Spirala...

 

Hania Rani — 'Leaving'

            Że niby mam świętować, tak? Jakoś nie mam nastroju, wiesz? Daty przypływają i odpływają i nie znaczą wiele. Są tylko cyframi, bo podobno lepiej żyje się w świecie uporządkowanym. A może żyje się lżej? Tak gdzieś czytałem, choć wcale nie uwierzyłem amerykańskiemu pisarzowi, który za publikację książki zgarnął swoją dolę, by żyć w Kalifornii i wozić swoją nadwagę lśniącym wozem. A ja siedzę na ławce w parku i nie mam ani nadwagi, ani lśniącego wozu, w którym siedziałbym oblizując tłuste wargi. Siadłem, bo jest jeszcze wcześnie. Za wcześnie, by biec do swoich spraw. Ale tak jest dobrze, bo można pomilczeć, patrzyć na świat zza parasola liści, przez który sączy się przytłumione światło. Takie, jak lubię. I pachnie jesienią coraz bardziej. I można w końcu iść szurając liśćmi gdziekolwiek i dokądkolwiek. Włóczyć się z aparatem na szyi i zbierać okruchy światła. Zbierać barwy nieoczywiste, kadry pośpieszne. I patrzyć na miejsca, które dawniej tyle znaczyły. Można zastanawiać się, i to by było nawet ciekawe – ile lat minęło. A potem można rzucić w powietrze: „o Boże, jak ten czas leci”. Można też tego nie robić, a po prostu czuć, że jakiś czas temu życie ostro skręciło. Zarzuciło na zakręcie, na ostrej spirali. Data? A jakże, pamiętam, bo pamięta się takie rzeczy. Ale nie muszę patrzyć na daty, by wiedzieć, czuć. Przypomnieć sobie. A czy kiedykolwiek zapomniałem? Zepchnąłem to, jak wiele, wiele innych rzeczy w swoją głębię, gdzie kłębi się mrok i żyłki złej energii. Ładnie to powiedziałem, prawda? Ale coś w tym jest. Bo spirala ma swój początek i swój punkt obrotu. Jeśli zakręcimy nią w prawo, to spirala wszystko pochłania. Jeśli w lewo, to oddaje to, co w nią wcześniej trafiło. Matematyk mógłby się rozwodzić nad doskonałością spirali. Nad jej proporcjami, nad występowaniem w przyrodzie. A ja? Ja jestem tylko głupim polonistą, dla którego spirala jest znakiem bogów. Dobrze, niech będzie – wysokich energii, których siły i miary nie można zmierzyć. Zanim powstało drzewo, axis mundi, rysowano spirale, jako święty znak obecności. A ja siedzę na ławce i kręcę palcem w prawo i  w lewo. To zawijam spiralę, to ją odkręcam, jakbym nie mógł się zdecydować, co dalej zrobić. Ale czy robić muszę cokolwiek? Wszystko się już przecież dokonało dawno temu. Zostały daty, które są już tylko cyframi, a słowa które padły rozwiały się w pył na wietrze. A jednak siedzę na ławce i kręcę spirale, jakbym chciał odkręcić bieg czasu albo go przyspieszyć. Albo-albo. A światło jest leniwe, jak to jesienią. A moja dłoń rzuca cień. A moje kroki  miękko zapadają w liście. Wiesz, w takich chwilach przychodzą same banały do głowy. Proste zdania, które wydają się mądre, by za chwilę człowiek uśmiechnął się do niewypowiedzianych głupstw. Nawet to, że siedzę w tym parku jest banałem. I moje kroki wśród opadłych liści są banalne. Typowe. Ale może czasem trzeba, by takie były. I kroki i myśli i życie. Jak podróż spiralą, po coraz węższych kręgach…



































 

Komentarze

  1. Pachnie jesienią, wczoraj właśnie ją wywąchałam, a księżyc był taki przydymiony i patrzył, jak węszę. I wieczór był ciepły, a spirala ma też swój koniec, ale zanim nadejdzie, to się nieźle naobijamy na tych zakrętach ;) Pierwsze zdjęcia to dla mnie cudo, aż czuję tę jesień przez skórę i nosem też, nawet jak zamknę oczy. Może nawet wtedy jeszcze bardziej. A ławka na pewno była ciepła od słońca i lekko wilgotna. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ławka była zimna, ale faktycznie, była też mokra. Nie zdążyła się nagrzać jeszcze. To jedna z niewielu rzeczy w moim mieście, jaką są ławki, którym przyklaskuję, bo podoba mi się ich kształt. Zupełnie inna ta jesień w parkach, w miastach, niż gdzieś w lesie. Dziś mnie wywiało z domu i kiedy wjechałem do lasu, to już wiedziałem - tak, to na pewno jesień. Nie można tego zapachu pomylić z niczym innym. Pięknie powiedziałaś o obijaniu się przy skrętach spirali - prawdziwe.
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i dziękuję :)))

      Usuń
  2. Witku nie mogę się napatrzeć na to cudne światło na fotografiach. Jest takie, że można się w nim rozpłynąć niczym we śnie na jawie. Zdarza się rzadko, więc mogę zaryzykować stwierdzenie, że był to miły prezent od Pani Jesieni. Piękne, naprawdę piękne fotografie. Spirala jak to spirala skręca i wije się, a wszystko zależy w jakim punkcie jesteśmy. Czy na jej początku czy już bliżej granicznego miejsca. Bo ona najpierw małymi krokami zmierza do przodu, by nabierać tempa, przyspieszać coraz mocniej, by w końcu nie móc złapać tchu.
    „ A moje kroki miękko zapadają w liście”. I słychać szelest niepodobny do niczego innego. Uwielbiam i cóż z tego, że może nie wypada, jak tylko mogę wybieram jesienią właśnie takie ścieżki, by iść szurając i podrzucając kolorowe liście. Może banał, ale przecież uroczy. Dlatego Witku celebruj nie święta, które kiedyś ktoś wymyślił i nakazał się cieszyć nie dając nic w zamian, a właśnie te drobinki może banalne, ale Twoje i to jest najważniejsze.
    Śliczną nutką to wszystko owiane. Pozwól, że dorzucę październikowe granie. Dla spokoju, uśmiechu, którego Ci Witku życzę z całego serca, Ty wiesz:)))
    https://youtu.be/W30yVn1CQL4

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Elu, trudno właśnie o takie światło. Czasami latem lub wiosną po kilku dniach mokrych trafia się takie cudo, ale brakuje mu trochę lenistwa jesieni. Jest często zbyt dynamiczne, a to jesienne jest takie rozleniwione i dłuższy czas pozostaje "złote". Ale trudno je uchwycić. Mnie się udało zupełnie przypadkowo, ale to chyba normalne, że większość naszych fotografii powstaje z przypadku.
      A spirala? Spirala jest , nie ma wątpliwości. Dzisiaj poczułem ją jadąc przez jesienny las. Miałem jechać już kilka miesięcy wcześniej, ale zawsze coś wypadało. I wiesz, w pewnym sensie poczułem, jak klocek, kawałek puzzli wskoczył na swoje miejsce. Tak, jakbym powiedział - dokonało się. Miałem też wrażenie "przeskoku" z orbity na orbitę w wielkiej spirali. Jakby znów było "kiedyś". Zdjęcia przeciętne z tego wyjazdu wyszły, ale mam wrażenie, że chyba dla zdjęć tym razem nie pojechałem tak daleko.
      Dziękuję Di Elu za muzykę - cudowna! Bardzo, bardzo takie lubię. Wiesz zresztą :))
      Elu, spokoju dla Ciebie, światła i długich, ciepłych wieczorów :))
      PS. Tak, wiem :)))

      Usuń
  3. Witku, daty to tylko liczby, kartki z kalendarza które się wyrywa i wyrzuca. Tak jak napisałeś, nie znaczą wiele. Odchodzą w zapomnienie. Od Ciebie zależy co chcesz świętować. Może zwykły słoneczny dzień, piątek popołudniu, zachód malujący się różem i fioletem na chmurach, kawa wypita w spokoju? To co sprawia przyjemność czy radość. Najlepsze jest, że nie potrzeba żadnej konkretnej daty, nie ma w tym nic wymuszonego. Pozwalamy się poprowadzić sercu, oku, pamięci. I spirala jest dobra, gdy wkręcamy się w te dobre rzeczy. Niestety jak się to ustrojstwo zakręci to i bywa, że się odkręca... Witku, jak najwięcej zakręcania w to co sprawia Ci przyjemność, uśmiechania się nawet do głupstw i trwania jak najdłużej w tym, co dla Ciebie dobre. Bez względu na datę, godzinę, bez ograniczeń. I dużo ciepłego, miękkiego, otulającego światła jak na przepięknych zdjęciach powyżej :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem w tym Elu, że są inne spirale, które skutecznie z tej "naszej", własnej i prywatnej nas wykręcają. Na tyle skutecznie, że nic nie zostaje. Własnie chodzi mi to cały czas po głowie, na ile jesteśmy zdeterminowani naszą pracą, na ile tym, co dla nas ważne. Bo widzę, że zostają strzępki, okruchy tego, co powinno i jest dla nas ważne. Ale jest coś w tym dobrego, że można świętować picie kawy czy herbaty. Czy odwrócić głowę do słońca (o ile jest) i przez chwilę poczuć to, co powinno czuć się w takich chwilach.
      Dziękuję, że popatrzyłaś na to, co napisałem właśnie pod takim kątem, bo moja perspektywa jest mniej przyjemna. Czasami zostawia się za sobą coś, co powinno zniknąć, a to diabelstwo przypomina się niepotrzebnie. A to znaczy, że nie zostawiło się tego za sobą, a w sobie. Przysypało się to tylko stosem rupieci. Jutro podobno deszcz i zimno. Szkoda. Ale taka jest jesień. Ale mimo tego deszczu, który wisi już w powietrzu przesyłam Ci dobre, jasne i uśmiechnięte myśli pachnące ciastem drożdżowym ze śliwkami :)))

      Usuń
  4. Dla latarnika to takie typowe siedzieć na ławce w parku i rozważać kształt spirali. Jakby mógł swoją latarnię, by przebudował, zmienił w spiralę, żeby chwilę później stwierdzić, nie tak miało być. Latarnik myślami o spirali świętuje dzień latarni, która daje światło głupiutkim. Bez nie by się zagubili, może roztrzaskali na skale. Nieważne, że kiedyś bez latarni w doskonałej ciemności ludzie lepiej sobie radzili. Latarnia i latarnik muszą być, choćby po to, żeby pisać o świętowaniu dnia latarni.
    Znów zmyślam na poczekaniu historię o latarniku. Takie te Twoje myśli zilustrowane zdjęciami, że słowa same się układają w treści o latarniku. Może następnym razem napiszę coś mądrzejszego, bardziej pasującego do Twoich obrazów i słów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiecham się na tę opowieść o latarniku :)) A może Latarniku? Bo wydaje mi się, że to taka trochę postać archetypiczna. Ale mniejsza o szczegóły, chciałem zauważyć, że każda latarnia, to spirala. Dobrze, nie każda - współczesne są pozbawione spirali schodów, a często są windy - jeśli są konieczne. Niestety, dziś latarnie to właściwie stacje radiowo-nasłuchowe, więc są pozbawione tej prymarnej funkcji ostrzegania światłem. Chociaż by być uczciwym wobec tradycji zapala się symboliczne światło na szczytach. Czy to ma znaczenie? Żadne. Dopowiadam tylko moje skojarzenie. A tekst? Wbrew pozorom nie chodzi o świętowanie edukacji. Tekst raczej osobisty niż standardowe kwękanie na edukację i żalenie się na wszystko. To inna rzeczywistość, do której nie chcę sięgać.
      Dziękuję Ci Aniu, że odniosłaś się do tekstu i do obrazów. Uśmiechnąłem się, a czyż w ostatecznym rozrachunku nie o to chodzi - jak mawiał poeta?
      Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie z coraz zimniejszego południa Polski :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty