Powroty...
Więc
jeśli nie teraz, to już nigdy nie wrócę. Zostanie trzepot żagli i wołanie
wiatru w linach. I zostanie wielkie kołysanie gdzieś między Karaibami, a
plażami hepinesu – gdziekolwiek by to nie było. A przecież powroty są trudne,
trudniejsze niż rozstania, gdzie wystarczą plecy odwrócone i zamglony obraz. I
nie trzeba mówić nic, po słowie „żegnaj”. A potem jeszcze jest niebo i ziemia i
wielkie wędrowanie, i mądrość sczytana z książek, które piszą wariaci, o obco
brzmiących imionach, tylko z większą wyobraźnią. I są jeszcze myśli słodkie, jak gruszki z cynamonem i rumem. I sen łagodzony
spirytusem. Nie wiem, co jeszcze powiedzieć, bo oprócz wielkiej tęsknoty jest
słońce, księżyc i gwiazdy. I są ścieżki albo i drogi, które zawsze i na nowo
się odkrywa. Czy myślisz, że mógłbym, wzorem cezarów ,uprawiać róże na wzgórzach
i wgłębiać się w filozofię z moją kiepską łaciną i z greką, z której znam tylko
dwa słowa – daimonion i agape? I myślisz, że mógłbym wracać wieczorem do domu,
by zapalać latarnię i sączyć miejscowy trunek, który miałby barwę starego
bursztynu i dymny zapach jabłek? A może powroty, to tylko parapet i cisza? I
krzątanie się w oczekiwaniu na Penelopę? Ach, a może powroty, to spadanie
gwiazd i życzenia wypowiadane szeptem i klepka nieposłuszna, która skrzypi,
zupełnie jakby ktoś chodził? A może to tylko mury nagrzane słońcem, do których
przykłada się rękę? Nie wiem.
Czy
moja dłoń pamięta jeszcze uścisk klamki, zgrzyt klucza? Czy pamiętam, jak
otwiera się te drzwi? Czy pamiętam, jak szeptać sznurki modlitw i nastawiać
herbatę dla niespodziewanego i chcianego? Nie wiem. Ale takie właśnie są
powroty. Jeśli nie teraz, to nigdy już, jak sądzę…
Ty o powrotach, a ja próbuję zamknąć drzwi i wciąż nie starcza mi odwagi. Może to następny Twój temat...
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, ile razy ja zamykałem swoje drzwi. Ale doszedłem do wniosku, że nie będę się siłował z czymś, czego nie rozumiem. Może wystarczy otworzyć inne drzwi? Zrobić przeciąg?
OdpowiedzUsuńZrobić przeciąg powiadasz... Pomyślę jak to zrobić...
UsuńNapisałeś: "A przecież powroty są trudne, trudniejsze niż rozstania, gdzie wystarczą plecy odwrócone i zamglony obraz. I nie trzeba mówić nic, po słowie „żegnaj”."
Zapewniam Cię, że pożegnania są niewyobrażalnie trudne...
Och, nie neguję tego. Dlaczego plecy odwrócone? Dlaczego zamglony obraz? Znam to wszystko bardzo dobrze. Rzekłbym, że ciągle tego doznaję. Z każdym złym słowem, gestem itd. Ale powroty...Powroty oprócz tego, że są trudne, to maja w sobie jeszcze pewną rzecz, o której nie napisałem. Swoje złamanie, swoją zgodę na to, żeby wrócić. I czy człowiek jest pewny, czy to, do czego wraca będzie tym, o czym myślał? To trudne tematy dlatego postanowiłem o tym napisać. Może jako kontekst końca wakacji, a może jako kontekst końca lata? A może jako kontekst tego, co człowiek czuje odchodząc i wracając...
UsuńA dlaczego wraca się do czegoś co skazane jest z góry na porażkę? Dlaczego podejmuje się taką beznadziejną próbę? Dlaczego wraca się wielokrotnie? A potem znów tak trudno powiedzieć "żegnaj".
UsuńKiedyś powiedziałam, że piszesz uniwersalnie. Łatwo odnaleźć siebie w Twoich tekstach... Ale nie dajesz recepty...
Nie, nie daję. Wybacz, jestem tylko człowiekiem Joasiu.
OdpowiedzUsuńNie tylko. Lekarzem dusz też. Przecież po to piszesz. Nie tylko swoją duszę leczysz. Ale może tylko odbiorca tak czuje. Może tylko mnie się tak wydaje. Każdy czegoś dla siebie szuka w Twoich tekstach.
UsuńBardzo lubię pisać i jeśli przy okazji ktoś się uśmiechnie, komuś się spodoba, ktoś powie "mam tak samo", to znaczy, że nie piszę na darmo. Ze zdjęciami jest tak samo. I chyba taka jest najlepsza definicja tego, co robię. Pozdrawiam Cię :))
OdpowiedzUsuńDobrze powiedziane! Już zapomniałam Witolda Wątpiącego W Sens Pisania!
UsuńPozdrawiam :))
Ps. Róże przepiękne :)) Bo zupełnie niesprawiedliwie zdjęcia ciągle schodzą na drugi plan...
Dziękuję :))
OdpowiedzUsuń