Rdza





   Trudno nazwać to przypadkiem – już prędzej zbiegiem okoliczności. Ale czy zbieg okoliczności nie jest knuciem losu, jego chichotem nad życiem człowieka? Mam mówić dalej? Ale przecież to takie zwykłe, nie ma w tym nic z cudowności. A jednak, kiedy teraz zamykam oczy wiem, że mylę się bardzo. Bo przecież nie mogłem tego zaplanować, ani nawet przeczuwać – wszystko działo się tak, jakby ktoś odwrócił mnie i powiedział „IDŹ”. I poszedłem. Dziwnie brzmi, przyznasz, ale przecież mówię o wrażeniu. Jakby ktoś odwrócił czas i wszystkie te lata przeleciały przeze mnie zimną strugą, a ja stanąłem na tej dawno nie koszonej trawie wpatrując się w drzewo. Tak, to było moje axis mundi tamtego czasu. Uwielbiałem jego gałęzie i liście. Uwielbiałem jego kwiaty . Zapomniałem o nim na kilka lat, choć wydaje mi się, że istniało we mnie gdzieś na skraju świadomości. A może pamięci. Przyznasz, że to nieistotne, bo to tylko pojęcia. A czym są pojęcia, to wiesz najlepiej – przecież to tylko słowa, słowa, słowa. Pamiętam jeszcze, jak stałem w zielonym, witrażowym świetle, a chciwe pszczoły latały dookoła kwiatów. Pamiętam, że niebo było czyste i błękitne, choć skradały się chmury gdzieś od zachodu. Wierzyłem w to, w co wierzyłem, a wiersze same układały się, kiedy zamykałem oczy. Możliwe, że gwiazdy też były inne, ale kto to wie na pewno? I stoję tu teraz w spokojnym świetle poranka, który nie ma nic z gwałtowności dni letnich, które nie ma nic z pewności dni wiosennych. Jest jesiennie i pachnie spalinami, kurzem i liśćmi. Że niby ludzie? Żaden z nich nie podnosi głowy, każdy spieszy się trąc zaspane oczy. A zresztą ludzie nie są mi do niczego potrzebni kiedy tu stoję. Tak, nie można tak, ale poczułem, jak spada ze mnie rdza. Nie, nie z ubrania, ale gdzieś tam od wewnątrz, jak odklejają się kolejne warstwy i sypią rdzawym pyłem. Przypominają się twarze dawno zamglone, przypominają się gesty i czas, który dawno minął. Ale on był konieczny, żebym stał dzisiaj pod tym drzewem. Żebym stał się tym, kim jestem teraz. Płatki rdzy sypią się ze mnie – imiona, miejsca, spojrzenia... Jak cudowna jest pamięć, kiedy tak opada z człowieka i nagle staje się pusty i gotowy, by w siebie przyjąć więcej i więcej. Więcej miłości, nienawiści, słów bolących i gestów pustych, uśmiechu i wzruszeń. Czy to mało? Nie wiem. Sypią się te rdzawe płatki, sypie się rdza podobna do tych liści. Podobna do krwi. Tak, podobna do krwi...
 



Komentarze

Popularne posty