Haust...

 

              Spieszę się. Spieszę, ale nie wiem dlaczego. Może patrząc na ludzi wydłużam krok, by poddany rytmowi miasta biec dalej przed siebie? A może po prostu chcę poczuć każdą sekundę przepływającą przeze mnie po to, by nasycić się czasem? Zupełnie jakbym widział na wyciągnięcie ręki jego koniec i starał się spalić wszystko to, co mi zostało najlepiej, najefektowniej. Na proch. Wszystkie zmysły są wyostrzone po to, bym nie zderzał się z ludźmi, bym widział tramwaj, samochody, wystawy sklepów, budynki. Nadstawiał ucha kiedy ktoś rozmawia, łowiąc słowa, schematy zdań, formułki. Wietrzę w powietrzu ścieżki zapachu, ale żadną z nich nie potrafię pójść. Wszystko się wali na mnie. Wszystko upada we mnie. Chciałbym uciec w boczną ulicę, chciałbym uciec gdzieś przed siebie, gdzie zziajany, łapiąc oddech siądę na ławce. Nie ma ławek. Wszystkie zapobiegliwe miasto sprzątnęło, by zaraza się nie roznosiła. Wszystkie sprzątnięto, by nałożyć na nie świeżą farbę. Wyciągam więc nogi, by być jak najdalej od tego targowiska próżności, w które zanurzyłem się ufnie wierząc w to, ze kupię to, co mam kupić. Wierząc, że tłum nie połknie mnie, nie przeżuje i nie wypluje. Łapię łapczywie oddech i wyciągam twarz do słońca, piję wodę. Zimna. Czuję, jak spływa przełykiem i cierpną zęby. Te łapczywe łyki wody mają spłukać mój pośpiech, moje zdziwienie, moje myśli. Nie spłukują, ale czuję się lepiej. Patrzę przez plastik butelki na świat, patrzę na rozbłyski, które chwyta woda zamknięta w naczyniu i podoba mi się to, co widzę. Mogłem wejść do kawiarni i tam napić się wody z plasterkiem cytryny. Mogłem uśmiechnąć się do kelnerki i wychwycić jej ukrywany obcy akcent, szczupłą talię i piersi schowane pod czarnym golfem. Mogłem popatrzyć na nią, jak na człowieka, który znaczy dla mnie wiele. Ale nie zrobiłem tego. Nie chciałem zamawiać kawy i siedzieć w cieple ludzkich głosów, w kawiarnianym gwarze. Uciekłem, wiesz? Po prostu uciekłem, choć wiem, że wrócę. Sama wiesz, że potrzebuję teraz czegoś innego. Sennych dni, wędrówki po tych drogach, które sam wybiorę. Chcę by czas przepłynął przeze mnie zmywając to wszystko, co narosło, zogromniało, wypaczyło się. Każde złe spojrzenie, każdy niepotrzebny gest, każde złe słowo. Wtedy znów przyjdą jasne myśli, wtedy znów będę mógł zanurzyć się w ludzi podsłuchując ich, znajdując szczegóły ich ubioru. Czując na sobie spojrzenia, które nie będą przeszkadzać. I wiesz, kiedy tak patrzę ze szczytu wzniesienia na dolinę, w której leży miasto, to nawet go lubię. Jego wyciągnięte w górę wieżowce, jego wieże kościołów i nieliczne, ocalałe kominy. Słońce zachodzi, to dobrze. W mroku łatwiej prześlizgnąć się. W świetle neonów człowiek wygląda jak duch – pojawia się i znika. Prostuję plecy przed zejściem po schodach wprost na ruchliwa ulicę. Jeszcze jeden oddech, jeszcze jeden haust powietrza. Jeszcze tylko przytrzymać je w płucach na minutę, dwie, może się uda. Tak dawniej robiłem, by poczuć tętnienie swojego serca i pragnienie powietrza. Już, wypuszczam z płuc ostatni oddech i nabieram nowy. Pora iść. Nogi uderzają w chodnik, a ja płynę przez zapadający mrok. Zapalają się latarnie. Znikam…   


























 

Komentarze

  1. "... potrzebuję teraz czegoś innego. Sennych dni, wędrówki po tych drogach, które sam wybiorę. Chcę by czas przepłynął przeze mnie zmywając to wszystko, co narosło, zogromniało, wypaczyło się. Każde złe spojrzenie, każdy niepotrzebny gest, każde złe słowo. Wtedy znów przyjdą jasne myśli... " ❤️
    Tak jak topnieje po zimie śnieg, zmywając cały brud i pył. Wilgotna i jeszcze zmarznięta ziemia przygotowuje się na nowe życie. Wiatr zamiata kurz i smog, odsłaniając błękitne niebo i zwiastując nowe. Pachnie wiosną, nadzieją, światłem. Nadchodzi czas oczyszczenia. Odpocznij, nabierz energii żeby odrzucać to co zbyt ciemne i zrób miejsce na nowe, żebyś mógł chłonąć wszystkimi zmysłami to, co dobre i jasne. Tego ostatniego życzę Ci jak najwięcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiosenne porządki, w sumie tak to zabrzmiało. A przecież chyba nie o to mi chodziło. Trochę zły na siebie jestem, że dałem się ponieść emocjom. Bo powinienem usiąść, pomyśleć i dojść do wniosku, że po co nerwy, skoro i tak są ferie. I dobrze, ze są. Kiedy zaczynałem pracę, to nie odczuwałem potrzeby ferii. Ba, nawet zły byłem, że gubię rytm. Teraz jednak doceniam to, że z człowieka schodzi całe napięcie. Tego też trzeba było się nauczyć. I tego właśnie powinni nas uczyć, jako podstawę pracy. Może kiedyś. Może...Odpoczynku Elu i dużo, dużo chwil tylko dla siebie :)))
      PS. Przepraszam za obsuwę w komentarzach, ale uważam za nietakt odpowiadanie półsłówkiem, a taka właśnie byłaby moja odpowiedź pisana z telefonu.

      Usuń
    2. Wszyscy dajemy się ponieść emocjom, to nic złego. Chociaż czasem mnie też bardzo źle z tym, że tak łatwo pozwalam im sobą rządzić. A odpoczynek to rzecz konieczna i wbrew pozorom nie taka łatwa. Też kiedyś potrzebowałam go mniej. A przynajmniej tak mi się wydawało. Pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że przeraża mnie czas wolny, zupełnie nie wiem co ze sobą zrobić. To sygnał, że trzeba się nauczyć odpoczywać. Właśnie odkopuję spod gruzów pracy stan relaksu. Czasem mi prawie wychodzi ;) Dziękuję za życzenia, w Twoją stronę też wysyłam dużo dobrego :))

      Usuń
    3. Wiesz sama, ze emocje są zdradliwe, ale czasem lepiej im dać upust, niż gromadzić wewnątrz. Ja nauczyłem się tego drugiego i...cóż, ponoszę konsekwencje. Nieciekawe, ale sama wiesz, jak to wygląda. Więc w moim przypadku, to dobry moment, by pozwolić się oczyścić i z ich zalegania, odkładania się. A czy to będzie jazda na rowerze, łażenie bez ceku brzegiem morza, bieganie, czy spanie (tak, to też odpoczynek), to już nasz wybór :))) Masz całkowitą rację, ze trzeba się nauczyć wypoczywać i chyba w takich zawodach skazanych na emocje powinno wprowadzać się szkolenia. Ale nie jakieś bla-bla, ale porządne, z wyjazdem i z ćwiczeniami praktycznymi. Zapisuję się od razu!!!
      Uśmiecham się, więc niech do Ciebie leci - tym razem nie z drugiego końca miasta, a kraju, ale wcale nie mniej serdeczny i ciepły :)))

      Usuń
  2. Chyba każdy z nas od czasu do czasu ucieka od... No właśnie, pewnie każdy od czego innego. Od zgiełku, ale i od ciszy. Ja najczęściej od tej drugiej. Pięknie na zdjęciach. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to jest niezbędne i konieczne. I wiesz, dawniej nawet czułem wyrzuty sumienia z tego powodu, że "uciekam". Ale wiem, że w pracy będę lepiej funkcjonował. Doskonale Cię rozumiem, bo ja uciekam w samotność, by przetworzyć to, co się nagromadziło, uporać się z tym, co wewnątrz. Natomiast jest tez "drugi kierunek", kiedy trzeba zwyczajnie chłonąć ludzi i samemu dać to, co możliwe :)) Przepraszam, że zwlekałem z odpowiedzią, ale nie zwykłem pracować na smartfonie i poniekąd uważam to za obrazę, bym tak odpowiadał. Zatem nie miej mi za złe. Pozdrawiam Cię również :))

      Usuń
  3. „zanurzyłem się ufnie wierząc w to, ze kupię to, co mam kupić. Wierząc, że tłum nie połknie mnie, nie przeżuje i nie wypluje.” Dziś i ja weszłam w tłum. Od dawna nie grasowałam po sklepach. Jakież było moje zdziwienie, że nie łatwo kupić to, co w planach. Tak bardzo się wszystko zmieniło. Inne sklepy, inna moda, a w przymierzalniach pustki. Tylko ludzie mimo wszystko tacy sami węszący okazji i rozgadani.
    „łapczywe łyki wody mają spłukać mój pośpiech, moje zdziwienie, moje myśli.”
    „A może po prostu chcę poczuć każdą sekundę przepływającą przeze mnie po to, by nasycić się czasem? Zupełnie jakbym widział na wyciągnięcie ręki jego koniec i starał się spalić wszystko to, co mi zostało najlepiej, najefektowniej.” Ile razy pojawiła mi się w głowie podobna myśl. Bo jest czas, że biegnę i łapię każdą chwilę, by nią sią napełnić prawie aż do przelania tak, by kapało na zewnątrz tym to w środku. Potem przychodzi chwila oddechu i refleksji po co, dlaczego…
    Miasto, w nim ludzie, w nim my i nasze poplątane drogi „Wietrzę w powietrzu ścieżki zapachu, ale żadną z nich nie potrafię pójść. Wszystko się wali na mnie” „Chcę by czas przepłynął przeze mnie zmywając to wszystko, co narosło, zogromniało, wypaczyło się” Tak czasem bywa, że nadmiar ulewa się z człowieka, że musi uciec. Są ucieczki na kilka chwil, na godziny, dni…ale wszystkie nie bez znaczenia. Dzięki nim, przynajmniej ja tak mam, jeszcze mogę brnąć w tej zawiłej codzienności, która staje przede mną szykując co krok nowe niespodzianki, niekoniecznie wyczekiwane i miłe. Pozwalają, by spojrzeć na twór zwany miastem i na ludzi w nim, tych bliskich i tych zupełnie nieznanych, z odrobiną miłości i zwyczajnego ludzkiego zrozumienia.
    Delektuj się więc Witku każdą sekundą, każdym deszczem, wiatru podmuchem i słońca promieniem. Zbieraj te dobre chwile, spokój i błękit w oczach, jak kiedyś zapasy na zimę, by mieć na jutro, pojutrze , może na dłuższy czas.
    Zdjęcia Witku bardzo mi się podobają, nawet rozpoznaję na nich niektóre miejsca, ale tym naj, naj niech będzie „Wróć do rozmowy” :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnąłem się jak zwykle, kiedy czytam Twój komentarz. Nie, nie dlatego, że śmieszny, ale dlatego, że wiem, że piszesz od serca. A to jest jakieś pokrzepienie, ze chcesz interakcji, że chcesz wypowiedzieć to, co w Tobie obudził ten tekst. A chyba obudził, bo przywołujesz cytaty. Wiesz, kiedy czytam te moje zdania wyrwane z tekstu, to zachodzę w głowę, jak ja to u diabła starego napisałem? bardzo bym tak chciał, by było jak w poezji Miłosza, który w jednym ze swoich wierszy mówi "że w nim jest Dajmonion, ani dobry, ani zły, który dyktuje słowa". Byłoby na koggo zwalić, a tak... To tak do śmiechu napisałem. Masz rację - w sobotę szukałem czegoś dla siebie. Niestety, nie jest łatwo kupić to, czego oczekuję. Nie chcę iść na kompromisy z samym sobą, a dostać to, co mi jest potrzebne. Zwłaszcza, że to nie coś wydumanego, a zwykła, prozaiczna rzecz.
      Miasto....wiesz, w ostatnim czasie często przejeżdżałem przez różne miasta i stwierdziłem, ze je lubię. Lubię Katowice, lubię Tychy itd. Tyle tylko, że czasami sam jestem zmęczony i miasto nie pomaga w tym, by czuć się inaczej. Tyle rzeczy, tyle spraw, a człowiek nie wie w końcu, czy to co robi, ma sens, czy robi, bo robi z automatu. Dlatego uważam, że trzeba odpocząć. Niezależnie od tego, czy będzie się szło przed siebie i myślało o niebieskich migdałach, czy będzie sie siedzieć w swoim ulubionym fotelu i stawiać pasjansa, to zawsze to jest odpoczynek. I tak jest dobrze, bo ważny jest smak tego, co czujemy. Jeśli przestajemy, to coś jest nie tak, a nasza praca staje się mechaniczna. Nie lubię takiej pracy.
      Zdjęcia z mojego "latania", gdzie musiałem kilkakrotnie przejść do różnych miejsc, więc szedłem skrótami. I dobrze się stało, bo dawno nie byłem w tamtych rejonach. Dziękuję Ci serdecznie za komentarz i wiosennie - bardzo wiosennie Cię pozdrawiam :))))

      Usuń
  4. Słabo znam Katowice, ale nawet ja rozpoznaję Spodek. Rozpoznaję też NOSPR, bo kilka razy tam byłam, a przy okazji budynek NOSPRu to naprawdę udany projekt i zwyczajnie ładny budynek. No i ulica Mariacka na której można zjeść naprawdę niezłą pizzę. I to by było na tyle z mojej znajomości Katowic. Nieźle;)

    Zazdroszczę Panu tych okresowych ucieczek. Samej możliwości. Nie zawsze zazdroszczę, czasami, ale to jest właśnie taki moment. Lubię myśleć, że smakują wolnością, może to tylko złudna wolność, nie wiem, ale lubię myśleć że jak ktoś może tak uciec to przynajmniej na chwilę jest to taka prawdziwa, oczyszczająca i kojąca wolność, która potem pozwala działać dalej, która pozwala odpocząć. Mam też wrażenie, ze daje to poczucie takiej sprawczości, choćby prostych rzeczy- jak długo idę, gdzie idę, co robię, czego robić nie muszę. Ja nie uciekam, to nie tak, ze nie chcę czy nie potrzebuję (boże jak potrzebuję i chcę), ale mam swoje kotwice. Może kiedyś. Teraz musi mi wystarczyć sama wizja jak taka ucieczka mogłaby wyglądać, albo fantazja że kiedyś mi też się uda. Na kilka chwil, dla samej siebie. Jak czytam to co napisałam to wydaje mi się, że wydźwięk tego jest niesłychanie smutny, a to też nie do końca tak, bo i brak tej możliwości ucieczki ma swój urok. Dla zdrowia jednak dobrze jest czasem odciąć się od obowiązków z pobudek czysto egoistycznych, by zadbać o swoje potrzeby i własne granice. A dla mnie na ten moment jest to po prostu trudne, nieosiągalne, stąd z pewną zazdrością spoglądam na to co ma ktoś, a czego nie mam ja, a czasem bym chciała mieć.
    Pewnie nie rozumie Pan o czym mówię i o co mi właśnie chodzi;)

    Bardzo podoba mi się zdjęcie nr 5! Posmak bożonarodzeniowych świąt u progu zapowiedzi wiosny. Miły widok.

    Spokojnego wieczoru!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem nieźle z tymi Katowicami :)) Mówię bez ironii, bo gdyby nie przyjaciele, to pewnie znałbym jeszcze mniej. Niby studia się robiło, ale zupełnie jest, kiedy się dojeżdża, a inaczej, kiedy się w mieście (dalekim) mieszka. Ale to temat na kiedy indziej.
      Faktycznie, kiedy przeczytałem to o ucieczce, to pomyślałem sobie, jaki ja niesprawiedliwy jestem. Bo oceniam według siebie i swoimi kryteriami. Podejmuję decyzję i szast-prast, już mnie nie ma. I bardzo smutno zabrzmiałaś. Ale spójrz na ten tekst troszkę inaczej - to tekst człowieka, który wie, że jego kotwice nie zostały zwinięte, ani nikt lin nie poodcinał. To wszystko jest tyle, że o tym nie wspominam. Niestety, nikt nie da mi urlopu od życia, a ono potrafi się o człowieka upomnieć zwłaszcza, kiedy napięcie opadnie. Zapewne też znasz taki dowcip, w którym szef pyta Kowalskiego: "Kowalski, lubicie ciepłe piwo i spocone ciała? Nie? To w takim razie pojedziecie na urlop w listopadzie. Ja mam niestety z góry narzucone terminy i albo mnie mrozi i przewiewa wiatr, tak jak teraz (ma być dziewiątka w nocy nad Bałtykiem), albo drałuję z kocem o nieprzyzwoicie wczesnej porze tylko po to, by choć chwilę pobyć w ciszy. A o mailach i wiadomościach tudzież telefonach nie wspomnę, bo szkoda na to nerwów. No i jeszcze życie prywatne, które się zostawia. Wcale się nie zostawia. Ot, gdzieś jest cały czas w tyle głowy. Więc z tą wolnością, to nie taka jasna i prosta sprawa. I z ucieczką oczywiście.
      Ale to wielka prawda, o której wspominasz, że dla zdrowia psychicznego trzeba czasem odpocząć. Albo chociaż zmienić miejsce. Raz tylko udało mi się uciec w Bieszczady i była to siekiera, którą ciąłem ile sił w rękach, by zostawić to, co toksyczne.
      Dlaczego mam nie rozumieć? Doskonale Cię rozumiem, bo sam tak mam. Z różnych względów nie jesteśmy sobie tylko my, ale istnieje wokół nas środowisko, od którego jesteśmy zależni i które zależne jest od nas - naczynia połączone.
      A zdjęcie nr 5 robiłem chyba ze trzy razy, bo ciągle ktoś w kadr właził. Ale właśnie chciałem taki kontrast i cieszę się, że go dostrzegłaś.
      Miłego i spokojnego wieczoru dla Ciebie :)))
      PS. Miała być ucieczka, a właściwie dziś, na noc przed powrotem, zdałem sobie sprawę, że minął jeden, góra dwa dni. Takie mam poczucie. Czyli za przeproszeniem g*** nie ucieczka... Sam się z siebie śmieję :))

      Usuń
    2. A wie Pan ja tez byłam teraz nad Bałtykiem, nasze wyjazdy pewnie się nawet pokrywały. Nie miało to niestety posmaku ucieczki, odpoczynku, czy choćby chwili spokoju, momentu dla siebie. Jedyne co miał mój wypad wspólnego z pańskim to to, że okrutnie wiało;)
      Na wiosnę zaś jadę w Bieszczady. Żaden to powiew niezależności, ale jedyna wolność i oddech na jaki będę sobie mogła pozwolić w bardzo długiej perspektywie czasu. Teraz jak o tym myśle, to może nawet wystarczający jak na moje potrzeby? Choć czasem po prostu marzy mi się dłuższa chwila ciszy, spokoju, czasu dla siebie, odpoczynku, samotności i nudy, dłuższa czyli tak od 3 dni do optymalnego tygodnia;)
      A z drugiej strony jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma, musi mi wiec wystarczyć to na ile mogę sobie pozwolić:)

      Pięknego dnia:)

      Usuń
    3. Wybacz, że teraz odpowiadam. Bo teraz wreszcie mogę z mojego fotela i klawiatury wstukać to, co chcę. Z telefonu niby można również, ale zbyt szanuję ludzi, którzy tu piszą. Tak sobie kiedyś założyłem i się tego trzymam. Oczywiście PKP dało plamę na całego, więc na jakiś czas zapomnę o tej instytucji. Organizacja jakaś niby jest, ale wszystko działa tak, jakby nikomu nie zależało i wszyscy pracowali za "Bóg zapłać".

      To, co napisałaś: "Choć czasem po prostu marzy mi się dłuższa chwila ciszy, spokoju, czasu dla siebie, odpoczynku, samotności i nudy" - uważam za kwintesencję odpoczynku. Doskonale Cię rozumiem i w kwestii odpoczynku i tego czasu, którego tak niewiele dla siebie. Smutne to, ale skoro trzeba, to trzeba. Znam to zbyt dobrze, więc smutno kiwam głową.
      Uśmiecham się, że byłaś nad Bałtykiem - trudny pogodowo czas. Lubię wiatr, ale to, co się działo przekroczyło moje możliwości chodzenia. Chociaż jednego, wietrznego dnia się zaparłem i poszedłem plażą do Mielna udowodnić sobie że potrafię. Dałem radę, ale przyjemności połowę odebrało. Choć już pod koniec pobytu zrobiłem sobie normalne wędrowanie i pękło 35 km.
      Oby Twój wyjazd w Bieszczady miał w sobie chwile dla siebie i na odrobinę samotności. Głupio tak napisać "trzymam kciuki", ale wiesz, co mam na myśli.
      A ostatnia Twoja myśl - nie lubiłem nigdy tego powiedzenia, ale zgadzam się z nim, bo jest prawdziwe. Jako dziaders kiwam głową w zrozumieniu i cichej solidarności :)))
      Dobrego dla Ciebie :)))
      PS. Nie wiedziałem, ze byłaś nad Bałtykiem, to chociaż teraz do Ciebie pomacham z całkiem bliska :)))

      Usuń
    4. Mam nadzieję, że nie czuje się Pan dotknięty i urażony faktem, że ja odpowiadam z telefonu;)
      Nie wpadłabym na powiązanie urządzenia na którym się odpowiada na komentarz z szacunkiem wobec kogoś, ale kto nie ma swoich idiosynkrazji niech pierwszy rzuci kamieniem;)

      Wiatr nad morzem także przerósł moje najśmielsze fantazje. Jednego dnia wiało tak okrutnie, że w aptece wykupiłam torbę leków przeciwbólowych i antybiotyk, bo nabawiłam się pierwszego w życiu zapalenia ucha. Także rozumiem co ma Pan na myśli z tym odebraniem połowy przyjemności. 35 km to mocarny wynik!
      U mnie z pewnych względów padło na Kołobrzeg, byłam tu pierwszy raz w życiu i ogrom turystów był przerażający. Nie chcę sobie wyobrażać co tam się musi dziać latem. Zwykle wybieram inne lokalizacje, moim faworytem jest gmina Choczewo- tylko zeszłym roku byłam tam dwa razy, we wrześniu i na przełomie października i listopada. Już we wrześniu jest tam pusto i po sezonie. Nie ma tam zabudowań blisko plaż. Żeby dostać się nad morze trzeba przejść conajmniej około kilometr przez las. Rozumiem, ze dla części osób może to być nieatrakcyjne, bo jak przyjeżdzają nad morze to chcą mieć je na wyciągnięcie ręki, a nie jeszcze dodatkowo błąkać się po lasach, ale dla mnie to zdecydowanie atut.

      Bieszczady… w złym momencie to ugłośniłam. Nie będę płakać z tego powodu, bo moje zachcianki i potrzeby odpoczynku to fanaberia przy aktualnych wydarzeniach :(

      Dobrego i spokojnego przede wszystkim wieczoru!
      :)

      Usuń
    5. Już pierwsze Twoje zdanie, to mój uśmiech :)) Ale do rzeczy. Nie wiem, może jestem dziadersem, bo uczyłem się pisać jeszcze na maszynie do pisania. Co prawda znaleźnej i straszliwie hałaśliwej, ale jakąś wprawę w palcach miałem. System klawiszy niemiecki, ale kto by się przejmował - ważne, ze było. I to mi zostało, że z klawiatura czuję się w miarę dobrze. To takie ogólne tłumaczenie. A szczegółowe, ze system bloggera jest tak mało czytelny na smartfon, że różnica między usunięciem, a upublicznieniem komentarza jest o milimetry. Dlatego wolę z tej aplikacji nie korzystać, bo jest niefajna. Zazwyczaj, kiedy widzę, że przyszedł post, opublikuję i muszę niestety liczyć na wyrozumiałość komentującego, że poczeka jakiś czas, kiedy odpowiem. Tak właśnie było nad morzem. Nic nie stało na przeszkodzie, bym na plaży odpowiedział. Ale jeśli ma mieć to sens i być składne, to wolę poczekać do momentu, kiedy siądę przed laptopem i wtedy normalnie odpowiem. I ŻADNĄ MIARĄ nie czuję się urażony, bo to dla mnie prawdziwa radość móc w ten sposób rozmawiać. Pięknie użyłaś tego słowa idiosynkrazja i z lubością moje oczy skakały po literach :)) Mówię serio - bardzo lubię tę cechę zapożyczeń w języku polskim. Nawet, za swoich szczeniackich czasów czytałem słownik wyrazów obcych. Do poduszki niby, ale też się liczy. I wychodzi z tego pewien rodzaj pokory, który każe mi pracować nad językiem.
      Ojoj...zapalenie ucha, to nic przyjemnego, bo miałem ze trzy lata temu. Koszmar. Naprawdę Ci współczuję :(( Ale fakt, byliśmy blisko, prawie za miedzą, bo ja w Sarbinowie. Jakieś 35 kilometrów (w jedną stronę) Nawet widziałem zabudowania z Ustronia Morskiego, bo tam dotarłem w swojej wędrówce. Zazwyczaj jeżdżę do Chłopów, czyli o wieś dalej w stronę Mielna. Mam tam swoje miejsce, choć może w tym roku zdecyduję się na inny kierunek. Zobaczymy, jak się ułoży, bo tu jest kwestia właściciela budynku. W każdym razie miasto ma swoje plusy - na przykład apteka. Poszłaś, kupiłaś i byłaś zabezpieczona. Natomiast ja kilka lat temu (bodaj w roku Twojej matury, albo tuż po) wybrałem się do Smołdzińskiego Lasu. Od morza 5 km, które dzielnie pokonywałem codziennie cztery lub 6 razy, co nie było złe i to była jakaś rozrywka. Rowerem raźniej. Natomiast infrastruktura nie istniała. O aptece można zapomnieć, a miałem pecha i rozchorowałem się, więc musiałem 40 km jechać do apteki, która już przestała istnieć... Obiad? Niby blisko, bo w sąsiedniej wsi, ale kiedy wracałem po zrobieniu tych 6 km w jedną stronę, to zwyczajnie byłem głodny. Ale widoki były fantastyczne, bo to park narodowy. I faktycznie, ludzi było bardzo mało. Jednak bez samochodu albo sprawnego roweru raczej problematyczne. Dlatego teraz szukając czegoś uważnie patrze, czy "gdyby coś", to znajdę pomoc. Heh, znak starzenia się chyba :)))
      Nie mów, że fanaberia i zachcianka. Masz taką potrzebę, a tłumaczenie swoich potrzeb potrzebami wyższymi jest dobre, ale do czasu. Sama wiesz, jak się to kończy. Jeśli nie Bieszczady, to gdzie indziej :)) A czas mizerny i niespokojny bardzo. Z niepokojem czytam i oglądam to, co się dzieje właściwie za miedzą. Smutne, bo uczę kilku uczniów z Ukrainy i wiem, ze w poniedziałek ich miejsca będą puste.

      Odpoczynku dla Ciebie i dużo, dużo spokojnego uśmiechu :)
      PS. Zwłaszcza wieczorem :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty