Punkt
Jestem
szczęśliwy, że żyję w miejscu skąd widać te kilka pór roku. Bo choć przychodzą
niepostrzeżenie i odchodzą po cichu, to jednak są i wiem, że dzięki nim krew
burzy się we mnie w tej samej chwili i stygnie, kiedy krąg światła gaśnie. I
umiem spojrzeć w niebo nocne i odszukać Wenus, a potem księżyc i słońce, i
północ wyznaczyć jak do żeglugi. I może małe to moje mędrkowanie, ale nie rzecz
w tym, by kogoś uczyć, a spojrzeć w siebie, jakby się chciało spowiedź zrobić,
albo przyrzec – „i nie opuszczę cię aż do śmierci”. Żaden to sąd ani wyrok, bo
te wydają ludzie mali, a zwyczajne siedzenie w trawie, kiedy słońce wschodzi i
zachodzi. I nie ma w tym filozofii, jest tylko pragnienie, czasem chęć, by
zapalić, albo dotknąć kobiecej skóry, która pachnie, jak powinna. I wiesz, już
nie jest cicho, kiedy noc odchodzi. Budzą się ptaki i wrony nie kraczą na
śniegu, co w pewnych kręgach uważane jest za złą wróżbę. I obłoki są pełne
deszczu, ale to sprawa wtórna. Byle powoli, aż zazieleni się trawa i będę liczył
krople rosy i chłonął każdą cząstkę świata. Może nawet pomodlę się do wiatru i
przeczytam książkę, która nie mówi o zepsutej miłości, bo i nie znam się na zepsutych
mechanizmach. Tak, jestem szczęśliwy, na tym kawałku ziemi bez imienia, skąd
widać te kilka pór roku, które przychodzą i odchodzą. I leżę w trawie czekając na światło, by nasycić oczy, jakby świat zbiegł się w tym miejscu w punkt. Zupełnie jak w zdaniu, po którym jest tylko biała przestrzeń, bez słów na zakończenie.
bardzo poetyckie- podziwiam za tą melodię co płynie ze słów... wyczuwam punkt zwrotny w tym pisaniu, dotykasz słońca...pozdrawiam serdecznie Witku :)
OdpowiedzUsuńZnów się poetycko zrobiło...to prawda, zaczytałem się w Miłoszu - jakoś daje mi odwagę, by sformułować myśli. Dziękuję Ci, że piszesz :)))) Również Cię pozdrawiam :))
Usuń