Chabry...



          Mówisz, żeby usiąść? Dobrze, możemy. Lubię tak siedzieć w trawie, choć nie pamiętam, czy Ty także. Wiesz, wszystko się zasnuwa mgłą, a może nigdy nie pytałem, bo nie musiałem. Tak, sucha ta trawa, choć tu przy lesie nie jest tak spalona. Po prostu cień i trochę jest to wszystko osłonięte od wiatru. Masz słuszność, wieje dzisiaj. Pewnie pamiętasz, że lubię wiatr, prawda? Nigdy o tym specjalnie nie mówiłem, może pisałem. A nie! Kiedyś, tak, przypominam sobie, szliśmy taką polną ścieżką i wiał wiatr i po niebie gnał nieprzyzwoicie piękne obłoki. A niebo krzyczało błękitem i wolnością, bo to był chyba pierwszy dzień wolnego. Pamiętam jeszcze, że nie mogłem w nocy spać i wlazłem potem na dach. Patrzyłem w stronę, gdzie mieszkasz, patrzyłem na uśpione miasto. Gdzieś z daleka, zupełnie jak teraz, słyszałem pociągi.
Nie wiem, zapewne tak, pełno tu jakichś szyn. Jedne błyszczą w słońcu, inne są zardzewiałe. Ale nieczęsto tam jeżdżę. Rośnie trawa między starymi podkładami, a szyny urywają się w pewnym momencie. Zupełnie jakby istniała droga bez początku i bez końca. Bo przecież każda droga gdzieś prowadzi. A może właśnie ma prowadzić do tego miejsca? Masz rację, za dużo myślę. Ale taki już jestem. Zupełnie jak wtedy w pociągu, nie, nie opowiadałem Ci tego, zamiast zasnąć na te kilka godzin, siedziałem i patrzyłem w migające obrazy za oknem i wyobrażałem sobie ludzi, którzy żyją w tych domach, jeszcze uśpionych, myślałem, jakby dobrze było wyskoczyć z pociągu i zrobić zdjęcie temu, czy innemu widokowi, zostać na chwilę w tym właśnie miejscu.
Widzisz jak cień wędruje? Niedługo dotknie Twoich nóg, chyba będziemy musieli wstać i przenieść się do słońca. Tak, możemy tu zostać. Mnie tu dobrze. Tak, to też, ale nie jestem mizantropem. Chyba po prostu lubię chłonąć to, co widzę. Nauczyłem się tego od niewidomej koleżanki. Tak, tragedia, przestała widzieć, potem wyjechała do Rosji, kontakt się urwał, podobno wyszła za mąż. Ale to ona właśnie prosiła, żebym opisywał to, co widzę. Na początku nie umiałem, złościłem się. Ale potem wyszło tak, jakbym brał świat w siebie i słowa zaczęły płynąć. Nie nudzi Cię to? Bo patrzysz gdzieś tak…nie przed siebie, a w siebie. Może dobrze robisz? Tam też jest świat – Twój, własny, tajny. Nie, nie śmieję się. Przecież ja także… A wiesz, nie wiem. Są chyba tacy, którzy nie mają swojego świata. Ale łatwo ich rozpoznać, bo są hałaśliwi i za dużo pytają o sprawy, które powinny być dla nich zamknięte. O, taki nie zapyta o rumianek, o tamten dziurawiec przed Tobą, o chabry, które mijaliśmy idąc tutaj. Nie wiem, nauczyłem się sam z siebie. Chabry? Tak, ale nie mówię o tym, bo to śmieszne. Może dlatego, że są niebieskie, a miłość jest niebieska? „Błękitna miłość”, tak sobie kiedyś nad kartką powiedziałem i tak już zostało. Magia błękitu, magia niebieskiego. Mam błękitne spodnie, buty, rower. Tak, skarpetki też...Mówiłem, śmiejesz się. No dobrze, uśmiechasz. Ale cień jest przecież błękitny i niebo. I noc jest granatowa. Tak, masz rację trzeba wstać i iść. A potem zrobię herbatę. Tak, to kolejna magia, magia herbaty. Jest magia słów i ta ważniejsza, magia milczenia. Magia miejsca i magia podróży. Magia, wszędzie wiruje, wszędzie jej pełno, czujesz? Nie wiem, ale chyba świat nie mógłby być bardziej magiczny, niż właśnie w tej chwili właśnie, wiesz?

Komentarze

Popularne posty