Serca na wietrze...
Lubię wiatr.
Obojętnie czy jest zimowy, tnący w twarz, czy jesienny, który gwiżdże w
załomach murów i gałęziach drzew, czy ten wiosenny, który porusza trawy
jak zielonym oceanem. Jest jeszcze inny wiatr, ten letni, który niesie
zapach deszczu, burzy i złotych pól, mierzwiący z niepokojem włosy. Często wystawiam twarz
na wiatr i zamykam oczy. Nie istnieję wtedy, choć stopy podobne kamieniom
twardo trzymają się ziemi. Ale mnie nie ma. Uciekam w błękit ponad
skłębione miasta, uciekam od słów, które przytępione przez szum wiatru
nikną zniekształcone. Niech mnie w końcu rozwieje, niech mnie w końcu
rozsypie, tak by słowa stały się faktem - z prochuś powstał i w proch
się obrócisz. Nie nam siły się już uśmiechać, choć kocham wiatr. Nie mam już
na nic siły pokonany przez samego siebie. To nie jest dobra walka, kiedy
człowiek staje naprzeciw swojemu odbiciu, bo wie, że wygrywając i tak
przegra. Więc i ja przegrałem. Stoję w tym wietrze wiedząc, jak niewiele mogę. I wreszcie
mogę powiedzieć, że pojednałem się ze światem. Bo zgoda na śmierć
przychodzi późno lub wcale. A ja ją oswoiłem, jak oswaja się zwierzę.
Kawałek po kawałku, aż stanęła u mojego boku. I właśnie teraz, kiedy
wieje wiatr patrzę na jej włosy, które falują pasmami. To dobra śmierć. W
każdym razie lepsza niż powolne zapominanie, kiedy kawałek po kawałku
człowiek znika. Oddala się osaczony przez niechętne spojrzenia, opryskliwe słowa, czasem śmiech. Więc wolę ją u mego boku, kiedy obydwoje milczymy tym milczeniem, które już nic nie ukrywa, które nie musi ukrywać. Jest oswojone. I dlatego dziwnie brzmi jej głos pośród nagłych porywów wiatru
- Napiłabym się herbaty. Tej twojej - wiesz, z miodem i cytryną.
- Teraz? Nie możesz chwili poczekać?
- Czy śmierć potrafi czekać? No dobra, przecież wytrzymam. A ty co, siły nie masz?
- Nie mam. Już nie mam na nic siły - rozumiesz?
- A pewnie. Się chce studzić serce na wietrze, to się siły nie ma. Zejdźmy już, co?
- Ja cierpię, nie zauważyłaś?
- Zauważyłam, ale byłam ciekawa, jaki idiotyzm znów wymyślisz.
- Przecież ty wszystko wiesz, nie?
- Wiem, ale bawi mnie zgadywanie, co zrobisz. Ja rozumiem alkohol. Ja rozumiem brak snu. Ja rozumiem katowanie się na rowerze, ale tu jest zwyczajnie nudno.
- To idź, skoro ci nudno. Ja tam potrzebuję wiatru i ciszy.
Odwróciła się powoli. Oczy miała błękitne, jak najdoskonalszy błękit nieba. Podeszła i położyła mi dłoń na ramieniu. Powiem ci coś. Bo cie lubię, bo chcę, żebyś wiedział. Bo chcę herbaty. Wilku, każdy ma swoją drogę, z której zejść niełatwo. Na próżno czekasz, na próżno chciałbyś krzyczeć, wyć w przestrzeń. Na próżno odwracasz głowę, żebym nie widziała wilgoci na twoich policzkach. Nic się nie stanie. Nie ty wybrałeś i nie ona wybrała. Tęsknisz i nie wiesz co zrobić. Zachowujesz się jak ten wilk, który zagryzie wszystko i wszystkich, bo na niczym mu już nie zależy. A masz przecież w sobie tyle historii do opowiedzenia, tyle słów do ofiarowania. Zapomniałeś już?
- Zapomniałem, nie chcę pamiętać.
- Dobra, zanim wszystko zapomnisz, zrób mi tej pieprzonej herbaty.
Wstałem. Wiatr zakołysał mną. W oddali widziałem chmury. Było pięknie. Ale przecież śmierć chciała herbaty, mojej herbaty. Jak można jej odmówić...?
- Chodź, pomarudzisz na tym swoim parapecie.
Nic już nie powiedziałem...
- Chodź, pomarudzisz na tym swoim parapecie.
Nic już nie powiedziałem...
tak to jest z ludźmi, najpierw rozpęd, pęd, zadyszka, a później zgrzyt- jedno potrzebuje błękitu, milczenia, ciszy, a drugiepedi bez popamiętania z zadyszką, wyeksploatowaniem i mówi że cisza jest nudna...pięknie to wszystko wyraziłeś poprzez dialog...ludzie pędza bez opamiętania, a ci którzy pragnazajrzeć w siebie ewoluują, sa w stanie w swoim życiu miećjeszcze to szczęscie - poznać siebie....nieszczęśnicy płytko egzystują, kopulują i umierają bez pasji do życia...po prostu życia...pozdrawiam i dziekuję za refleksje...
OdpowiedzUsuńDziękuję Małgosiu :)) Również za Twoją refleksję :)
OdpowiedzUsuń