La vie rose...


           Zawsze lubiłem gorycz migdałową i skrzenie się smaku, który długo rośnie, by w końcu ulotną słodycz rozlać na języku. Ale ten pierwszy dotyk migdałowy wprawiał mnie zawsze w zdziwienie, bo aksamitna skórka była gorzka i brązowa, a środek biały. Nijaki trochę, trochę jak kość gryziona przypadkiem. I wiesz, widzę siebie na progu dojrzewania, kiedy głos się łamie, a ciało wyprzedza umysł, jak sięgam ręką po opasły tom encyklopedii – Internetu moich czasów, i oglądam obrazki malowane czułym piórkiem grafika. Nasiono, roślina dojrzała, związki chemiczne, kwiatostan, zastosowanie. Nie, nie było w tym magii. Nie było wiedzy. Był tylko ciężki tom, opasła księga pachnąca kurzem, którą wsunąłem na powrót na półkę, by wrócić do swojego świata bogatszy przez chwilę o egzotykę miejsc i czasów, których pewnie nigdy nie poznam. Z tamtego świata została mi tylko nazwa kwasu pruskiego, którym raczono się obficie w pierwszej wojnie minionego stulecia. Wszystkie trupy wdychające jego zapach wiedzą, że nie niesie on ukojenia i niedzielnego zapachu ciasta przyprawionego migdałami. Zwiódł mnie kolor migdałowców. Zwiódł, jak wszystko, co nietrwałe. Jak wszystko, co osiada w człowieku na dnie. A potem rośnie w nocy w człowieku migdałowiec i sny są migdałowe. Słodkie od koloru kwiatów, przez które kędzierzawe sploty pada słońce i gorzkie od ziaren przebudzenia. To nie jest kolor japońskich gejsz pochylonych w wiotkim skłonie nad strumieniem. To kolor zwodniczy. Boże, daj zabłądzić w tym kolorze, daj zapomnieć o świecie w gajach migdałowych płci niecierpliwej. Już prędzej to kolor faworyty, niejakiej Pompadour, po której król Ludwik nosił żałobę cztery lata oddalając inne metresy od swego łoża. A może to kolor wstążek, jakimi dawniej przewiązywały pensjonarki swoje drogie dzienniczki, w których tajne spostrzeżenia erotycznych dwuznaczności łączyły się z niewyszukaną ortografią? Serce, gołąbki i plusz różowy i miękkie opadanie na poduszki w marzeniu o księciu, co na białym koniu z delikatnością cherubina, a nocą z wielkim mieczem pożądania nieugaszonego. O mon Dieu!, jak powiedziałby Jean-Jacques Rousseau chory na schizofrenię; O mon Dieu! Vive la vie. La vie rose... Bez trosk, zanurzone w chmurę różu. W błękit i róż zmieszane marzeniem. A słońce prześwietla płatki i w tym jest magia, którą znają wszyscy czarodzieje tego świata. Wszyscy kuglarze i heretycy, szukający jej korzeni, wyciągający chciwie dłoń po różowe kwiaty. Odczytujący z ich płatków przyszłe swoje losy. Jak różnie można je odczytać wie tylko ten, który sparzył się gorącem, który sparzył się ich zimnem. Tylko szczęśliwe dziewczynki gnające przez swój dziecięcy świat na jednorożcu biorą róż w dłoń wierząc, że nie zrobi im krzywdy. Magiczne istoty, różowe księżniczki migdałowców. Czasami nawet z zasmarkanym nosem... 



 






























Komentarze

  1. Uwielbiam migdałowce. To jeden z sentymentow z dzieciństwa. Pamiętam drzewko, rosnące w ogrodzie przy domu rodzinnym. Tak jak majowe bzy i konwalie, których zapach niezmiennie mnie oszałamia i przenosi w inny świat gdy zamykam oczy. I pamiętam też smak białych landrynek, właśnie takich migdałowych - moich ulubionych. Wygrzebywałam wszystkie z opakowania zanim ktokolwiek zdążył się do nich dobrać. I jadłam tylko te, bo kolorowych do tej pory nie tknę :) A cukierki pudrowe, chociaż przyciągały wyglądem, to w smaku były nijakie. Na Twoich zdjęciach wyglądają apetycznie i idealnie się wpasowują się w klimat z jednorożcami, księżniczkami i różem.
    A róż kojarzy się z delikatnością, ulotnością, niewinnością, ale i naiwnością, a w nadmiarze nawet kiczem. Pomijając to ostatnie, wszystko co nietrwałe ma swój urok bo zostawia niedosyt. Sprawia, że chce się jeszcze i trochę się za tym tęskni, pielęgnując we wspomnieniach to co zostało nam dane. Utwierdza w przekonaniu, że dobre rzeczy się zdarzają. I czasem rodzi też nadzieję, że może kiedyś to, za czym tęsknimy wróci.
    Stare encyklopedie też pamiętam, aczkolwiek za nimi nie tęsknię. Z jednej strony za nimi nie przepadałam, a z drugiej skrywały coś fascynującego w opasłości tomów, równo przyciętych zakurzonych brzegach kartek i charakterystycznego zapachu starego papieru. Sięgałam po nie z ciekawości. Jak już trafiłam na coś interesującego to czułam się jak odkrywca. I te rysunki, o których piszesz były takimi oazami na przyszarzałych stronach, zadrukowanych sztywnymi definicjami. O ile tych ostatnich nie pamietam, o tyle rysunki dobrze się zapisały w moich wspomnieniach, w mojej głowie jest zdecydowanie więcej obrazów, dźwięków i zapachów niż słów.
    A tak na koniec, podziwiam Twoją zdolność komponowania tekstów. Wmieszałeś tu tyle różnych elementów, wydawałoby się skrajnie różnych, a jednak to wszystko do siebie pasuje, dopełnia kontrastem i łączy się w całość. Za każdym razem jak czytam to zwracam uwagę na coś innego i mogłabym poruszyć tysiąc wątków, ale zostanę przy tych powyższych :)
    Dziękuję za tą sentymentalną podróż, aż mi się cieplej zrobiło gdzieś tam w środku i naszła mnie myśl, żeby pójść poszukać tych landrynek do sklepu. Chociaż pewnie smak już nie ten, ale może zaryzykuję :) Miłego, słodkiego i różowego, tak zdroworozsądkowo i może z nutką niedosytu ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Migdałowce nie są ze mną od zawsze. Dlatego zazdroszczę Ci tego drzewa migdałowego. A sam poznałem te drzewa dość późno. Były rajskie jabłonie, które też pięknie kwitną i różaneczniki. Takie trochę szare w porównaniu z migdałowcem, który ma właśnie taki pudrowy kolor cukierków. I wiesz, szczerze Ci powiem, że za moich czasów były cukierki pudrowe w formie tabletek. Wyglądało to koszmarnie, a smakowało po prostu jak kawał cukru, który w pewnym momencie się rozłaził na języku. Fuj!! Ale ja jestem dziecko komuny, więc co wymagać od tamtych czasów :D
      I wiesz, chyba każdy musi sam zrewidować swój stosunek do koloru i do odczuć, jakie w nim budzi. Ja nie tolerowałem długo różowego, ale przywykłem. Może dlatego, że uwielbiam barwy nieoczywiste, pastelowe. A taki różowy pastel nie krzyczy, ale mówi szeptem. Czasem słodkim i niewinnym, czasem zupełnie innym :))
      Dziękuję Ci Elu, że tak ładnie piszesz o moim tekście i pisaniu. Zdaję sobie sprawę, ze to trochę chaos, że poruszam sprawy skrajne i niedopasowane. Zresztą całe moje pisanie tak trochę wygląda, jakbym chciał za dużo poruszyć za jednym razem. Tak, to moja wada, bo człowiek powinien mieć jeden temat główny. A tu? Chaos i tyle. No ale...jeśli się podoba, to chyba nie jest źle :D
      bardzo, bardzo się cieszę, że właśnie tak ładnie spojrzałaś na ten tekst. Przyznam się, że mam kłopot z różowym, bo to kolor dla mnie obcy i klimaty w sumie też. Ale nie mogę zamykać się w bańce tego samego, więc już kolejny wpis z różowym. A nich tam!! Nawet kupię sobie różowe okulary i będę się jak głupi uśmiechał. W każdym razie taniej wyjdzie niż alkohol. I zdrowiej :))
      Pozdrawiam Cię Elu bardzo, bardzo serdecznie i macham przez powietrze pachnące wiosną, ciepłem i uśmiechem :))

      Usuń
    2. A wiesz, nie zgodzę się z Tobą co do chaosu w Twojej twórczości. Odbieram ją jako bardzo uporzadkowaną. Zazwyczaj właśnie jednego tematu się trzymasz, a tutaj zaciekawiło mnie zestawienie jednorożców i kwasu pruskiego oraz trupów, zakurzonej encyklopedii i cukierków pudrowych, gejsz i schizofrenika. Nie wpadłabym na to, żeby to wszystko ubrać w całość. A Tobie się udało i wyszło genialnie :)
      A co do różu - właśnie widzę, że sporo go tutaj ostatnio, ale to taki czas. Dobry, pastelowy, wiosenny czas. Więc wszystko jest w temacie i klimacie :) No i Tobie też by pasowały te różowe okulary :D Trzymam za słowo i czekam na stylówkę z takim gadżetem ;))

