Nieistnienie...
Nie
śpię, bo przecież już nie warto. Niedługo pokój napełni się szarością i ptaki
będą budziły się ze snu. Latarnia jeszcze się pali, żebym nie czuł, jak bardzo
jestem sam na tym parapecie. Ale to dobrze, że jest płomyk i dobrze, że jest
parapet. I dobrze, że jest cisza wczesnego poranka, który powoli się staje.
Nawet cieni jeszcze nie ma. Nawet nie ma drogi do Ciebie. Jest tylko wędrówka
księżyca i blade dalekie gwiazdy, które za chwilę wyblakną, jak stare
pamiętniki. Będzie dzień, który nasyci się hałasem, słońcem, głosami dzieci i
szumem samochodów. I to będzie w porządku. A potem słońce zajdzie i zapalą się
światła elektryczne, żebyśmy mogli spokojnie zasnąć przy mdłej lampce nocnej ze
snem na powiekach. I ciągle tak samo i ciągle tak znów. I to się nazywa życiem.
Istnieniem. Egzystencją. A myśli drążą podziemne korytarze, w których zawsze
jest ciemno. I wychodzą nocą na świat, a my nie śpimy. Nawet gorące mleko,
nawet kropla spirytusu nie działa. Jest tylko mrok i myśl. I rosa nad ranem, która
i tak wyparuje. I jest piasek pod powiekami z niewyspania. A słońce wstaje na
przekór wszystkiemu. Wiesz, opowiem Ci historię.
Ona
była stara i dziwna. Wzrok miała jasny, ale dłonie zniszczone i pełne starczych
plam. Przyszedłem do niej, bo kiedy się ucieka, bo koniec świata, to za mało na
ucieczkę.
-
Dzień dobry
-
Niech będzie pochwalony…. Niech siądzie. Dać herbaty?
-
Nie, dziękuję.
-
No to niech siądzie i odpocznie z drogi. Droga tutaj daleka. Patrzyłem w jej
niebieskie oczy, które nie były oczami staruszki. Były błękitne jak lato u
szczytu siły. Nie odwracałem wzroku.
-
Przyszedł ty do mnie po dobre słowo, albo po uzdrowienie?
-
I po to i po to.
-Tak,
ja widze, ty uciekł. I Twoja droga trudna. Położyła mi ręce na głowie, jak
czasami robiła babcia.
- Jest
w tobie cień, ty chciał coś niedobrego zrobić. Twoje myśli czarne, jak noc. Ale
ty nie możesz, bo grzech. Ty dużo myślał i w tobie jest smutek. I ja bym chciała jemu pomóc,
ale ja nie mogę. Ty musi sam. Sam wyciągnąć tę truciznę, która w nim jest. Ja wyciągnę co mogę, ale on
musi sam resztę. Wzięła jajko i przyłożyła do mojego przedramienia.
-
Jajko z bożą pomocą niech weźmie twoją żałość i strach. Niech weźmie złe myśli –
przez Chrystusa Pana naszego Amen. Kazała mi turlać jajko po sobie. - Ku sobie
i od siebie aby. Modliła się, a ja turlałem jajko. Potem je rozbiła. Było czarne.
-
W tobie trucizna. Dużo trucizny. Ty módl się ze mną Synku. Wiec modliłem się, a
słowa były jak te krople rosy, które błyszczą w słońcu.
-
Wreszcie po którymś ze zdrowasiek popatrzyła na mnie i powiedziała. Idź już
Synku. Ja tobie pomóc nie mogę. Ty musisz sam. Ja zrobiła co mogła.
-
Dziękuję Ci babciu. Uśmiechnęła się. To był dobry uśmiech. Zabiorę go
gdziekolwiek będę. I cokolwiek zrobię.
Wyszedłem
z imieniem Boga na ustach, bo tak się należy.
Myśli
miałem jasne, jak słońce, a rosy już nie było.
Nie miałem jak wrócić do
domu, więc wszedłem na tę ścieżynę, która prowadziła do asfaltowej drogi. Było
gorąco, w sam raz na marsz. Więc wędrowałem. A teraz jest parapet i niknące szpilki
gwiazd. I jest rosa. Pora wstać, pora wstać. Latarnie gasną, jest nowy dzień, jak zawsze. Uśmiechnąłem się do siebie i zdmuchnąłem świeczkę...
Pięknie i zajmująco opowiedziana historia o świetnej kompozycji. Masz niezwykły dar przyciągania czytelnika do swojego świata i otwierania jakże plastycznych obrazów. Pozdrawiam z ogromną sympatią. Jakim trzeba być artystą, by ubrać zwykle dmuchawce w tak wykwintną biżuterię.Nieustannie raduje się moje serce, że znalazłam Twój blog w tym zalewie bylejakości.Jadwiga
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo :) Wiele dla mnie znaczą Twoje słowa bo sama wiesz, że trudno ocenić to, co się napisało. Nigdy nie zastanawiałem się nad plastycznością swoich tekstów, dziękuję, że zwracasz na to uwagę :)
OdpowiedzUsuńLubie podglądać Naturę - tego wielkiego artystę dnia codziennego :)
I ja się cieszę, że wchodzisz, że Ci się podoba. W takim razie wszystko jest na swoim miejscu. Pozdrawiam Cię :))
Opisy są niezwykle plastyczne, pełne niuansów światła i cienia. Spójrz przez pryzmat światła, które pojawia się w tekście w różnych kształtach i rozmaitym natężeniu, jak faluje, drga, rozprasza, koi... Posłuchaj dźwięków- ciszy nocy, gwaru dnia. Niby takie zwyczajne, a jakże niezwyczajnie przez Ciebie opisane również dzięki odkrywczym porównaniom. Rośnij trawo, kłoś się kłosie, wielu przejdzie obok, ale Witold się nad Tobą pochyli i dostrzeże Twoje piękno.Wiesz o tym, że pełno w Twojej prozie motywów franciszkańskich, umiłowania najskromniejszych, najpokorniejszych roślin..? Niezwykły jest świat widziany Twoimi oczyma.Dobrze się w nim czuję. Jadwiga
OdpowiedzUsuńNie będę udawał, że nie wiem o co chodzi, bo wiem. Byłem ciekawy co rozumiesz pod hasłem "plastyczny". Niezwykle rzadko się trafia, by ktoś to w moich tekstach dostrzegł. Bo choć robię to częściowo bezwiednie, to mam świadomość takiego obrazowego przedstawiania rzeczywistości. Co prawda znam osobę, która konsekwentnie krytykuje mój styl za wybujałość i właśnie ową opisowość, bo chce akcji i prostoty. Cóż, nie zawsze się da napisać pewne rzeczy tak, jak oczekują inni. W każdym razie jest coś z franciszkanizmu w mojej prozie, ale to trochę nie tak, bo często służy mi to pochylanie się nad byle przedmiotem, do pokazania jego niezwykłości, a to już realizm magiczny. A że gdzieś tam jeszcze pisuję poezję, to często robi mi się do tego wszystkiego proza prawie poetycka. No i lubię, żeby tekst miał swoją kompozycję, kontrapunkty. Sama wiesz, że można bawić się w analizę. Ale chyba lepiej odczytać ten tekst lub teksty po swojemu. I wtedy wszystko będzie na swoim miejscu. Bardzo Ci dziękuję za to, że dostrzegasz takie dobre rzeczy w tym, co piszę, bo o części wiem, a części się nie spodziewam. I to jest ta piękna wisienka na torcie w postaci zdania czytelnika. Choćby niepochlebnego, ale zawsze mówiącego. I nawet nie wiesz, jaką sprawiasz mi radość mówiąc, że dobrze czujesz się w moim blogowym świecie :)) Pozdrawiam Cię bardzo :))
OdpowiedzUsuń