Długi krok...

 

           Miałem się nie denerwować wyłączyłem więc telefon. Odłączyłem kroplówkę z napisem Internet. Nie oglądałem telewizji, bo w pogardzie mam szczucie ludzi na ludzi. I miałem się nie denerwować. Ale wiem, że muszę wziąć głęboki oddech zanim drogą przez las dotrę do tego małego miasteczka. Albo zanim wejdę na plażę w godzinie palącego słońca. Albo zjem obiad. Albo zobaczę zachód słońca. Głęboki oddech przydaje się, bo wchodzę w ludzkie mrowie. Nie, nie rozumiesz jak to jest, bo miasto, to zupełnie co innego. W mieście każdy idzie w jakimś celu. Szybko. Głowa w prawo, głowa w lewo i już jestem po innej stronie ulicy, po innej stronie świata, po innej stronie muzyki. A tu? Tak, wiem, miałem się nie denerwować, ale nic z tego nie wychodzi, wiesz? Noga za nogą suną przez ulice, deptaki, ścieżki. Jak senni lunatycy bez celu i trasy. Rowery wymieszane z elektrycznymi skuterami, zakałą tego miejsca. Wszystko tętni śmiechem, rozmową, krzykami, nawoływaniami. Idę i słyszę „Wiesz, ja zrobiłem wczoraj aż cztery kilometry!” „Mój rower będzie biały, duży i będzie miał wszystko najlepsze”, „Chcesz kupę?”. Ciotka Alicja ci tego nie zapomni”. I wiesz, najgorsze jest to snucie się podkręcone piwem, dwoma lub siedmioma. Pijana w pestkę kobieta sika w krzakach ku radości reszty znajomych – Jolka! Wreszcie puściło, co? Nie słyszę odpowiedzi, bo wydłużam krok. Wydłużam, skaczę, pędzę przed siebie na złamanie karku, bo nie chcę. Nie, nie, nie! Myślałem, że uśmiechnę się do tego wolnego snucia rozleniwionego słońcem. Z wyrozumiałością wsunę się w tłum. Giętko prześlizgnę się między ludźmi i kolejnymi falami słów, krzyków dzieci, histerii na pokaz i płaczu. Ale nie umiem tak na dłużej. Nie umiem. Musiałbym sunąć sennie i bez celu z kolejną falą ludzką od gofrów z żelowanymi owocami i bitą śmietaną (umówmy się, że to tylko nazwa) po kręcone lody z posypką, przez jakieś świństwo w kulkach, zapach starego oleju, kiepskiej kuchni, zapiekanek i piwa. To ostatnie króluje wszędzie. Ach, jest jeszcze wata cukrowa we wszystkich chemicznych kolorach tego świata, która napędza dzieci, aż dostają drżączki i powiększają im się źrenice. Miałem się nie denerwować, mówiłem to już, wiem. Więc dawkuję sobie ten senny tłum. Wschód słońca, chwila na plaży, kiedy tłum smacznie śpi, a potem sprawdzam stan rzeczy ilością parawanów. Jeśli pojawiają się na horyzoncie trzy, to schodzę z plaży. I wiesz, sprawdza się. Tłum wali z bambetlami, kacem i niewyspaniem.  Po śniadaniu są wszyscy gotowi na nowy dzień. A ja wędruję w przeciwnym kierunku ocalając w sobie ciszę plaży, kolory, które się budzą, smak kawy i kanapki na kocu, szum fal i wiatru. Idę na obiad o godzinie, w której każdy popukałby się w czółko. Jest cicho, słyszę nawet muzykę do obiadu. Wiesz, takie granie do kotleta standardów muzycznych, ale cieszę się, że je słyszę. Potem powrót, gdzie mijam się z tłumem, który przypomniał sobie o lodach, gofrach i zapiekankach i zwilżeniu gardeł. Czytam niemądrą książkę, ale to właśnie taki czas, by czytać niemądre książki. Czasem wpadam w sen. Zachodów nie lubię, bo spaleni słońcem, napompowani cukrem i piwem chcą się bawić. Ale mus, to mus. Potem zapalam świeczkę i patrzę z okna na łunę, która rozlewa się na morze. Patrzę na mewy krążące nad głowami ludzi, na zamieranie dnia. I wiesz, nie żałuję, że tak to ułożyłem. Czasem idę gdzieś dalej, ale w tym wszystkim nie ma uroku zimowego spaceru w samotności, której się potrzebuje. I robię zdjęcia. Dużo zdjęć. Upiornej zabawce do wynajęcia, która straciła ogon, a właściciel nawet go nie przyszył (przybił, jak w „Kubusiu Puchatku”) Ludziom, którzy sennie idą szukając nowej zachciewanki, starszej pani z maseczką na oczach, albo pary starszych ludzi, która mnie zachwyciła. I wiem, dobrze wiem, że tak musi być. To snucie się, krzyki dzieci podkręcone przez cukrową rozkosz i dziecięce pragnienia dupereli, piwo, zapiekanki i gofry. Nawet parawany staram się zrozumieć. Staram się, tak bardzo się staram. Bo miałem się nie denerwować. I kiedy świeczka się pali, a ciało stygnie od nagrzania słońcem wyglądam przez okno. Słyszę morze i widzę plażę pogrążoną w ciemnościach. Tylko wysepki światła świadczą o tym, że ktoś siedzi z telefonem pilnie chłonąc ten sztuczny świat oparty na iluzji uczuć, mądrych słów, kanonów piękna. I chłonie też chłód ciągnący z piasku i ciepłe, nagrzane fale powietrza od morza. I cieszę się, że niedługo wstanę, zrobię kawę do termosu, wezmę kanapki i koc i powędruję na kolejny wschód. I nie będę się denerwował. Na pewno nie będę… 







































 

Komentarze

  1. „Mielno niszczy każdego” ;)

    Piękne to zdjęcie starszej pary, aż szkoda że nie mogli tego ujęcia zobaczyć. Jestem pewna, że byliby urzeczeni :)

    Łagodnego pourlopowego powrotu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiałem się z tego Mielna :))) Ale jest właściwie niedaleko, więc jest coś na rzeczy :P
      Ale jeśli już o Mielnie, to nie jest to to dawne Mielno znane z dyskotek i innych "atrakcji" . Zmienia się powoli target tego miejsca, ale legenda zostanie na długo :D
      Zdjęcie mi się podoba, choć mam jeszcze tego starszego człowieka przy barierce ubranego w błękitną marynarkę. Też lubię.
      Dziękuję Ci, bo to trafne i dobre życzenia. Macham do Ciebie :))))

      Usuń
  2. A wiesz Witku, chyba znam to miasteczko :) Jako dziecko jeździłam tam z rodzicami do ośrodka Jawor. Rok w rok. Te upiorne koniki to chyba z tamtej epoki jeszcze. I duuużo ludzi, jak zawsze, odpustowe klimaty i kolorowe budy z pierdylionem badziewia. Wszystko się zgadza :) Potem dłuuugo mnie tam nie było, aż niedawno postanowiłam odwiedzić to miejsce. Zmieniło się bardzo przez lata. Tak jak i ja. Za dzieciaka tłumy i hałas mi nie przeszkadzały, teraz tak.
    Dziękuję Ci za podróż sentymentalną, Twoje zdjęcia obudziły trochę wspomnień sprzed lat. Tekst świetnie oddaje klimat nadmorskiego miasteczka, gdzie dużo się dzieje.
    Dobrze, że wyłączyłeś telefon, czasem trzeba się odciąć od świata. Mam nadzieję, że naładowałeś baterie błękitem :) Macham do Ciebie, życząc spokoju i odpoczynku po wyjeździe :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raz tylko, jako dziecko, byłem z rodzicami w podobnym ośrodku w Dąbkach. Koszmar. Naprawdę, mam złe wspomnienia bardzo. Obrzydliwe klitki z kanapami, kuchnia zakładowa serwująca na okrągło zupę mleczną i wątróbkę na obiad. I masa ludzi, z których większość się znała, bo z jednej miejscowości. Brrr... Aż mam gęsią skórkę. Dlatego unikam takich ośrodków. Tak, wiem, nie zawsze się da.
      A to na zdjęciach, to miejscowość sąsiadująca. Zimą cudownie pusta i urokliwa, latem zamieniająca się w pandemonium. Wiesz, kiedyś dla równowagi wybrałem sobie miejscowość na obrzeżach parku narodowego. Może i daleko od morza, ale co tam dla mnie, ja lubię chodzić, czy na rowerze jeździć. Faktycznie, cicho było, ale zachorowałem i pojawił się problem. Pojechałem do sąsiedniego miasteczka (bagatela 16 km rowerem), a tu apteka zlikwidowana. Następna apteka za 12 km. Pojechałem, ale to nie był dobry wyjazd. dlatego jeśli już coś planuję, to z jakąś baza bezpieczeństwa w promieniu 5 km. I nie dam się namówić na coś innego po tych doświadczeniach. Dlatego balans który wypracowałem może i dziwny trochę dawał mi komfort świadomości, że wszystko jest OK i mam co chciałem, czyli spokój. A tłumy na zdjęciach? Tak sobie zdjęcia robiłem kierowany zdrożną ciekawością i lekką złośliwością introwertyka :D
      Baterie ciągle ładuję, bo wyczuwam straszny rok.
      Spokojnego, słonecznego i uśmiechniętego dnia dla Ciebie :)))

      Usuń
  3. Wiesz Witku możesz pisać , że nie lubisz tłumów i wierzę w to, ale wiem, że lubisz ludzi, bo to widać na fotografiach. Jak tu się nie uśmiechnąć patrząc na dziewczynkę w sukience w motyle, na dziurę w dupie konika, na dziewczynę z pudelkiem o rozwianym przez wiatr uszach, eleganta w lnianej, błękitnej marynarce, staruszków dzielnie podtrzymujących się nawzajem, piękną, młodą kobietę sprzedającą kolorową chińszczyznę czy dziewczynę przy budce z lodami, której chyba ukradli dolną część garderoby :-) Nie można się nie uśmiechnąć.
    Dobrze sobie to jednak ułożyłeś, bo latem mało kto chce wstać o świcie, więc mogłeś być choć przez jakiś wsłuchując się w szum fal, a potem…można odpocząć w pokoju czy iść w przeciwnym kierunku niż tłum. Jakże ta plaża inna od majowej, cichej i odludnej. Wiem, nie masz wyboru, więc niech tak zostanie. Zimą będzie jeszcze inaczej i o wiele bardziej cicho. A telefon, telewizja, wiadomości…trzeba po prostu dać spokój, chociażby po to by nasz spokój znów wrócił na swoje miejsce, a wszystkie kurze i zaplątasy uciekły daleko. Tak trzeba.
    Czas tak szybko mija. Za szybko. Nie napiszę nic więcej Witku tylko ciesz się i upajaj wolnością :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobra, masz mnie! Tak zupełnie ludzi nie nielubię, bo to chyba cecha socjopaty, chyba że coś pokręciłem. Po prostu kontakty z ludźmi dużo mnie kosztują. A kiedy trwają zbyt długo, to męczą. Staję się wtedy złośliwy i opryskliwy. Czasem godzinę wytrzymam. No dobra, półtorej. Z ludźmi, których znam, jest trochę inaczej. A jeśli chodzi o tłum, to pomagają zwłaszcza zdjęcia i myśl, kim ten człowiek mógłby być, co robi itd. Jakoś łatwiej przychodzi mi 'wyłuskiwanie" jednostek z tłumu, niż wejście w sam tłum. Ale znałem osoby, które bez towarzystwa, hałasu i "dziania się" zaczynały wpadać w panikę.
      Zwróciłaś uwagę na te zdjęcia, których szukałem. Nie, inaczej - na które polowałem. Miałem gdzieś w tyle głowy kadry zwłaszcza staruszków i tego w lnianej marynarce. Dziewczyna w okienku jest już drugi rok wliczając zimę. Ukrainka. Miała taką drapaczkę do pleców i tą drapaczką waliła mechaniczne ryby, by zaczęły imitować ruch wyciągnięcia z wody. Głupia zabawka, ale sam widok "pacnięcia" kilkunastu ryb packą robił wrażenie. A na panią z gołym zadkiem zwróciła uwagę prawdopodobnie żona mężczyzny, który siedział przy stoliku obok. Odezwała się takim głosem, że aż sam poczułem się skarcony: "No i napatrzyłeś się już na dupę?" Oczywiście, jak każdy facet, zareagował poprawnie udając zdziwienie. "Jaką dupę?" "No, tą w kolejce" kobieta zrobiła ruch głowa, więc dowiedziałem się, gdzie stoi właścicielka gołego zadka. "Stara baba chce wyrwać takich idiotów jak ty". No cóż, małżeńskie przegadywanki, Mężczyzna nie zareagował i słusznie. To nie mogłoby dobrze się skończyć.
      Chciałem zacząć od tego wpisu, bo dla mnie był inny od tego, co zazwyczaj robię, po co jadę. I trudniejszy i wymagający wytrzymałości.
      A samo morze bez ludzi...sama wiesz, jakie jest. W maju musi być cudowne, bo światło już jest takie, jak być powinno, a ludzi brak. Może kiedyś, kiedyś. Ale wymyślił mi się wrzesień, sama końcówka. Wtedy ławice chmur ciągną i jest jeszcze ciepło. Może zmienię zawód na fali odejść ze szkoły i pojadę. Wszystko jest możliwe :)
      Dziękuję Ci Elu za dobre słowa i że tak ładnie myślisz o mojej niechęci do tłumu. Macham do Ciebie i przesyłam dobre, jasne i ciepłe myśli :)))

      Usuń
  4. Te zdjęcia są po prostu wyśmienite :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)) A wiesz, dziwnie mi się je ogląda teraz, kiedy jesień się rozgościła. Sam się zastanawiam, czy bardziej mi przeszkadza ten jesienny zadumany dzień, czy tłumy ludzi latem. Bez tego wszystkiego chyba nie byłoby o czym pisać i człowiek by się wściekł, ze nie ma na co narzekać :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty