Prosta historia


           Wpatrzony w horyzont nie widziałem, gdzie idę. Kula słońca coraz bardziej się zniżała, a światło stawało się takie, jak lubię. Nasączone, miodowe, złote. Ciężkie. Osiadało na trawie, osiadało na kwiatach. Ale mnie nie interesowały kwiaty, tylko horyzont. Zapatrzony w ciągłą dal nie zwracałem uwagi na kroki. I wtedy wszedłem na pole rumiankowe. Rosną samosiejki dzikie wykrzywiając głowy do słońca. Machając płatkami. Aż usiadłem na ziemi tak mnie zachwycił ten dywan kwiatów. Horyzont już nie wabił, stał się obojętny wobec marnych kwiatków. Bo ja lubię rumianek za jego bylejakość. Brak urody, brak wykwintności. Za prostotę.


      Odruchowo zacząłem się za nią rozglądać. Nie chciałem, żeby mnie zaskoczyła. Nie było jej, choć uważnie patrzyłem. Po naszej ostatniej rozmowie miałem również coś do dodania. Kilka ciętych uwag. Kilka słów, które by ją rozśmieszyły. Kilka spojrzeń nieprzeciętnie niechętnych. Światło zamierało i właśnie wtedy przyszła. Właśnie wtedy, kiedy coś umiera, ona musi się przyplątać. Tak, wiem, taka rola.
- Jesteś...
- Jestem.
- Przyszłaś...
- No...przyszłam.
- Czemu?
- Nie uśmiechnęła się. Jej oczy były poważne, a nogi bose. Na włosach miała wianek z rumianku. Włosy rozwiewał jej wiatr.
- Stało się coś?
- Nic. Odpowiedziała cicho i usiadła. Może miała zły dzień? Może źle ją oceniałem, może nie chciała usłyszeć...
- Daj spokój.
Nie cierpiałem, kiedy to robiła. Takie czytanie myśli. Takie wyprzedzanie tego, co powiem. Nic się nie odezwałem. Widziałem, jak bezwiednie zrywa kwiaty rumianku. Patrzyłem kątem oka. Nie chciałem się przyglądać. Nie chciałem...
- Kiedyś przyjdę i chwycę Cię za rękę. I będziesz wiedział. Pójdziemy razem. Będę musiała cię odprowadzić.
      Powietrze zrobiło się chłodniejsze. Cień zaczął kłaść się na trawę. Wszystko zalało światło późnego zachodu, a z łąki podniósł się zapach. Intensywny. Miękki.
- Gdzie, gdzie mnie chcesz odprowadzić? Zapytałem, bo ciążyło mi to od dawna.
- Tam, gdzie twoja droga. Tam, gdzie twoje miejsce.
- Czemu mnie straszysz? Spójrz, tak pięknie, takie światło, taka chwila, a ty jak nigdy...
Spojrzała na mnie. Oczy miała...jeziorne. Głębokie i przepastne. Bezdenne.  Nie uśmiechała się. Była poważna.Wystraszyłem się.
- Pamiętasz naszą rozmowę?
- Którą - skoro zamierzała tak, to i ja nie będę gorszy.
- Każdą.
- Ba...
- Nie zachowuj się jak dureń, bo wiem, że nim nie jesteś.
- No to o co ci chodzi?
- O to, że świat nie kręci się wokół ciebie. O to, że te wszystkie twoje ochy i achy nic nie znaczą. O to, że zawsze czegoś chcesz. Miłości, czasu, dobrej pogody, zdjęć. Chcesz. A co dajesz?
- No wiesz...
- No właśnie nie wiem.
- Skoro pytasz...daję siebie, to mało?
- A kto ciebie chce, co?
- Ty, bo w końcu chwycisz mnie za rękę.
Nastała cisza. Trudna. Czułem jak po nodze wspina się nerwowa mrówka. Cholera, nie mogę się poruszyć, nie mogę drgnąć. A plecy bolą...
- Celnie, gratuluję refleksu.
- Bywa, nie? Uśmiechnąłem się, choć do śmiechu mi nie było. Ta cholerna mrówka...
- Słuchaj, jej głos się zawahał, nie chciałam tak.
- A jak chciałaś?
- Inaczej.
- No to ci wyszło.
- Nie zrozum źle. Dać siebie, to dla was, ludzi, bardzo dużo. Ale nie możesz patrzyć tylko w jednym kierunku. Tylko "ja", "ja" i "ja". Tego chcę, tamtego...jak dziecko.
Pokiwałem głową. Miała rację. Tak, ciągle czegoś chcę. I nie mogę wyjść z tego zaczarowanego koła własnych emocji, własnych pragnień, własnych uczuć. Mrówka zlazła.
- Popatrz na innych, którym trzeba czegoś. Słów, obrazów, ciszy, zrozumienia. Nie jesteś jedyny.
- A ty...Ty czy patrzysz?
- Ja nie muszę.
Cisza stała się wieczorna. na horyzont naciągnięto żagle. Rumianek pachniał. Podniosłem się. Popatrzyłem na nią i nic już nie powiedziałem. Droga była daleka. Z każdym krokiem dochodziły do mnie odgłosy życia. Samochód, telewizor, natrętna muzyka, dziecięce głosy. Powroty...

 


Komentarze

  1. a ja przezytałam z zapartym tchem i łakomie: co dalej, co dalej? Taka piekna niedokończona historia- urwana, bo droga czeka, bo dxwieki dobiegaja- super, że takie drobiazgi dostrzegasz... a powalił mnie opis rumianków i ich bylejakosci: prostota i brak wykwintności...świetna proza poetycka i jak zwykle pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och, dziękuję :) Historia nie jest dokończona swoją dokończonością. Po prostu z jednego obszaru wszedłem w drugi. To tak, jakby z jednej sfery życia wejść w inną. Z jednej strony rozmowa o śmierci, o własnym egoizmie, o pragnieniach, które są nic nie warte, a z drugiej życie, które trwa ze wszystkimi swoimi objawami - hałasem, krzykami dzieci itd. Czy jest sens opisywać to, że szedłem dalej zanurzony w hałas i ruch, żeby dojść do domu? Czy jest sens, żeby pisać to, co dalej? Może. Ale historię bym wydłużył. I tak niewiele osób czyta, bo sama wiesz, że nie czyta się dla zasady, bo każdy jest najmądrzejszy i można dyskutować o tekście, którego się nie czytało i którego się nie rozumie. Więc sobie to darowałem. A poza tym, ta, z którą rozmawiałem nie lubi hałasu :P Pozdrawiam Cię serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. i za to, co teraz tu napisałes cenię Twoje popełnienie...po prostu chciałam zaznaczyc, że po takim tekście zostaje "głód", który na pewno jest atutem... świetny tekst!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nisko do ziemi skłaniam głowę dziękując. bardzo dziękując :)

    OdpowiedzUsuń
  5. nie dziękuj tylko pisz tak dalej, bo inni też winni podziękowania za to, co refleksją ujmuje...

    OdpowiedzUsuń
  6. Rany...czy podołam... :P Miłego!

    OdpowiedzUsuń
  7. Drogi Witku, jestem, czytam. Czasem nie wiem jak skomentować Twoje cudeńka, nie kalecząc ich. W tym niestety jestem wybitna.
    Wiesz przecież, że masz dar lekkości pisania, wrażliwość jakiej nie ma wiele osób ... twórz i pisz dalej :)

    Męczy mnie postać owej Pani...nie lubię jej, jeszcze nie teraz...

    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie, KP

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję Ci za komentarz :) Bynajmniej, nie żaliłem się, że nikt nie czyta, nie pisze. Ot, obserwacje. Lubię komentarze, bo ciekawi mnie, jak widzą to, co piszę inni. Na ile tekst zaczyna żyć, a na ile jest...zwyczajnie martwy. A to też przymiarka do czegoś innego. Ale, próżno o tym mówić. W każdym razie Pani, to śmierć. A może raczej Śmierć - uszanujmy funkcję i osobę :) Tak, nikt jej nie lubi. I może dlatego stała się bohaterką kilku wpisów? A może za jej tajemniczość, wnikliwość? Sam nie wiem. Ja ją lubię, bo tak ją chciałbym widzieć. Co jakiś czas, w moich wpisach trafiają się wszak różne bohaterki. Bardziej, lub mniej realne. Bardziej lub mniej boskie czy mitologiczne. Ale takie jest prawo literatury - stworzyć fikcję, która uwiedzie realnością. I ja do tego dążę. Choć nie za wszelką cenę :) Pozdrawiam Cię :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiedziałam że Pani to śmierć... ona czasem jest za blisko mnie, i stąd też niechęć do komentowania....strach? lęk?
    Zbyt osobiście biorę pewne rzeczy, ale one czasem tak pasują...
    Za to chłonę Twoje piękne zdjęcia, są fantastyczne :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ojej, co ja takiego napisałam, że buzię masz jak banan :D ? Generalnie samą prawdę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Człowiek nigdy nie jest do końca pewien tego, co robi. Niby przeświadczenie, że jest to w jakiś sposób dobre - jest, ale często jest to również złuda. Dlatego tak mnie to cieszy :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty