Cztery strony i wiatr...

 

              Wchodzi się najpierw po schodach. Może być ich siedemset siedemdziesiąt siedem. Albo tylko trzysta trzydzieści trzy. Kto by liczył w drodze na wieżę. A potem jest drabina. Drabina do nieba. Drabina pod niebo, gdzie zawrót głowy i wiatr. Tu się ucieka, wiesz? Tu się ucieka. Albo w sen. Albo gdziekolwiek. Ale najlepiej schodami, a potem drabiną. Wyłączyć telefon i być w wietrze. Odetchnąć. Bo czasem walczy się o oddech. O łyk powietrza. Powietrza? Niech będzie, że powietrza. Ale wiesz, co mam na myśli. Że niby myśli w chmurach? Takie leciutkie, delikatne i z promieniem tańczącym? Może. Może czasami. Ale zazwyczaj nie. Tu jest wschód, tu zachód. Tam jest północ i naprzeciwko południe. Wzrok się nie zgubi, choć bardzo by chciał. Góry widać na południu i Bielsko, w którym świeci słońce. Ale już pewnie przeczuwają, że te chmury puchną łapiąc wilgoć z powietrza, by buchnąć deszczem. Albo kawałek w lewo, gdzie zimą anemiczne wschody, są zielone wzgórza z kościółkiem wśród zieleni. Biały kościółek, jak z bajki. O tej porze widać tylko jego zarysy. Nigdy tam już nie pójdę. Obiecałem, choć właściwie czy jest to coś jeszcze warte? Przecież słowa porwał wiatr, a czas starł na proch. Nikt już nie pamięta, kiedy kiwałem głową w zrozumieniu i z zaciśniętymi zębami. Nikt już mnie nie pamięta. Ja siebie nie pamiętam, jakbym był kimś zupełnie innym. A może to było w innym życiu? Spacer po zielonych wzgórzach i zdjęcia spadających gwiazd  - przyznasz, że brzmi nierealnie. I są jeszcze lasy, które na północy wyglądają jak dywan. Nie, nie teraz. Teraz zatapiają się w cieniu, który nie wiedzieć  kiedy urósł i zatopił wszystko w czekaniu na noc. A z zachodu wieje wiatr. Jaskółki zawisają w nim, by ciąć powietrze ostrymi skosami. Ćwiczą skrzydła, jak ja ćwiczę oczy patrząc w dal. Licząc dachówki, domy i drzewa. Licząc kominy. Elektrownia Łaziska też pogrążyła się już w cieniu, a czasami jej dym nabiera złotej barwy, jakby wcale miał nie niszczyć. Tak samo z elektrownią Jaworzno przytuloną do horyzontu. Bucha kłębami wysoko w niebo. I wiesz, jeszcze stoją wieże kopalń. Nie opłaca się ich rozbierać, więc dziwnie wyglądają takie ostańce minionego czasu. Czynne, nieczynne – kto wie? Taka jest moja wieża. Kilka kroków w jedną, kilka w drugą. Można siąść, albo się położyć. I patrzyć. Bo po to tu się przychodzi. Nie, nie tylko po to. Można usłyszeć daleki szum miasta. Czasem karetki. Czasem koguta, który pieje, albo psy szczekają. Po niebie suną samoloty zostawiając smugi, a po szynach jedzie pociąg łudząc dźwiękiem odbitym od domów. Ciche jest tylko niebo z chmurami i księżyc nad miastem. Cichy jestem ja, który nie musi mówić. Patrzę tylko na chmury, ale nic nie ma z tego patrzenia. Nic. Chmury są chmurami, które suną z zachodu na wschód, a słońce je barwi kolorami zachodu. Patrzę na ich zmieniające się kształty i chciałbym je nazwać nie łacińskimi nazwami, ale dać im imiona zwierząt, przedmiotów i ludzi. Ale zbyt szybko mijają, by ich imię mogło mieć znaczenie. A moje ma? Też nie ma i nikt o to nie robi hałasu.  Biorę oddech i podnoszę się. Żegnam wiatr i niebo, które granatowieje. Znów szczeble, a ciało nabiera ciężaru i oddech nie poleci z wiatrem. Znów schody w dół. Siedemset siedemdziesiąt siedem, albo może tylko trzysta trzydzieści trzy. Kto by liczył? No powiedz, kto..?

























 

Komentarze

  1. Witku, kolory na zdjęciach są zachwycające. Jedno niebo, a tyle odcieni, zmieniajacych się z każdą minutą upływu dnia. Chmury żyjące własnym życiem, a czasem tańczące pod dyktando wiatru. Wygląda jakbyś cały dzień spędził leżąc i patrząc w niebo. Jeżeli tak faktycznie było, to dzień można uznać za udany. Nawet gdyby trzeba było się wspinać po tych schodach, to widok jest warty nawet tysiąca stromych stopni. To jest dobry czas, kiedy jedynym dylematem jest czy usiąść czy się położyć. Czy nadawać imiona i nazwy chmurom, czy może jednak nie. To zdecydowanie dobry czas... Niech trwa jak najdłużej i błękitem przepełnia dni. Macham do Ciebie i wysyłam dobrą energię :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiechnąłem się Elu, bo zawsze znajdziesz coś, co jest pozytywnego. Zawsze dmuchasz na tę iskierkę w tekście, by jednak zapłonęła ogniem.
      Niestety, nie mogłem całego dnia spędzić na wieży, ani tym bardziej się położyć. Da się, ale trzeba się uprzeć, by to zrobić. Ja się nie upieram. Ale często siadam i po prostu patrzę. Kiedy jednak z dołu widzę, że jest coś na niebie, to wchodzę po tych schodach, chwytam drabinę i staram się zrobić zdjęcie. Może to głupie - jak można robić zdjęcia chmurom, prawda? A ja właśnie robię, bo lubię :)) I nie chodzi o błękit, nie chodzi o kolor, choć to też ma znaczenie. Po prostu chodzi o ich ulotność, o przestrzeń, której tak bardzo brakuje. Chodzi też o spokój. Ale o tym może kiedy indziej.
      W każdym razie z serca dziękuję Ci za piękne słowa i uśmiecham się do Ciebie przez pochmurną jeszcze noc :)))

      Usuń
  2. Już wstęp wywołuje u mnie uśmiech. „siedemset siedemdziesiąt siedem.” Trzy siódemki nie może być lepiej, bo siódemka jest magiczną cyfrą, a co dopiero jej potrojenie. Niesamowicie sobie skonstruowałeś tę wieżę Witku. Jest tak blisko i na wyciągnięcie ręki. To dobrze, bo takie ma chyba zadanie. Być. Być w pogotowiu i zawsze czekać na ten moment.
    A chmury płyną, kłębią się tworząc białe i kremowe niesamowitości. Raz przypominają lekki deser, innym razem ciężko tulą się do siebie wznosząc ku nieskończoności swe ramiona lub lekko jak piórko unoszą w błękicie. Mnie zachwycają bardzo, a Twoje mają tyle rzeźwiącego blasku, że wystarczy popatrzeć na ich znakomite portrety, by na chwilę rozpłynąć się w myślach i wyobraźni.
    Dzisiejsze niebo nie jest tak spokojne i wieża pewnie zamknięta. Taki czas też musi być…Pięknie Witku opisałeś i pokazałeś świat dookoła Ciebie. Widać, że darzysz go czułością. To ważne, wiesz, umieć docenić to, co bliskie nam. Z dala widać góry. Niesamowite, kojące i malowniczo piękne widoki.
    Dziękuję Witku bardzo, bardzo i macham w blasku zachodzącego słońca, które tylko na chwilę zajrzało spoza chmur, by powiedzieć jak co dzień „Do jutra” :)))

    Ps. Fortepian na niebie – fenomenalnie oryginalna myśl, ale nie zgodzę…bo nigdy nie jest za późno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, wieża nie jest zamknięta. Nawet zimą wchodzę pilnując, by nikt nie wiedział, że wchodzę (bojezusmariasięzabije!!!) Tak serio, to jest to jedyne bodaj miejsce, gdzie w miarę szybko (po schodach i drabinie) mogę uciec i być sam. Może złe słowo "uciec" - zniknąć raczej. A chmury...cóż mogę dodać., Tak ładnie o nich napisałaś, że nic już dodać nie muszę oprócz tego, że kiedy miałem swój pierwszy aparat, to moje pierwsze zdjęcia, to były chmury. Wychodziły płasko, jak to z automatu. Czasami jednak bierze mnie na niebo. A morze i chmury, to dopiero jest impreza. Ech... Nie będzie w tym roku widoków. Szkoda, bo ta ulotność jest wspaniała.
      Tak, dzisiaj jest niespokojnie. Wczoraj też, a jednak szybowiec krążył między tęczą, a chmurami :))
      Masz rację Elu, patrzę na ten świat z czułością, choć jako faceta, to słowo mnie gryzie. Raczej z pewną nostalgią nie pozbawioną igiełek żalu, czasem smutku. Ale czy rozpuszczając się w zachwycie nad horyzontem byłoby to prawdziwe? Wątpię. Więc niech jest, jak jest.
      Jutro poniedziałek i trzeba kilka spraw załatwić. Czekam na dzień pełnego słońca, by pojechać daleko, daleko. Ale nie chcę zapeszać :))) W każdym razie wolę by nie było aż 37 czy 42 stopni.
      PS. Muzyka przypadkiem wpadła w moje ucho. Miałem co innego dać. Ale urzekła mnie powtórzeniami, które uwielbiam. Uśmiecham się, ale tym razem, to ja mam rację.
      Macham do Ciebie przez ciemność i wiatr, może szybciej doleci :)))

      Usuń
  3. Wchodzisz na górę jak przystało na latarnika. Latarnik najlepiej czuje się na górze i cierpliwie wchodzi, nie licząc schodów. Tam na górze czekają chmury. One patrzą na niego, a on nie, nieświadomy ich spojrzenia. Myślami błądzi też po ziemi, bo gdy się znalazł tu na górze nagle zatęsknił za dołem. Tęskni też za tym, co za horyzontem. Latarnik już tak ma, że tęskni za czymś w danym momencie nieosiągalnym. Jak osiągnie, rozgląda się za innym. Wiecznie niezaspokojony marzyciel.
    Oczywiście to tylko moja bajka o latarniku. Naprawdę nie wiem kim jest latarnik i czy Ty akurat jesteś latarnikiem. Ot, tak sobie zmyślam i tyle.
    Piękne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię Aniu, kiedy opowieść zaczyna się toczyć sama z siebie. Tak po prostu, w naturalny sposób. Nie przeszkadza mi rola latarnika, nie przeszkadzają mi przypuszczenia o nim/mnie. I nie przeszkadza mi możliwość bycia latarnikiem. Po prostu lubię Twoje opowieści :)))
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i dziękuję - podobało mi się :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty