dopiszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poniekąd każdy ma takie miejsce - to bardziej wyimaginowane, wsobne oraz to prawdziwe. Choć zdaję sobie sprawę, ze to drugie wcale czasami takie może nie być. Ale póki jest, jest naszym miejscem, które nazywamy domem.
      Aniu, Mała, bo tak do niej mówię, to tzw "Stara Dusza" - zapewne znasz to pojęcie. W pewnym momencie poszło nie tak z moim życiem i rozdzieliliśmy się na dwa osobne byty. Osobne, ale związane. Pomijające wiele, można powiedzieć, że jest to twór, który miał być na dwa, góra trzy wpisy. Ale stał się czymś, co czytelnicy lubią. Jak nie lubią Pani, tak lubią Małą. Faktycznie, ma cechy skrzata, anioła, ducha, ale pewnie i zaskoczy, bo wyobraźnia autora lubi takie rzeczy :)) Trudno mówić w przypadku bloga o literaturze, ale właśnie tak patrzę na Małą, jako na pewien konstrukt, który ma potencjał. Sama zresztą koncepcja rozdzielenia duszy i ciała nie jest nowa, ale nie wszystko musi być nowe. Może warto i na tę koncepcję w nowy, inny sposób spojrzeć. Zahaczam tu oczywiście o herezję, czerpię z tradycji judeochrześcijańskiej, ale i celtyckiej. Czy mam do tego prawo? Nie wiem, ale dobrze mi się pisze dialogi z Małą.
      Pozdrawiam Cię :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty