Zielona ścieżka...


Nie wiem, kto wydeptał tę ścieżkę w trawach. Nawet nie chcę myśleć o tym. Niech sobie będzie wydeptaną przez koty albo psy, niech sobie będzie nawet ścieżką człowieczą. Ale teraz, kiedy na nią patrzę, skrzącą się od rosy, wiem, że pójdę nią dalej. Od teraz będzie moją. I to ja dziś pierwszy nią pójdę krok za krokiem. Zamykam więc oczy na chwilę. Liczę jeden, dwa, trzy, cztery, pięć i uspokajam oddech. Daleka droga tutaj. Biegłem. A teraz stoję przed nią jak zaczarowany. Znów zaczynam czuć, jak tłucze się we mnie życie, znów czuję, jak otacza mnie zapach łąki, dzikich ziół, rozgrzanej rosy. Ach mięto i rumianku, ach dziurawcu i szałwio, dobrze zanurzyć się w wasz zapach. Dobrze zanurzyć się w was po pas. Po pierś. Zakryjcie mnie, pochłońcie. Niech zniknę. Ale nie tak, jak znikam powoli z życia ludzi. Niech to się stanie nagle. Robię pierwszy krok, ten najważniejszy. A potem jest tylko zieloność i zapach. Ach i granie świerszczy, które czczą słońce, swego Boga. Boże mój, skryty w błękicie, obdarz dni mrówcze, niech się stanie moje wołanie. A jeśli nie, niech mnie zieleń pochłonie. Stworzyłeś mnie przecież na swój obraz i podobieństwo, wiesz zatem, jak czuję i widzę.  Więc nie wysyłaj anioła, który poda mi rękę. Niech już będzie moje wędrowanie. A potem niech się stanie leżenie w trawach, albo w cieniu drzewa. Bo proste jest życie człowieka, który nie ma imienia. I proste są jego pragnienia, kiedy patrzy na wschód słońca. A potem na jego wędrówkę i konanie. Wielkie słowa. A przecież dzieje się tak od zawsze. Wiec może niech mnie pochłonie zielona łąka. Jeden problem z głowy. Słyszysz Ty na wysokościach? Bo jeśli nie brakuje Ci zapachu mięty i szałwii, to znaczy nie jesteś tym, do którego się modlę.
- Nie usłyszy, twoje wołanie jest jak....
- Nie kończ. Przyszłaś po to, żeby ze mnie kpić?
- Nie, przyszłam po to, żeby z tobą posiedzieć.
- Więc siądź i nic nie mów. Nie trzeba wielkich słów. Nie trzeba ich wcale.
- Masz rację, siądźmy i nie mówmy.
Poczułem jej dłoń na swoim ramieniu. Ale zaraz  o tym zapomniałem. Słońce wschodziło, a ja siedziałem na ścieżce wydeptanej przez nie wiadomo kogo. Tu kończy się i zaczyna się świat. Tu można poczuć to, co czuło się będąc dzieckiem. Każdy zapach i każde słowo, Każde marzenie, które przebiegło  przez życie. Zielona ścieżka schodziła w dolinę. Nie, nie tym razem. Zostanę tutaj. Chcę patrzyć na powój i na motyle, chcę usłyszeć szept ziemi. Chcę wtopić się w zieloność, w granie świerszczy, To źle?
- To dobrze... 
- Nic nie mów. Po prostu nic nie mów. Niech będzie tak, jak w marzeniach.
- Nic nie mówię.
- To dobrze. Popatrz, jak pada słońce. Czy to nie piękne?
- Tak masz rację. Piękne... Po prostu piękne..
Żyłem, i to było dobre. Wciąż na przekór wciąż pod prąd. Wciąż z nadzieją i milczeniem. Czy trzeba czegoś więcej...? Cii...nic nie mów....



Komentarze

  1. Znów miałam pierwszy egzemplarz...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, jeszcze pachnie farbą drukarską... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie to najbardziej mnie cieszy ;) I miętą :) Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Uwielbiam miętę. Ja również pozdrawiam :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty