Kołysanki-wyliczanki



   Patrzę na swoją dłoń i myślę sobie, że byłem cholernym głupcem chcąc pomieścić w niej świat. Nie zmieszczę w niej nawet snów, bo nie śpię. Widocznie wyśniłem już dość, jak na jedno życie.  A może nie mam siły na sen w ciągu nocy śniąc swój sen za dnia?  Śmieję się, bo chciałem ofiarować ten świat moich dłoni, a nie przypuszczałem nawet, że bawię się pustką ujętą w zgrabną metaforę. Więc patrzę na nie, jak na żywe zwierzęta, które odpoczywają zmęczone dniem. Tyle chciały pokazać, tyle uczyniły gestów, nosiły przedmioty. A teraz śpią czujnie,  posłuszne na każdy rozkaz. Zawsze ciepłe, jakby drzemał w nich ogień.  I ciągle mnie bawi dłoń przyłożona do szyby, zostawiająca swój znak, który rozwiewa się, tleje, znika. I nie ma śladu po nim, jest tylko pamięć o zimnej szybie. Znów metafora? Drugie dno? A gdyby tak, to co? Nic. Zupełnie nic przecież.  Uśmiecham się, bo  trzeba ćwiczyć grymas twarzy, kiedy zapytają, co słychać, albo czy wszystko w porządku.  Trzeba ćwiczyć bezustannie, bo to ważna sztuka, którą łatwo zapomnieć zwłaszcza, kiedy jest się samemu.  To amerykańskie szczerzenie zębów chyba działa. To zupełnie inaczej niż w powieściach, kiedy bohater posiada skazę, pęknięcie, które rzuca się cieniem na jego życie i wszystko dookoła. Milczy, cierpi w samotności chodząc na wrzosowiska lub wysiadując w barach na darmo próbując utopić w alkoholu to, co niezatapialne. Stop. Za dużo tego. Za dużo tego było. Czuję jeszcze na koniuszkach palców dotyk, elektryczne sprzężenie które sprawia, że zamykam oczy jakbym chciał chłonąć zapach i dotyk. Czy to Ty stoisz na tle okna, czy zwodnicza pamięć, którą zaprzągłem do działania wyprawia ze mną cuda w czasie tych marnych godzin ciemności?  Cicho liczę: jeden, dwa, trzy, cztery, pięć…otwieram oczy i dalej stoisz zanurzona w ciszę i nieuchwytny szept zegarów.  Nie, to nie możesz być Ty. Nie teraz, kiedy nie mogę się ruszyć, kiedy nie mogę mówić. Wydaje mi się, jakbym słyszał Twój oddech całkiem blisko. Szybki, jak po biegu, a potem już normalny, spokojny i w końcu ten ogarnięty snem błękitnym. A ja nie śpię, przelewają się we mnie tylko obrazy, słowa usłyszane, to całe nocne poplątanie. Słyszę wiatr za oknem, jak najlepszą na świecie kołysankę. Zasnąć w kolebie wiatru z Twoim snem błękitnym. Zasnąć, zasnąć…
 

Komentarze

  1. "Uśmiecham się, bo trzeba ćwiczyć grymas twarzy, kiedy zapytają, co słychać, albo czy wszystko w porządku."

    "Wiem jak ułożyć rysy twarzy,
    by smutku nikt nie zauważył."

    Wisława Szymborska - jednak Ona...

    Pozdrawiam, Wiedźma wierna fanka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpisz komentarz :) Polubiłam komentarze. Udostępniłeś na Google+ publicznie. Mnie wyskoczyło w strumieniu, bo kochane Google jakimś trafem wie, że lubię komentować. Wychodząc z założenia, że jednak muszę przeczytać. Mądre Google. Działa wbrew obiegowej opinii; Jakoby Polacy nie czytali. Trochę smutny ten tekst i refleksyjny. Jak zresztą nasze życie. A ręce, mogą być niebem albo piekłem. Fakt. Pozdrawiam. Widzę tekst w komentarzu od Wiedźmy :) super. Do kompletu dołączyła w komentarzu :) Meduza :) choć nie fanka, ale czytelniczka. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko, ale się naciachało z tym Google... Dziękuję Ci za komentarz :)) Również Cię pozdrawiam :))) A dłonie...dla mnie ważne z wielu perspektyw :)

      Usuń
  3. Niezamierzone podobieństwo, ale tak, to jednak ona :) Pozdrawiam Cię serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardziej o sobie niż o Tobie... Wspominałam WS kiedyś późną nocą. Albo wczesnym rankiem. Pamięć mam dobrą, więc tak się połączyło logicznie z Twoim tekstem... :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty