Transmutatio...

 

- Zlituj się, znów lawenda?

- A co, nie podoba ci się? Mała, nie dziwacz, to moje zdjęcia.

- Twoje, ale miała być kapliczka, a znów jest lawenda. Przyznaj się, to coś znaczy, nie?

- Nie, nic nie znaczy.

- Ha!! Tyle razy przeczysz, to znaczy, że znaczy. Znaczy, znaczy, znaczy! Opowiadaj!

- A co, nic nie pamiętasz?

- Czyli znaczy! Mówiłam? Mówiłam! Ja jestem malusia, biedusia, ale ja mam rację zawsze!

- Nie znaczy Mała i przestań się wiercić i krzyczeć. Ogłuchnąć można.

- Kapliczka będzie, to będę się modlić i komplować. A ty sobie rób, co chcesz.

- Zaraz idziemy, zaraz.

- Tak, i będzie jak ze wszystkim. „Zaraz Mała”, a czas płynie. Ja taka biedusia jestem, sobie myślałam o paciorku, że tak sobie pokompluje, a tu nic!

- Pokontempluje, się mówi.

- No właśnie, a ty mi głowę znów zawracasz i wszystko przeinaczasz. I komplikujesz – O!

- Ja komplikuję? Mała, zlituj się…

- To powiedz dlaczego nie tamta z długimi blond włosami? Ładna przecież była. Miała taką urodę jak z błękitu.

- Że jak? Z błękitu? Coś ty wymyśliła znów? I jaka blondynka?

- Albo tamta, ciemne włosy. Jakie piękne pukle miała, jaką ładną, delikatną twarz.

- A tę pamiętam. Ładna była, fakt.

- No i co?

- Co, „co”?

- No i dlaczego nie podszedłeś?

- Czasami Mała, to ja ciebie zupełnie nie rozumiem, wiesz? I co, miałem podejść i powiedzieć – „hej, ładna jesteś”. I co dalej? Majtkami nad głową zakręcić? Albo zaśpiewać piosenkę? A potem w pysk dostanę jak nic. Od niej, albo od jej faceta. Dziękuję.

- Ale ładne były…

- Ale ja ładny nie jestem.

- Fakt, nie jesteś, ale masz…

- Nie, nie mam. Skończ te bzdury o ładnym wnętrzu. Źle się bawisz Mała i skończmy ten temat.

- Ale ja biedusia jestem, wiesz? Ja chcę…

- Tak, chcesz dobrze i wyjdzie jak zawsze.

- Ale ci zalazła za skórę.

- Za skórę to ty mi znalazłaś wiesz? A z tamtym, to dawno minęło i nieprawda.

- Ale powiedz, powiedz, powiedz, powiedz, porozmawiał byś z nią, prawda?

- O czym?

- Nie wiem o czym, ale może chciałbyś porozmawiać?

- Mała to było jakiś czas temu, uwierz mi za wiele do rozmowy nie mielibyśmy. Kiwał bym głową, albo co najwyżej bym się uśmiechnął. Taka, wiesz, niezręczna cisza.

- Znowu ta cisza, cisza i cisza! Tylko chciałbyś ciszy i spokoju.

- Czasami to jest Mała ważne, żeby była cisza. Czasami cisza więcej powie, niż wielka rozmowa o niczym.

- Przecież to nie byłaby rozmowa o niczym.

- Byłaby. I dlatego jest bezsensem.

- Ale na cycki i dupy, to ty ciągle patrzysz, więc nie mów, że bez sensu.

- Mała mężczyzną się jest zawsze i zawsze będę w ten sposób patrzył na świat. Widzisz, już prawie jesteśmy pod kapliczką. Ale jestem ci coś winny.

- Winny? Przyznajesz się, że ja malusia, biedusia, a ty nie chcesz robić, jak ja mówię?

- Winny tego, żeby ci pokazać to, na co patrzę. Każdy przecież inaczej świat widzi. A ja ci pokażę swój. To taka opowieść, ale na żywo. Widzisz tych meneli? Oni od rana kombinują, jak zorganizować dzień, by się napić. Wyższa szkoła planowania i strategii. Jak zrobić coś z niczego? A kapliczka? Kapliczka jest dziwna. Zwróć uwagę na figury pod krzyżem. Mnie one przypominają słowiańskie świątki rozmyte przez czas, ocalałe od „oświeconych” proboszczów, którzy rozbijali je, by nimi usypać drogi. Potem siądziemy w cieniu na ławce i będzie stary plac, który widziałem z okna mieszkania, gdzie kiedyś mieszkałem. Stare mury, stare zaułki. I stara szkoła. A potem pójdziemy uliczką. Taką sobie uliczką z domkami, jak z bajki. Kiedyś chciałem mieszkać w takim domku. Ale to pewnie wiesz, prawda? Przecież byłaś tam, w środku, we mnie?

