Świetliki...

 

 Alexis Ffrench - Waterfalls

                  Noc się we mnie przelewa, jakby ktoś naczynie z ciemnością podniósł do góry i przechylił, by napełnić butelkę. Leje się struga ciemności i znika we mnie. Lubię ten ciemny chlupot i lubię światło odbite od tej ciemności. Punkt. Iskrę, która zatańczy w chlupocie na powierzchni. Wiesz, kiedy byłem mały, bałem się ciemności. Zakrywałem oczy i po dziecinnemu chowałem się za dłońmi przyciśniętymi do twarzy. Ale ciemność pod powiekami też była straszna, więc szybko zdejmowałem ręce i znów zakrywałem. Za którymś razem odkryłem, że oczy przyzwyczajają się do ciemności. Powoli wyłaniają się kształty odbarwione, o dziwnym nalocie. Jakby szept w ciemności opadł pyłem na wszystko. Wystarczyło jednak włączyć światło, by ten cały zbudowany w kilka chwil świat w ciemności zamienił się na powrót w to, co znajome. Kiedy gasło światło przed oczami wybuchała znów czerń i znów czekałem, aż świetliste koła w oczach miną i świat znów zacznie się wyłaniać w innych kształtach. Nie wiedziałem wiele o świecie, nie wiedziałem wiele o sobie. Choć czy teraz wiem? Im głębiej wchodzę, tym mniej wiem. I ciągle ktoś uparcie zapala światło wtedy właśnie, kiedy cisza opada szarym pyłem w ciemności, w której zaczynam coś widzieć. Przypomniały mi się dziś świetliki. Wiesz, te ruchliwe chrząszcze, które wabią się światłami w ciemności dając sobie sygnały i zataczając pętle pisząc w powietrzu swoją opowieść o pożądaniu. Czasami można je spotkać pod koniec czerwca i na początku lipca, jak krążą w ciemności. Żyją tam, gdzie jest czyste powietrze, które jest miarą ich trwania. Są niepozorne. Kiedyś złapałem kilka mając nadzieję, że będą krążyły w butelce przez całą noc. A one zgasły. Rano okazały się zwykłymi chrząszczami. Ani brzydkimi, ani ładnymi. Ich niezwykłość można dostrzec tylko w ciemności, kiedy krążą włączając swoje światełko i wabiąc. Pamiętam, że długo w noc patrzyłem, kiedy zaczną krążyć zamknięte w butelce dając światło. Bezradnie, jak to chrząszcze drapały się po szklanej powierzchni szukając wyjścia. W końcu otworzyłem butelkę. Jeden za drugim wyszły i w ciemności po jakimś czasie rozbłysły ich światełka. Znów wabiły się światłem czułe tym razem na drganie powietrza, na ciepły, ludzki oddech. Ostatni raz widziałem je w Bieszczadach. Oblała mnie ciemność i ciemność weszła we mnie. Miałem latarkę, ale nie chciałem jej użyć. Chciałem sfotografować niebo, które zrazu ciemne napełniło się blaskiem gwiazd, mgławic i tego wszystkiego, co rozpięte nad nami. Widziałem uginające się pod naporem gwiazd powietrze. A kiedy zmęczyłem się patrzeniem, czekaniem na lot gwiazdy ku ziemi, popatrzyłem na trawę, która wydawała się szara i granatowa równocześnie. Świetliki krążyły nad trawą wabiąc się światłem. Tak bardzo chciałem odczytać wszystkie znaki, które dawał mi świat szukając odpowiedzi na to, co we mnie, ale nie znalazłem. Tylko wcześnie rano, kiedy wychodziłem w góry, przyszedł do mnie pies. Najpierw patrzył, jak zawiązuję buty, a potem podszedł. Podrapałem go za uszami i pogładziłem po kudłatym łbie. Przyjął to, jako coś oczywistego. Popatrzyłem w jego brązowe, mądre psie oczy i poczułem, że ciemność dalej jest we mnie. Chlupocze przy każdym ruchu. Szedłem drogą przez śpiącą wieś zmierzając na swój szlak, a pies szedł za mną. Odprowadzał mnie. W końcu został przy jednej z ostatnich chat. Szedłem napełnić się światłem słońca tak innego od tego w nocy. A może zbierałem światło, by rozbłysnąć, kiedy nadejdzie ciemność? Tylko dla kogo..?









 

Komentarze

  1. Świetliki i ludzie chyba mają coś wspólnego. Zaczynają świecić dopiero kiedy czują się bezpieczne i wolne. Może nawet szczęśliwe- jeżeli da się tak powiedzieć o chrząszczach. A może nawet gdy nie są szczęśliwe to migoczą, bo nie chcą żeby ktokolwiek wiedział.
    Pewnie nie zastanawiają się w jakim celu świecą, może nawet nie są świadome, że uwalniają blask rozpraszając ciemność. Może nie wiedzą, że jest niezbędny do życia? I że dzięki temu światełku komuś choć odrobinę ciepła rozleje się pod skórą? Chociaż przez chwilę, chociaż na moment.
    A może jednak to wiedzą? I pozwalają się zobaczyć czasami, żeby ktoś inny pomyślał, że to ładny widok i dobry omen. Żeby sobie uświadomić, że na tym świecie są piękne rzeczy, momenty. Tak na przekór wszystkiemu i pomimo wszystko. Oraz aby ktoś, kto ma możliwość je dostrzec poczuł się wyjątkowo chociaż trochę. Może nawet się uśmiechnął? Bo to taka magia jest z tymi świetlikami. Jeżeli sobie na nią pozwolimy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, w bardzo ładny sposób zinterpretowałaś to, co napisałem. Długo myślałem nad tym tekstem, bo co rusz wyskakiwały rzeczy mało przyjemne. Nie chciałem, by w żaden sposób zakłóciły to, co gdzieś tam niosę w sobie. A co niosę? Nie napisałem tego licząc właśnie na głos czytelników. A nie napisałem tego, że jesteśmy i trochę jak te świetliki, które wabią się światłem, ale i jak lustra, które odbijają wszystko na swojej drodze. Również światło, ale i mrok. Może właśnie w takim mroku stoją lustra, by odbić tę iskrę, to nikłe światło świetlika? Nie wiem, tak mi się wymyśliło. A że pisze tylko z mojej perspektywy, to i mogę się mylić. Są też ludzie-lustra, którzy zamiast odbijać i zwielokrotniać blask, pochłaniają go. Skomplikowane to trochę, więc może dobrze, że o tym nie napisałem, a skupiłem się na świetlikach, które poddane swojemu rytmowi świecą, kiedy czują się bezpieczne, albo po to, by się wabić światłem. Tak, zdecydowanie taka wizja bardziej mi się podoba, bo jest prostsza :))
      Bardzo ładnie napisałaś o naturze. I wiesz, to stara prawda, ze właśnie w naturze szukamy i znaków i rozwiązania problemów. Szukamy też spokoju, natchnienia i inspiracji. Piszesz o magii, uśmiecham się. Nie, nie dlatego, że to śmieszne, tylko dlatego, że często w naszym języku jest pewien błąd konstrukcyjny, bo mówimy, że coś jest magiczne. Może i tak jest, choć teraz tak sobie myślę (teraz), że to magia musi być w nas, bo ona właśnie pozwala widzieć świat takim, byśmy mogli powiedzieć, ze jest magiczny.
      Dziękuję Ci serdecznie za komentarz, w którym odnalazłem dobre, jasne słowa i uśmiech. Również i ja się do Ciebie uśmiecham i macham na drugi koniec miasta :)))

      Usuń
  2. Cieszę się bardzo, że się uśmiechnąłeś :) Też się do Ciebie uśmiecham i macham :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Może ciemności nie ma? Bo przecież po jakimś czasie przyzwyczajamy się do ciemności i zaczynamy widzieć kształty.
    Bo świetliki, bo gwiazdy, bo światła w oddali. Jakie to piękne :)
    Może ciemność jest tylko tłem dla podkreślenia urody świetlików? Przecież nie byłoby ich widać, gdyby ciemności nie było.
    Może to coś znaczy?
    Może ciemność w nas jest potrzebna, żebyśmy ujrzeli urodę świetlików, które też tam są. Brzmi to dobrze i chociaż wiem, że nie zawsze tak jest, to miło myśleć, że nawet kiedy zapada w nas mrok, możemy czekać na małe, niezawodne świetliki i ich świetlisty taniec.
    Obyśmy nigdy nie zapomnieli o świetlikach, tego Tobie i sobie życzę i pozdrawiam z uśmiechem i nadzieją :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ciemność jest. Tyle tylko, że to właśnie my szukamy tych punktów, które ją rozjaśniają. Choć z drugiej strony taki kot czy ośmiornica....No dobra, teoretyzuję :)) W każdym razie stawiasz pytanie Aniu, ale wyczuwam, że jest ono tylko retoryczne, że właśnie tak sądzisz, że ciemność służy temu, by podkreślić światło.
      A ciemność w nas? Tak, chyba jest potrzebna. Chyba, bo czasem mam wątpliwości. Ale jak inaczej dostrzeglibyśmy całą urodę świata i człowieka, prawda?
      Długo wahałem się, by napisać o Bieszczadach i świetlikach. Czasami są takie momenty w życiu, które mimowolnie człowiek uważa za ważne mimo tego, że obiektywnie nic ważnego się nie dzieje. Ten moment był ważny, bo chciałem, by taki był. Ale kiedy pisałem tekst pomyślałem sobie, że właśnie o nich napiszę, by nie otrzeć się o banał białego i czarnego, jako przedstawicieli dobra i zła. Nie wiem, czy wyszło, ale czytam komentarze i uśmiecham się.
      Dziękuję Ci za pytania i za dobre słowa. Pytania są ważne, sama wiesz. Czasami ważniejsze od odpowiedzi. Więc po raz wtóry dziękuję i macham przez dzisiejszą szarość z nadzieją na wiosnę :)))

      Usuń
  4. Tylko raz byłam świadkiem czerwcowego tańca świetlików. Wiele lat temu w Karkonoszach. Pamiętam doskonale do dziś ten jeden z najbardziej bajecznych widoków w moim życiu. I wiesz zapewne, że one bardzo nie lubią sztucznego światła. Ciekawa jest natura, prawda? A ja lubię czerń lecz nie lubię ciemności, bo to nie to samo. Nie, nie bałam się nigdy, nawet tej całkiem najmroczniejszej, gdy nie widzisz palca przed oczami. Dlaczego? Czym byłoby światło bez mroku? To jak dzień bez nocy. Każdy z nas tak naprawdę ma swój własny mrok i własne świetliki. Często śpią ukryte głęboko. Czasem chowają się spłoszone lub zupełnie bez powodu, ale też i my sami nie pozwalamy im rozpocząć magicznego lotu, zamykając je w cieniach poplątanych myśli. Zawsze jednak, choć niewidoczne, tlą się czekając, by móc pofrunąć wysoko.

    Podziwiam bardzo Witku Twoją pomysłowość i umiejętność kreowania kompozycji. Mnie to zupełnie nie wychodzi, choć uparcie próbuję. Opowieść bieszczadzka bardzo mi się podoba i wiem, jak wiele dla Ciebie znaczy. Migoczące cudnie zdjęcia i dźwięki doskonale wpisują się w ten klimat. Wiele tu symboli, jak to zwykle w Twoich tekstach. Świetliki, butelka, ale też postać poczciwej, dobrej psiny, która swą mądrością i przyjaznym wzrokiem prowadzi, by nie zbłądzić w nieznanych i ciemnych uliczkach.

    Na moich wysokościach znów, jak co wieczór, pali się świeca i łańcuchy światełek dla rozjaśnienia nocy, a ja macham i macham i liczę, że może choć powiew doleci do Tychów :))
    Pozdrawiam Witku wieczornie i bardzo, bardzo serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest taki fragment w "Mistrzu i Małgorzacie" Bułhakowa (wielbię tę powieść), kiedy do Wolanda przychodzi wysłannik Mateusz Lewita. Z niechęcią pozdrawia Wolanda, na co Woland odpowiada - głupi jesteś. Wyobraź sobie świat bez cienia wypełniony tylko jasnością. Wszystko spaliłoby się na proch. Oczywiście to nie cytat, a wywołane z pamięci słowa, ale one w jakiś sposób utkwiły mi w pamięci. Oczywiście metafora światła i cienia jest na tyle uniwersalna, ze można ją odnieść do człowieka. Mnie się ogromnie spodobała. Tak, masz rację - każdy z nas ma swój własny mrok i swoje własne świetliki. A napisałem ten tekst nie bez przyczyny. W ostatnim czasie aż nadto poczułem gęstniejącą ciemność w słowach skierowanych do mnie. Zdziwiłem się.

      Wiesz Elu, ogromnie Ci dziękuję, że tak ładnie popatrzyłaś na te zdjęcia, ale mam wrażenie zupełnej improwizacji i prowizorki. I wiesz, to chyba nie kreatywność, a ratowanie się czymkolwiek, by zdjęcia zrobić.
      Cieszę się, że wspomagasz się światłem i świeczką i też macham do Ciebie. Może i nic nie widać, ale dziś wydawało mi się, że chyba poczułem wiosnę. Zatem, by stało się zadość - macham wiosennie :)))

      Usuń
    2. Nie wierzyłam Witku, ale dziś widziałam pierwsze przebiśniegi. Pojawiły niezawodnie w tym samym jak roku miejscu. Tak bardzo się cieszą, bo to znak, że wkrótce znów będzie słońce :)))

      Usuń
    3. Ooo!! Wreszcie!! Jesteś dobrym prognostykiem :))) Choć widziałem pogodę długoterminową i się zasmuciłem trochę. Ale może to takie gadanie i będzie już faktycznie wiosna :D

      Usuń
  5. Są w naszym życiu ludzie, którzy z satysfakcją będą przyglądać się, gdy coś nam nie wyjdzie, się nie ułoży, popełnimy jakiś błąd. Inni mijają nas, nie zwracając na nic uwagi. Jesteśmy dla nich niewidzialni. To zdecydowana większość. Ale są tacy, którzy nie są obojętni. Zawsze są obok. Nie będą się przyglądać, jak siedząc w ciemności, zaczynasz się w niej wygodnie urządzać. Będą od czasu do czasu uparcie zapalać światło, żeby przypomnieć, że to ono daje nam życie, a trawa jednak jest zielona, a nie szara. I będą mimo wszystko. Tylko tyle. Bo dla nich jesteśmy ważni.
    Życzę Ci jak najwięcej tych ostatnich, najmniej tych pierwszych. I spokojnej głowy, żebyś jednych i drugich potrafił poznać. Nadchodzi dobry czas, żeby nasze znajomości zrewidować. Ja już wiem, gdzie moje miejsce. Pozdrawiam wiosennie? życzę Ci pogody, dobrego światła, dobrego czasu.🖤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, ze użyłaś słowa "ale". Tak, to prawda - otaczają nas różni ludzie. Ci przyjaźni i ci obojętni. Szczególni są zaś ci, dla których stanowimy żer, którzy się nami karmią. I tych faktycznie trzeba unikać, bo nie tylko cieszą się z naszego niepowodzenia, ale sprawiają, że pochłaniają naszą radość, nasze iskry. I wiesz, przypomniał mi się Diogenes (że też wcześniej o nim nie pomyślałem), który biegał po rynku z zapaloną latarnią w biały dzień. A kiedy go zapytano, co robi odrzekł - Szukam człowieka. Coś w tym jest....
      Poruszasz w swoim komentarzu piękne życzenia (za które dziękuję), bym mógł odróżnić jednych od drugich. To ważne słowa. Bo wiesz, na to trzeba czasu. Niektórzy silą się na jakieś próby, testy itd, a ja sądzę, że życie i tak zweryfikuje tych dobrych i oceni tych złych. Piszę "życie", a tak naprawdę, to sytuacje, w których dane nam będzie się znaleźć.
      Przed Tobą faktycznie - dobry czas. Ja mam to za sobą z jakieś dwa tygodnie temu. Przykro, ale koniecznie. Dziękuję Ci i również dla Ciebie spokoju, odpoczynku i beztroskich chwil :))

      Usuń
  6. Ach widziałam kiedyś świetliki, ale dawno to było. Bardzo przyjemne i niesamowite jest to doświadczenie. Jeszcze lepsze od świerszczy i cykad, które zaczynają po zmroku grać. Muszę jeszcze chyba je raz na powrót odkryć, bo raz w życiu, to trochę za mało. Oby tylko szybko przyszły te upojne czerwcowe noce. Zdaje się, że urlop się szykuje? Udanego wypoczynku i dobrego światła, chociaż Ty to umiesz sobie jakoś z tym poradzić - ta butelka to świetny pomysł, przypomniała mi taki stary przycisk do papieru, który właśnie podobnie do niej wyglądał. Pozdrawiam serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te drobinki faktycznie są urokliwe. Niestety nie lubią hałasu, ale przepadają za czystym powietrzem. Piszę "niestety", bo chciałbym kiedyś poobserwować je u mnie. Ale Śląsk jest, jaki jest...Masz rację z tym czerwcem - oby jak najszybciej. Mam już dość serdecznie zimy. Dziękuję :))) Tak, mam wolne, choć jeszcze tego nie czuję. Pewnie przydałby się jakiś wypad, by dotarło do mnie, że jednak mam wolne. A a propos przycisku do papieru - onegdaj w Krakowie przywiało mnie do jednego z antykwariatów i nie była to DESA, bo miarę swoich możliwości znam. Oraz swoich zachciewajek :D Leżał w jednej z gablot piękny przycisk do papieru. Szklany, z wnętrzem w kształcie płomienia. Umiejętnie oświetlony wyglądał, jakby ogień zakrzepł. Zapytałem o cenę i przycisk został tylko wspomnieniem. 11.000, to bardzo dużo. Fakt, pochodził z fin de sieclu i był sygnowany, ale zwyczajnie mi się głupio zrobiło. Wmówiłem sobie wtedy: "kto jeszcze używa przycisków do papieru?" Zadziałało tylko na chwilę :))
      Pozdrawiam Cię już wiosennie, bo im bardziej zielono w słowach, tym szybciej nadejdzie :)))

      Usuń
  7. Podoba mi się ten tekst, jak zapowiedź lata:)

    Czytając miałam w głowie trzy rzeczy. Pierwsza to „ciemny chlupot”. Bardzo lubię patrzeć na wodę nocą. Nie ma nic bardziej ciemnego, niż zbiorniki wodne nocą. A ich ciemność podkreślają właśnie jakieś pojedyncze punkty świetlne. Bez światła ta ciemność nie byłaby dostatecznie dojmująca. Coś wtedy w tym jest kuszącego i pociągającego, w tej wodnej chlupoczącej ciemności.

    Świetliki są bliżej. Kiedyś mieszkałam w Beskidzie Śląskim i one tam są. Latają wzdłuż Wisły, latały po moim ogrodzie, regularnie, nie wyjątkowo. Początkowo byłam tym zaskoczona, bo wiadomo nie wydaje się, że to wybitnie czyste miejsca. Więc jeśli któregoś wspaniałego czerwca zechce Pan zobaczyć świetliki to jest to w zasięgu godzinnej, może półtoragodzinnej podróży, a nie wielkiej wyprawy w Bieszczady:)

    W domu moich dziadków w jednym z pokoi była kuchnia kaflowa. Tam najczęściej spałam i uwielbiałam patrzeć na pojedyncze iskry wyskakujące z pieca. Tak bardzo mi się te iskry podobały. Chciałam mieć te światełka na dłużej, tylko dla siebie, więc którejś nocy stwierdziłam, że sobie ich trochę nazbieram. Popatrzyłam tylko swoje dziecięce paluchy i odkryłam, że ogień parzy!;)

    Udanego wieczoru!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, zaskoczony jestem Beskidami. Zatem już wiem, gdzie ich szukać w czerwcu. Nie wiem tylko, czy aparat ogarnie takie punkciki, ale to się będę martwił, jak zobaczę.
      Tak, taka woda jest bardzo zwodnicza. Nie wierzę często literaturze, bo wiadomo, pewne rzeczy pisze się, by lepiej brzmiały - obrazowo. Ale też i trafiłem na opisy ludzi, który opowiadali o tej swoistej, hipnotyzującej powierzchni. I to prawda, że te odbicia świateł podkreślają jej ciemność i nieprzeniknioną głębię.
      Uśmiechnąłem się, kiedy przeczytałem o iskrach - jak ja Cię rozumiem. Też zaliczyłem poparzenie. Nie były to jednak iskry, a piękny węgielek w popielniku starej kaflowej kuchni - nomen omen też u dziadków. Zwodnicze to wszystko, ale piękne.
      Ale za świetliki w Beskidach dziękuję Ci ogromnie, bo myślałem, że dawno ich tam nie ma - błąd! Ale cieszy taki błąd :))
      Spokojnej i dobrej nocy i zielonych snów dla Ciebie :))
      PS. Zielonych, bo wiosennych :))

      Usuń
    2. Do usług;)
      Tak jak pisałam tez byłam zaskoczona, ale to takie miłe zaskoczenie z dwóch powodów- może jednak nie jest tu jednak aż tak brudno i dlatego, że świetliki zawsze wzbudzają powszechną radość „ojej świetliki!!!”, niezależnie jak często się je widuje;)
      Spotykałam je między innymi przy Wiśle, ale nie przy głównych bulwarach, ale na dziko, gdzie ciszej, dużo, dużo mniej ludzi, o ile w ogóle jacyś ludzie, więcej krzaków i zarośli. Tak mówię gwoli wyjaśnienia, co prawda ogólnie nie spodziewałabym się Pana na jakichś głównych deptakach, tym bardziej w poszukiwaniu świetlików, ale wolę dopowiedzieć, żeby potem nie było „byłem na wałach wzdłuż Wisły i nie widziałem kłamczucho”;)
      Tak mi się jeszcze przypomniało, że jak byłam dzieckiem to mówiliśmy na świetliki „robaczki świętojańskie”- też ładnie, prawda? :)

      Dziękuje i w takim razie też zielonego dla Pana:)

      Usuń
    3. Tak, robaczki świętojańskie. Nazwa dlatego, że właśnie wtedy pod koniec czerwca i na początku lipca wabią swoim światłem. Piękna nazwa.
      Dobrze, że przypomniałaś. Oczywiście nie powiem tak :))) Uśmiałem się serdecznie :D A wiesz, przypomniało mi się, że zafascynowany świeceniem robaczków przyjechałem do dziadków i znalazłem w szufladzie zegarek, który miał wskazówki pokryte farbą fluorescencyjną. Do dziś, jak widzę ten biedny zegarek, to mi żal swojej głupoty, ale zdrapałem tę substancję i trzymałem w jakimś słoiczku. kilka okruszków, bo tego niewiele w sumie było, ale bawiłem się tym dzielnie. Teraz, to nie problem. Nawet Ela Pacuszka podesłała mi link do Aliexpress z substancjami świecącymi. Ale i tak robaczki świętojańskie najlepsze :)))
      Miłego i dobrego wieczoru dla Ciebie :))))
      PS. Dziękuję :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty