Wola


- Przecież chory jesteś, masz gorączkę.
- Wiem.
- A może lepiej się czujesz? Zostań, słaby jesteś.
- No właśnie - słaby.
- Przecież to kawał drogi.
- Nie pytam o zgodę, biorę rower i jadę.
- Jedź, ale pamiętaj... Głos cichł, by zmaleć i umilknąć za zamkniętymi drzwiami. Tak, wiem, głupio robię. Sam to czuję, ale nie umiem chorować. Czasami obserwuję, jak niektórzy się do chorowania zabierają i mam wrażenie, że zrobili z tego sztukę. Popis jednego aktora, grę życia, spektakl na bis. A przecież chore zwierzę ucieka, chowa się w kącie, jest osowiałe. Patrzy na człowieka, ale w jego wzroku nie ma prośby, jest pytanie. Bo zwierzę nie rozumie. Ja rozumiem, ale i tak uciekam, bo jestem posłuszny swojemu uporowi. Nie będę odgrywał teatrzyku, nie będę wołał o rosołek czy herbatkę. Będę jechał, a wiatr będzie chłodził moją gorącą twarz. Będę patrzył, jak świat mija mnie i ja mijam świat, jak zostawiam warczącą drogę z wiosennymi dawcami nerek, by skręcić w ścieżynę, której broni zabawny napis "zakaz wjazdu". Skoro zakazują, to moim obowiązkiem jest sprawdzić, co tam takiego niebezpiecznego, a poza tym, znam tę drogę od dziecka i mogą sobie stawiać nie wiedzieć ile zakazów, a ja i tak dobrze sobie znanymi dróżkami dojdę, gdzie mam dojść.  Świeciło słońce, a mnie ciekło z nosa i kichałem. Kaszlałem też. Ale tak trzeba. Kiedy system odporności pada, to najlepiej go zahartować. Więc siedziałem teraz na kamiennym schodku nad brzegiem jeziora i patrzyłem na drzewo. Tak, to drzewo, które rok temu uczyniłem axis mundi, któremu rok temu nadałem niezwykłą moc - trwanie. A może siła? - Nie pamiętam. Dzisiaj wiem, że dobrze chciałem. Tyle, że dziś już nie szukam analogii. Niepotrzebne mi one. Wiem, że siła jest zakodowana nie w genach, nie w zdrewniałych komórkach drzewa. Siła rodzi się z woli. Tak po prostu. No i sam powiedz - zapytałem siebie szeptem - czy jesteś silny? Przecież to tyle dni. A ty wciąż, wciąż, wciąż, jak kiedyś. Dobrze się o takim czymś czyta. Można nawet uronić łzę wieczorem, kiedy świeczka się pali i pokazać męską wrażliwość. Tfu! Gorzej, kiedy samemu dane jest to przeżyć i nie wiedzieć, czy świat dalej istnieje, czy zawalił się, a ja patrzę w ciemność biorąc ją za niebo. Niech tak będzie, jak chce, przecież nie zmienię słów, które pracowicie stukałem. Nie zmienię ani jednego zdjęcia, które robiłem. Nie zmienię tego, co we mnie. I kiedy tak myślałem, na chmurnym niebie pojawiły się one - żurawie. W locie okrężnym, w porywach wiatru. Piękne. Widziałem je już kilka razy, ale mimowolnie wstałem, by oddać cześć ich pięknu i linii. I kiedy tak stałem, zza rozmokłych bagien odezwał się głos. Nie mógłbym pomylić go z żadnym innym, bo ciął powietrze wezwaniem, niesamowitą tęsknotą, nieledwie płaczem. Ale i w tym klangorze było coś jeszcze - siła życia, trwanie, niepokój i miłość. Czy ptaki potrafią kochać? Nie wiem. Może kochają wiatr i lot wznoszący? A może kochają tylko swój taniec w oparach mgły? Nie chcę wiedzieć, wystarczy mi ich krzyk. Tak bliski temu, co chciałbym wyrazić, tak bliski temu, co czuję.
Zbierało się na deszcz, chmury pęczniały. A ja wsiadłem na rower i choć nie miałem siły, pojechałem w stronę domu. Telefon milczał i pierwszy raz się z tego cieszyłem. Droga była daleka - jak zawsze...


Komentarze

Popularne posty