Dialog przez skórę




                       Mówię do Ciebie samym szumem krwi. Szeptem, który kiedyś obudziłaś. Modlitwą mojego ciała. Co z tego, że daleką. Czy odległość jest miernikiem tęsknoty? Można przecież być obok siebie i tęsknić. Trudno się do tego przyznać. Trudno z dnia na dzień trwać licząc paciorki godzin, jak w różańcu. Trudno wstawać i kłaść się, chciwie zerkając na wyświetlacz telefonu. Trudno. I wiesz, nie potrafię. Bo dając Ci mój świat, dałem siebie. Czy można dać coś więcej?

Zanim wszystko przykryje czas łagodnie uśmiechnięty, zanim zblakną kolory i szczezną minuty, mówię do Ciebie szarym spojrzeniem. Niewiele. Ale czy było trzeba czegoś więcej? Niedługo nawet tego nie będzie, bo zniknie ten świat bloga, w którym mówiłem do Ciebie. Obrazem, myślą, słowem. Na przekór wszystkiemu i wszystkim. Dając uśmiech i chwilę dla zamyślenia. Ale skoro wszystko ma przeminąć, niech przeminie i on. Moje miejsce miedzy brzegiem, a niebem. Dla Ciebie.
Tak, nie kłamałem wówczas mówiąc, że mam nadzieję. Nie kłamię teraz, bo przecież mówię nie ja, a szum mojej krwi. Mam tego nie zmieniać, ale nie da się żyć tak, bez nadziei. Bez gestu, bez szeptu. Bez wszystkich tych rzeczy, które weszły w krwioobieg. Czy mogę coś więcej zrobić niż szeptać, kiedy ciemność narodzi się za oknem? Oprócz wrzucenia tych kilku zdjęć? Oprócz zapadania się w sobie coraz bardziej? Tak, wiem. Inni potrafią. Ja nie potrafię. Bo nie umiem zdusić tego, co we mnie wyrosło. Kiedyś. I trwa.

Komentarze

Popularne posty