      Usuń
    3. O! To ciekawe, co piszesz. Ja sam siebie właśnie odbieram, jako chaotyczne przemieszanie tematów, które usiłuję pożenić z różnym skutkiem. Ale masz rację, zazwyczaj jeden temat dominuje, bo jestem facetem w końcu a ci, jak wiadomo, kiepsko zarządzają wielowątkowością. Mieszanie herbaty i jednoczesne słuchanie często kończy się albo krakiem słuchania, albo brakiem mieszania :)))
      Ta drastyczniejsza część wpisu musiała się pojawić, bo jakbym mógł samymi słodkościami karmić ludzi? No, nie wypada. Musi być coś, jakiś haczyk :)) To zresztą nie jedyna substancja toksyczna, która migdałami pachnie. Więc ostrożnie :D
      Tak, to taki czas. Może uda mi się rajską jabłoń zrobić, więc znowu zaatakuję różowym w wydaniu hard :)) Ale to już chyba ostatek. Potem tylko róże, ale to jeszcze czas.
      A ze stylówką pomyślę. Dzwonów póki żyję nie włożę, bo to nie moja estetyka, ale ostatecznie różowe lenonki jakoś przejdą :)))
      Macham do Ciebie nocnie (i wcale nie niecnie) :)))

      Usuń
  2. I znów czarujesz jak wytrwany magik. Czarujesz słowem i obrazem.
    Aż przez chwilę różowy stał mi się bliski. Zazwyczaj tego koloru nie lubię. Kojarzy mi się z lalką Barbie i nadmuchanymi, przerobionymi ustami celebrytek. U Ciebie róż nabiera magicznego blasku. Na drzewach zresztą też. Wiosna to taki magiczny czas. Na pewno jeszcze nie raz ja i Ty się zachwycimy przechodząc obok różowego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci!! Z różowym tak to już jest, że wciśnie się jego magia gdzie nie trzeba. Więc zamiast się złościć postanowiłem ją oswoić. Ale ustami celebrytek mnie zabiłaś. Uśmiałem się serdecznie - dziękuję!!!
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie życząc dobrego, ciepłego i kolorowego dnia :)))

      Usuń
  3. Jak wspaniale!
    Wie Pan ja naprawdę uwielbiam pudrówki. Dlatego ich nie kupuję, bo moje uwielbienie nie ma granic, a mam takie przeświadczenie, że to w zasadzie jest okrutne ścierwo, od którego można co najwyżej dostać raka.
    Różowe są najwspanialsze, od dziecka urzekał mnie ich kolor. Znowu będziemy się awanturować o kolory. Myślę, że każdy kolor można doprowadzić do granic absurdu, a różowy ma to nieszczęście być chyba królem w takim przerysowaniu. Ale to też kwestia indywidualnej estetyki, sama wolę więcej różowego, niż odrobinę niebieskiego. Ostatecznie jednak chodzi o to, że kolory są dla wszystkich i że prawdziwy mężczyzna różowego się nie boi;)
    Niedaleko miejsca, gdzie mieszkam rośnie taki obfity migdałowiec. Moje dzieciaki początkowo uważały, że to magnolia, a nie tam żaden „migdałowiec”, bo jeśli to migdałowiec to gdzie są migdały do zerwania? Nie ma. Czyli kłamię. A jeśli nie jest to magnolia, ani tym bardziej jakiś tam migdałowiec, to jest to „drzewo różowych pączków”. Nazwa długa, ale całkiem sympatyczna, niech więc będzie.
    Chyba inaczej pamietam ten skwer. On tak zawsze wyglądał? Były tam te drzewa i parking? Nie mogę sobie przypomnieć, jak wydaje mi się, że wyglądał, ale mam wrażenie, że inaczej. Jak Pan tam wlazł na górę?
    Rousseau chorował na schizofrenię? Nie wiedziałam, choć jego ambiwalencja wobec dzieci może być tutaj rzeczywiście jakimś drogowskazem.

    Spokojnego wejścia w poniedziałek!

    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmieję się, bo te pudrówki kupiłem specjalnie do zdjęć. Niestety, cukier nie jest dla mnie, więc rekwizyt jednorazowy i nawet nie spróbowałem. Ale wierzę, że są pyszne! A że szkodzą, to już inna sprawa. Jednak ich kolor, jest ciepły. Nawet tych niebieskich (błękitnych). Nie, o kolory się nie pokłócimy, bo powiedziałaś coś, co jest ważne - każde przerysowanie szkodzi. A różowy miał to szczęście bądź nieszczęście, że stał się właśnie taki. Co ciekawe, bardzo dobrze komponuje się z błękitem.
      Fajna nazwa i w pełni popieram :)) A samo drzewo faktycznie jest mocno "wypączkowane" kwiatami i z daleka wygląda trochę jak z filmu animowanego albo komiksu. Takie zresztą miałem wrażenie, kiedy pierwszy raz w tym roku zobaczyłem ten skwer. Za Twoich czasów był bodaj goły plac i budynek, w którym dawnymi czasy mieścił się bodaj sklep odzieżowy w ramach komunistycznej gigantomanii. Potem to niszczało i budynek przechodził z rąk do rąk. Teraz na parterze jest uwielbiana przez mieszkańców i uczniów Biedronka. Na górze (wchodzi się schodkami z jednej i drugiej strony) jakieś porady prawne bodaj i salon ćwiczeń dla kobiet. A że raz w życiu byłem na górze, to i postanowiłem trochę dla kontrastu pokazać ten skwer z migdałowcami, które zostały chyba posadzone w ramach miasta. Bo nie sądzę, by Geronimo tak mocno wspierało lokalną przestrzeń okołosklepową. Ale i tu mała niespodzianka, bo w kilku miejscach na tym samym osiedlu zobaczyłem młode drzewka migdałowe, a zatem to pewnie jakaś akcja dozieleniania przestrzeni miejskiej. Chwalę.
      Sam Rosseau chorował i dlatego też żył z dala od głównego nurtu swojej epoki w Paryżu. Z jednej strony kreatywnie to wykorzystał podpinając się niejako pod własne zasady życia z dala od cywilizacji, którą uważał za szkodliwą. Z drugiej, choroba uniemożliwiała mu normalne kontakty, a tych miał zawsze sporo. Potrafił otrzymywać do osiemdziesięciu listów dziennie, na które odpisywał. Ostatecznie o jego chorobie mało kto wspomina. bardziej zapisał się, jako twórca sentymentalizmu i niejako prekursor wstępu do romantyzmu w tej łagodnej wersji. Zapewne choroba miała jakiś wpływ na stosunek do dzieci. Też mi się wydaje, że to słuszny drogowskaz. Przyznam się, że mam tu dziurę w wiedzy, ale jak znam siebie, to nadrobię, bo książka o nim stoi jak wół na półce.
      Dziękuję Ci serdecznie :))
      No i sam macham do Ciebie na dobry początek tygodnia :)))

      Usuń
    2. Tak, pamietam z tym cukrem.
      Nie do końca mam pewność, że są pyszne. Zna Pan kogoś kto je lubi? Oprócz siebie nie znam nikogo;)
      Lubię jeszcze kolor pomarańczowych pudrówek. Jest taki nienachalny, co w przypadku pomarańczu stanowi trudność.
      A co do koloru różowego i samczego oporu, to jest taka książka „Różowy rower”, pański 4- letni imiennik przypadkiem dowiaduje się, że na urodziny dostanie różowy rower no i drama gotowa;) ale z szczęśliwym zakończeniem.
      Wydaje mi się, że te kilkanaście lat temu ta Biedronka też tam stała. Pewności nie mam, a i tak jestem zadowolona, że udało mi się to miejsce rozpoznać. Na tym skwerze spotkałyśmy Pana z koleżankami w pierwszy dzień matur „kto pierwszy dziś zobaczy Naglika, u*ebie matury”;)
      O Rousseau nie wiem absolutnie nic, oprócz tego, że nazwisko kojarzę z nawoływaniem do powrotu do natury (?) i dość postępowym, jak na tamte czasy i w pewnych kwestiach podejściem do wychowywania dzieci, przy równoczesnym powiedzeniu swoim własnym „au revoir” pod drzwiami sierocińca.
      Co to za książka?

      Dobrego wieczoru
      :)

      Usuń
    3. No i patrz, z polskiego jakoś nikt matury nie oblał. Ale może coś w tym jest, że przynoszę pecha. W każdym razie sobie na pewno. A książka nosi prosty tytuł Rousseau z serii, którą kiedyś wydawano, jako biblioteka wielkich postaci. Kiedyś nawet musiałem przeczytać to jego wiekopomne dzieło "Emil". Z dzisiejszego punktu widzenia śmiech na sali. Ale jakiś początek myśli współczesnej to był.
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))

      Usuń
  4. Pięknie tu. Słodko, pastelowo i dziewczęco. Bardzo lubię taki jasny i czysty róż. Może dlatego, że jako małą dziewczynkę nie ubierano mnie w różowe sukienki? Niby za tym nie tęskniłam, bo w sukience źle się przechodzi przez płot, ale jednak jakiś żal jest. Nie wiem. W każdym razie czuję, że to mój kolor, mój walor i jak szminka to tylko różowa. Wiesz, że nigdy wcześniej nie widziałam kwitnących migdałowców? A może widziałam, ale nie miałam pojęcia co tak kwitnie. Jestem nimi zachwycona i tym, jak pokazałeś ich piękno. Świetne zdjęcia. Czuję się tu bardzo dobrze. Trochę po mojemu. Będę często tu zaglądać💓 Życzę siły na nadchodzący czas. Wiem, że się przyda. Buziak!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, faktycznie dziewczęco wyszło. Ale to trochę tak, bym sam mógł odczarować ten kolor, przy którym zawsze się oburzałem. Sam nie włożę różowej koszulki, mimo że modna, ale już nie krzywię się na to, że coś jest różowe. To też trochę stereotypowe patrzyć na różowy w ten sposób. Zderzyłem zatem kilka rzeczy, by pokazać jednostronność takiego patrzenia. Ale to jakby sprawa wtórna. Cieszę się bardzo, że zdjęcia Ci się podobają :)) No i oczywiście serdecznie Cię zapraszam, choć nie zawsze miło jest i różowo. Ale to już pewnie wiesz. Dziękuję Ci serdecznie za życzenia i pozdrawiam bardzo, bardzo :)))

      Usuń
  5. Wiesz Witku zachwycam się zdjęciami. Bardzo. To taki czas, że nie można się nie zachwycić. Tak mi się wydaje, choć znajdą się ludzie innego zdania. Wszyscy czekają na wiosnę, ale każdemu co innego na myśl ona przywodzi. Mała dziewczynka w różowej sukience z kokardami czeka niecierpliwie by wargi móc bezkarnie posmarować karminową szminką i włożyć stanik z koronką w kolorze lila - róż. A świat pęcznieje w bytach nie zawsze zrozumiałych w tysiącach sukien z wieloma warstwami na drzewie tak dziwnym, bo choć zwą go migdałowcem nie daje owoców o alabastrowym wnętrzu w brązowym płaszczyku. Przez dni kilka jest gwiazdą, bo chyba nie ma drugiego drzewa tak mocno osypanego kwieciem. Nie jest ważne, że większość mija je bezdusznie jak pan ze zdjęcia z numerem pięć. Ważne, że są, że dają światło i uśmiech na przestrzeni osiedla czy skweru. Świat jest piękniejszy taką wiosną.
    Serduszka pudrowe to te na które wolę popatrzeć. Dla mnie za słodkie, tak samo jak bezy, których od zawsze nie lubiłam. Pamiętam takie pudrowe bransoletki z cukierków. Nawet kiedyś taką miałam, ale nie, nie jadłam ich…jak wielu potraw w dzieciństwie. Za to migdały mogę jeść garściami, najlepsze prażone z solą choć nie są tak bardzo zdrowe, jak naturalne nasiona.
    Mamy piękny różowy świat pod parasolem wiosennego drzewka i tylko wypadało by pod nim marzyć o niebieskich migdałach…więc cieszmy się chwilą. Póki trwa.
    Macham mocno Witku i rzucam mocno ciepłe, wieczorne pozdrowienia z nadzieją, że dolecą :))) Dobrych i tylko spokojnych dni :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, migdały. Uwielbiam i zdecydowanie te prażone są lepsze od zwykłych :))
      Przyznam się, ze wpis z migdałowcem, to już któryś mój wpis o tym drzewie. I za każdym razem odsłaniają się przede mną jakieś nowe pokłady tego, co mi się skojarzy. Kapitalny Elu ten fragment o dziewczynce, która pragnie być dorosłą :))
      Jak wiesz, lubię pastele, więc ten różowy niechętnie, ale akceptuję. Bo to przecież taki dziwny kolor :)))
      Siada mi nastrój, ale tak bywa. Zdecydowanie na razie koniec z różem. Bedzie, co będzie w kolorach.
      Dziękuję Ci za dobry wpis i też macham do ciebie :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty