Zanim...
Na parapecie było dużo
miejsca i starym zwyczajem oparłem plecy o ścianę i wyciągnąłem nogi. Dobrze.
Dobrze tak siedzieć. Zapomniałem, że tak można. Dużo zapomniałem. Zupełnie tak,
jakbym żył kilka żyć. A to przecież jedno, niepełne. Niedomknięte, jak drzwi,
które w pośpiechu odbiły się od futryny. Herbata ma tu niezapomniany smak. Może
jednak spróbujesz? Nie, jest całkiem zwykła. Z odrobiną cukru i cytryną. Lubię
taką. Ale wiesz, właśnie w tym miejscu smakuje jak trzeba. Patrzę przez okno i
widzę zachód słońca i ogrody, na które spływa cień. Błękitnieją, ciemnieją, a
potem rozpływają się w mroku. Czy tak samo będzie ze mną? Owinę się błękitnym
niebem i nic mnie nie będzie obchodziły niedomknięte drzwi, pamięć, blask
zachodu, deszcz, wiatr… Pytasz, czy ja tak na poważnie? Przecież siedzę na
parapecie, tu nie można inaczej. Tu albo się marzy, albo tęskni, albo
prorokuje. I nie ma w tym nic śmiesznego choć wiem, że jedni lubią śmiech ponad
wszystko. Ale są też ci inni, którzy cenią uśmiech. Ten cichy, czasami samymi
oczami – niewypowiedziany. Niewyparskany? Nazwij jak chcesz. I wiesz, nie
powiedziałem Ci tylu rzeczy, ale czy jest sens mówić o tym teraz, kiedy dzień zamiera w ostatnim blasku? Tak, masz rację. Niech
pochłonie to niepamięć. Albo niewypowiedzenie, na jedno wyjdzie. Czy mówiłem Ci
już, że dobrze Ci w tych barwach i z kubkiem herbaty? No, ostatecznie jestem
mężczyzną. Zdarzają nam się takie wpadki. Ale to przecież ja pragnę błękitu,
nie Ty. Nie musisz się złościć demonstracyjnie. Ostatecznie to o mnie zapomną,
nie o Tobie. Skąd wiem? Ba… Ale wiesz,
dobrze mi tu. I nawet bym został, ale nie mogę. Noc zapada. Będzie rosa, to
całkiem przyziemne, ale mokre nogi, to nie przelewki. Tak, o chorobę łatwo.
Ciągle o to pytasz, jakbym był zniedołężniałym staruszkiem. A ja właśnie teraz
więcej widzę i wiem i rozumiem. Każdą kroplę, każdy włos wiatru, każde
mrugnięcie gwiazd. Tak, i każde milczenie też. Ale wiesz, zanim się błękitem
otulę, zanim zapalę latarnię... czy chcesz herbaty? Jesteśmy przecież we dwoje.
I jest parapet. I jest ostatni most – kruchy sms z zaklęciem. Więc jak, Pani,
podoba Ci się tu? Rano zobaczysz białe kwiaty i krople rosy, zobaczysz błękit.
Że niby Śmierć ma obowiązki? Tak, wiem, zarobiona jesteś, ale nie odmawiaj. Bo
wszystko dzieje się zanim. Zanim otulę się błękitem, zanim wyciągniesz dłoń,
zanim zapomnę. Usiądźmy jeszcze i napijmy się herbaty, co?...
"Tu albo się marzy, albo tęskni, albo prorokuje."
OdpowiedzUsuńNie tylko. Świetnie się płacze na parapecie.
Tak, racja. Myślałem tylko, że w słowie "tęskni" zawarłem już samą konotację łez.
OdpowiedzUsuńO nie, jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Tęsknić można także na sucho. Można także płakać do środka. Dużo można.
OdpowiedzUsuńOczywiście. Ale nie można wszystkiego umieścić we wpisie, bo stanie się karykaturą. Trzeba zostawić miejsce na skojarzenia, na wyobraźnię. Więc pisząc o tęsknocie, mam przed sobą cały wachlarz MOICH reakcji, gdzie łzy też są. Te wewnętrzne również. Ale czy mam o tym pisać? Nie, bo każdy inaczej i tęskni i płacze i siedzi na parapecie :)) I to jest dobre :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, nie można napisać wszystkiego! Ale jak się czyta taki tekst to widzi się coś więcej niż tylko Twoje wnętrze. Mimo, że treść jest Twoja, osobista. Na pewno masz świadomość, że wielu czytających myśli: a ja, co ja czuję na tym parapecie.
UsuńBo skoro Ty masz swój parapet, ja mam swój, to jest ich jeszcze wiele... :) Dobrze i niedobrze mieć taki parapet... :)
Wiesz, napisałaś coś bardzo cennego. Coś, co sprawia, że warto pisać. Dziękuję Ci!!
OdpowiedzUsuń