- Noo…byłam... ale ja malusia tak nie myślałam. Ja inaczej wszystko…

- To będzie okazja, żebyś zobaczyła to po mojemu. A teraz paciorek pod kapliczką i już nic nie mówię.

Staliśmy w cieniu kasztanowca. Słońce przebijało się przez chmury i znów zaczynało prażyć. Parzyłem na świat mrużąc oczy od nagłego blasku. Na stare kamienice, na ulice, które jeszcze za mojego życia pozbyły się bruku i włożyły na siebie asfalt. Co się stało z tym moim światem dziecięcych dni? Dorosłem? Czy to jest właśnie miarą oceny rzeczywistości? A co z tym wszystkim, co było? Z tym baśniowym światem gry w kapsle, wchodzeniem do kina od tyłu bez biletu na filmy, gdzie się całują i zabijają? A co z tymi trzepakami – osiami światów dziecięcych? Co w końcu ze mną? Co…? 























 

 

Komentarze

  1. Podróż w dawne, znajome miejsca to ciekawe doświadczenie. Zastanawiałam się jak to jest z tą przeszłością. Czy miejsca, w których mieszkaliśmy, rodzinny dom powinny budzić sentyment? U mnie ciepłe uczucia budzi znajoma zieleń, ogród. Ale nie budynki. Postacie? Trochę, niektóre. Pytasz, gdzie te kapsle, trzepaki? Są. W pamięci, w głowie. W sercu? Możliwe. Gdzieś istnieją, może po to by do nich wracać gdy potrzebujemy ciepła, potwierdzenia że skoro była jasność to może dalej gdzieś jest na tym świecie. W innej postaci, w innym miejscu, ale jest. A co z nami? Też wciąż jesteśmy. Inni, przepuszczeni przez filtry doświadczeń, patrzący na świat z innej perspektywy, może więcej rozumiejący - na szczęście lub nieszczęście. Mówi się, że gdzieś w środku mieszka nasze wewnętrzne dziecko. Może Twoje właśnie kręci majtkami nad głową, śpiewając piosenkę? ;)

    Ps. Mała się nie zna, lawendy nigdy dosyć 💜 I mur z bluszczem jest niesamowity, uwielbiam wszystkie rośliny, pnące się ku niebu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to zawsze ciekawe doświadczenie, choć czasem trudne. Zostawiamy za sobą jakąś część swojego życia - to prawda. Zastanawia mnie (choć wiem, że brzmi to jak piramidalna bzdura), czy ono sobie trwa tam, gdzie je zostawiłem? Bo przecież podejmując decyzję, albo stosując się do decyzji, musimy w sobie wiele rzeczy przewartościować. Niejako zrzucić starą skórę, albo stare ubranie, by rozpocząć to, co ma zostać rozpoczęte. A stare życie? Tli się w nim coś jeszcze, czy to tylko wylinka? Wielokrotnie właśnie napotykam w literaturze na sytuacje, kiedy ktoś wraca do dawnego miejsca i...i tu bywa różnie. I reakcje są różne, a czasem bardzo skrajne.
      Ja wiem, ze to wszystko jest w nas. I las i jabłoń i śliwa i płotek i winogron na murze i Bóg raczy wiedzieć, co jeszcze. Ale konfrontacja z tym, co w naszej pamięci i z tym, co zastajemy, jest ważna. Bo to też skłania nas (mnie) do pytania o siebie. O to, kim się stałem, co osiągnąłem, i na ile zrealizowałem to, co gdzieś się we mnie wtedy kołatało.
      Wbrew pozorom, nie mam szczęścia do spotykania znajomych ludzi w dawnych miejscach. Albo odeszli, albo sami się wyprowadzili. Raz tylko spotkałem sąsiadkę, która wiedziała, kim jestem, ale dopiero, jak się przedstawiłem.
      Mówisz o wewnętrznym dziecku? No tak, to nieszczęsne dziecko. Ale ja mam łatwiej, bo mężczyźni podobno dojrzewają do 6 roku życia, a potem tylko rosną. Więc chyba łatwiej mi machać tymi majtkami nad głową i śpiewać piosenkę :P No dobra, kiepski sposób na zainteresowanie kogokolwiek czymkolwiek :)))
      Mała strzeliła focha, bo deszcz. I dobrze jej tak i mnie też dobrze, bo nie wrzeszczy mi nad uchem.
      Macham do Ciebie między kroplami :)))
      PS. Ciasto pyszne i link wstawiony :)))

      Usuń
  2. Za sprawą tytułu zapachniało trochę czarami, zaklęciem, magią, a przecież to zwykłe życie i nasz tułaczy los, który się cały czas kręci niczym maszyna do losowania totka. Miesza i zmienia, a my co chwilę ciągniemy kolejny los. Ostatnimi czasy często chodzę ścieżkami wydreptanymi w dzieciństwie i chcąc nie chcąc wspomnienia migają jak reklamy w kinie przed projekcją filmu. Kilka dni temu mijając dom rodzinny zastanawiałam się kto mieszkał w sąsiednich domach. W jednym z nich zupełnie nie pamiętam twarzy, imion mieszkańców…nic. Inaczej z domem po lewej stronie. Pamiętam wszystkich. Mieszkało tam małżeństwo głuchoniemych z synkiem o kilka lat młodszym ode mnie. On słyszał i mówił. Darek i ja bardzo się ze sobą zaprzyjaźniliśmy. Gdy wracałam ze szkoły, a miałam może wtedy dziesięć lub jedenaście lat, już stał przy siatce i czekał aż przyjdę pobawić się z nim. Graliśmy w piłkę, badmintona, biegaliśmy po ogrodzie pełnym róż. Potem ta rodzina się przeprowadziła. Co się stało z tym wszystkim? Osiedle istnieje, tylko ma innych już lokatorów, inne dzieci biegają po podwórku. Domy się zestarzały i ogrodu i róż już nie ma. Miejsce zieleni zajął pawilon handlowy, apteka i kawiarenka osiedlowa, gdzie podają pyszną kawę, pieką chleb i pyszne ciasta pachnące domowo. I trzepak też jest, choć nikt już nie trzepie dywanów, a dziatwa woli komputer lub telefon od bezwładnych zwisów.
    Mała i lawenda…tylko udaje, że nie lubi, nie pamięta, jak to ona :-) Ja mogę wąchać, leżeć i patrzeć bez końca. Dziękuję Witku za spacer dawno wytartymi uliczkami, za genialne zdjęcia skłaniające do refleksji, bo jak tu nie uśmiechnąć się patrząc na rozmodlone figurki pokryte mchem, witrynę sklepu, który świetność ma dawno za sobą, czy pachnące floksy cukierkowo różowe. Najbardziej porusza mnie jednak zamglone zdjęcie domu. Sama nie wiem czemu. Wszystko to pod tym samym, błękitnym niebem.
    Dziękuję Witku i macham słuchając wieczornego pisku jaskółek. Latają nisko czyli idzie na deszcz :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, a czy to nie jest magia, ze opowiadasz takie fajne historie, które były Twoim udziałem? Dla mnie to magia. Spójrz, jak niewiele trzeba, by wydobyć ją z człowieka - kilka słów, kilka starych ścieżek i murów...
      A tak serio, to może trochę to i nostalgiczne. Niektórzy nie lubią wspominać, niektórzy pilnują swoich wspomnień bardzo. A wspomnienia po prostu są. Miejsca, ludzie, drzewa. Coś w tym jest i zgadzam się z Tobą, ze trochę nasze dzieciństwo było inne od dzieciństwa dzisiejszych dzieci. Było ubogo. Ale to w jakiś sposób zmuszało do kreatywności. Kapsle, skakanie w gumę, klasy, krawężniki...Tego było tyle, ze czasami jak wyszedłem z domu rano, to wieczorem wracałem i to po interwencji ojca :P I patrzę na te dzieci ze smartfonami, które idą ulicą, jak zombie i myślę sobie - tak, to ich świat. One urodziły się z tym w rękach i przed oczami. Dla nich, to normalność. Tyle, że...wydaje mi się, ze myśmy wtedy byli ubożsi, a jednak bogatsi. W wyobraźnię, siniaki i przygody. Oni są bogatsi, a jednak ubożsi. O wyobraźnię, siniaki i przygody. Chyba, ze te na ekranie. Oczywiście generalizuję, ale trend jest wyraźny.
      Chociaż...jakieś dwa lata temu idąc drogą zobaczyłem rysunek wykonany kredą na asfalcie - tak rysowaliśmy trasy dla naszych kapsli. Czyli co? Nie zginęły nasze zabawy :D
      Mam dla Ciebie piosenkę. Usłyszałem ją przypadkowo, ale że lubię tego aktora, to i zaliczyłem ją do tych "dobrych" :)
      Pozdrawiam Cię Elu i macham z daleka :)))
      https://www.youtube.com/watch?v=yufs0U09Xy8

      Usuń
  3. Gdyby istniała machina czasu pewnie byś wsiadł, zamknął drzwi i się przeniósł, ale czy było by tak samo jak kiedyś? Mała czuje, że nie, że to już nie to, że trzeba być tu i teraz, bo nie da się być tam.
    Piękne zdjęcia/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację. To taki paradoks, bo "dawniej było lepiej". Ale chyba jesteśmy z podobnego rocznika, który pamięta wszechobecną szarość, kolejki, cukierki topione nad gazem z cukru, kartki na buty, znajomości z panią ze sklepu, która coś pod ladę wsuwała... Ma to swoją magię, kiedy się to wspomina. Element humorystyczny nawet. Ale niekoniecznie chciałbym wrócić do tego czasu. Pewnie rekompensowaliśmy to sobie wyobraźnią, dlatego wspomnienia mają właśnie taki smak. Choć dzisiejsze dzieci mają jeszcze bardziej pod górkę - chiński plastik jest kolorowy, ale jest tylko plastikiem...
      Dziękuję Ci, że napisałaś - pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))
      PS. Zdjęcia zrobione przy okazji, ale miałem dobrą zabawę :))
      Dziękuję!!!

      Usuń
  4. Bardzo lubię jak pokazujesz mi swój świat. Jak o nim opowiadasz albo jak o nim piszesz. Teraz na każdym spacerze zatrzymuje się na chwilę, by popatrzeć w górę na liście drzew prześwietlone słońcem albo na niebo. I zawsze się uśmiecham:) Dziękuję💙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to już jest, że każdy z ludzi widzi świat po swojemu. Na jedne rzeczy zwraca się uwagę, na inne nie. I jeszcze dochodzi do tego milion spraw na głowie, które nie pozwalają dostrzec tego, co sobie po prostu jest. Nie jest łatwo odłożyć ten cały zgiełk w głowie gdzieś na bok i po prostu patrzeć. Tak, nie jest łatwo. Ale jak inaczej dostrzec urodę świata? Jak inaczej "zresetować" choć na chwilę?
      Dziękuję Ci, że tak ładnie napisałaś. A że się uśmiechasz, to już fantastycznie :)))

      Usuń
  5. Oj tak, oj tam Mała, ja też się ostatnio złapałam na tym, że patrzę na męskie pośladki - nikomu od patrzenia nie ubędzie, a człowiek ma trochę radochy. A lawenda cudowna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No! Głos rozsądku! Wreszcie. Ucieszyłaś moje stare, czarne serce :D Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i macham z daleka :)))

      Usuń
  6. Czy gdybyśmy byli obciążeni obecną wiedzą i doświadczeniem, a mieli możliwość cofnięcia się do dzieciństwa to wtedy smakowałaby tak samo niezwykle i magicznie? Wydaje mi się, że wręcz przeciwnie, byłoby to w pewnym stopniu rozczarowaniem. Dzieciństwo jest więc tam gdzie jego miejsce. W przeszłości.
    Sama jestem teraz na etapie bezpowrotnej utraty miejsca mojego dzieciństwa. To jest trudne. To jedno z gorszych doświadczeń w moim życiu, które bardzo dużo mnie kosztuje, ale czy nie taka jest kolej rzeczy? A im szybciej, tym lepiej i w ostatecznym rozrachunku łatwiej. Było i minęło, a samo miejsce pozostanie, ale wyłącznie we mnie.
    Całe dorosłe życie powtarzam sobie, że nie cierpię Tychów, a to jednak chyba nie do końca prawda…

    Kiedyś nie lubiłam zapachu lawendy. Obok zapachu róży, naftaliny i lisiego futra był dla mnie zarezerwowany dla zapachu „starości”, na szczęście na mojej życiowej drodze stanęły lawendowe lody i serniczki odmieniając mój światopogląd.

    Początki są trudne i rodzą rozczarowania, ale wierzę że stać Pana na więcej, niż liczenie na cud, po słowach najmniejszej linii oporu „hej, ładna jesteś”. A kręcenie majtkami nad głową? Czemu i nie, ale może z czasem?;)

    Nie wiem czy dobrze zgaduję, ale spokojnego urlopu! Nietłocznych miejsc, dobrego jedzenia, umiarkowanej temperatury i złotych wschodów i zachodów słońca:)

    Udanego wieczoru!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadłaś. Urlop. I to urlop offline, bez telefonu tv i Internetu. Niby fajnie brzmi, ale tylko brzmi. Ale skoro trzeba było, to i tak się stało.
      Wiem o czym mówisz, bo dwa lata temu doświadczyłem czegoś podobnego i zapewne jeszcze doświadczę. Tak, to bardzo trudne doświadczenie.
      A co do tych początków, to na pewno w taki sposób nie zacząłbym rozmowy, gdyby faktycznie nieśmiałość została zwyciężona. Na (nie)szczęście jest ona tak wielka, że nie muszę raczyć świata podobnymi bzdetami tudzież machać bielizną. Choć może, może... :))))
      Macham do Ciebie gdziekolwiek jesteś :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty