Poza sezonem...


- Masz szare oczy.
- Zawsze takie są.
- Nie, nieprawda. Przecież ich nie widzisz. Czasem są niebieskie. Nie, nie błękitne, a właśnie niebieskie. A czasami głęboko turkusowe.
- Wiesz co się dzieje, kiedy kobieta mówi o oczach mężczyźnie?
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć. To wasze sprawy. Ja ci tylko mówię o kolorze, że jest zmienny, że zależy od światła, nastroju.
- No więc po co to mówisz, skoro wiesz, że to oczywiste?
- Może chciałam coś powiedzieć? Może miałam ochotę przerwać milczenie? A może usiłowałam być miła?
- Może. Musisz wybaczyć moim odruchom, które są tak zwyczajnie ludzkie, bo inne nie mogą być. Zapatrzyłem się gdzieś tam w dal i nie wiem, czy w krajobraz, czy w siebie.
- Uważaj, pamiętasz co Nietzsche mówił?
- Pamiętam. Ale to teraz już nieistotne. Spójrz, siedzimy na tej skarpie, jak na skrawku ocalałym przed czasem. Słońce świeci i obłoki znów mają fantastyczne kształty. Przypomina mi się czerwiec, kiedy siedziałem tu tak samo. I tak samo patrzyłem gdzieś tam w dal i w siebie. I miałem nadzieję…
- Miałeś nadzieję? Nie, łudziłeś się. Wy ludzie lubicie się łudzić, przesuwać ten punkt ostateczny. A potem i tak dzieje się to, co ma się wydarzyć.
- Trudno jest przyjąć, że na świecie są tylko drogi bez odwrotu. Trudno jest zapomnieć o ludziach, którzy byli wszystkim, całym światem. Którzy sprawili, że  tak łatwo zniknąłem, jakbym nigdy nie istniał. Słońce zdecydowało się wyjść zza chmur i grzało teraz tak, jakby chciało, by czas się cofnął. Ale chłód ciągnący od jeziora sprawiał, że wiedziałem jedno – sezon się skończył definitywnie.
- O czym myślisz, kiedy zamykasz oczy i wystawiasz twarz do słońca?
- Wiesz przecież, więc po co pytasz?
- Wolę to usłyszeć od ciebie.
- O tym,  jak dziwnie jest poza sezonem. Opustoszało wszystko, a wyblakłe reklamy mokną w deszczu. Ławka stoi pusta zapadając w swój sen drewniany. Nie będzie już spacerów na molo, ani żagli, które ścigają się na jeziorze. Jest cicho. Nostalgicznie. Podobno nie ma bardziej przygnębiających miejsc niż wesołe miasteczka i opuszczone kurorty poza sezonem. I to chyba prawda.
- Brakuje ci skrzypiących huśtawek i łańcucha dzwoniącego na wietrze?
- Chyba tak. Ale jest ta ławka, stoliki kawiarniane, których nie zdążono schować, są moknące żaglówki. I jest nasza rozmowa. A jakby bardziej poszukać, to i twoja kosa pewnie też się znajdzie, którą oparłaś o jakieś drzewo.
- Głupek.
- Może. Ale wiesz, że ludzie żartują wtedy, kiedy chcą być weseli, wtedy, kiedy chcą ukryć to, co w nich zaległo słowami, których nie da się wypowiedzieć, i wtedy też, kiedy się boją.
- A jak jest u ciebie?
- Chyba wszystko po trochu.
- Boisz się mnie?
- Nie
- Więc dlaczego?
- Bo są we mnie słowa, które mogłem wypowiedzieć, które chciałem wypowiedzieć. Ale ich nie wypowiedziałem i obawiam się, że już nigdy nie wypowiem. A jednak wciąż czekam na to, żeby je z siebie wyrwać i szeptem, bo nie można inaczej, rzucić je w powietrze. Patrzyłem na nią i chciałem, żeby zrozumiała. Bo choć była Śmiercią, to przecież powinna była zrozumieć.
- Idź już, powiedziała. Miała zamknięte oczy, a wiatr czesał jej włosy. Uśmiechała się smutnie. Nie wiedziałem czy do mnie, czy do swoich myśli. Miała rację, już pora…
Wstałem i odszedłem. I nie obracałem się za siebie. Nie wiem, czy zniknęła od razu, czy wstała i poszła w swoją stronę. Słońce skryło się za chmurami i zrobiło się chłodno. Minąłem stary dąb, o którego pień oparta była kosa. Minąłem bramę z dzwoniącym na wietrze łańcuchem. Minąłem, po prostu.
 – Zaraz będzie padać – pomyślałem, w końcu jest poza sezonem. Pierwsze krople poczułem na twarzy…


Komentarze

Popularne posty