Baśń...

            Cienie drzew są błękitne o tej porze. Wiesz, to dobrze, że jest błękitny cień. I dobrze, że są drzewa. I nawet dobrze, że jest pora taka właśnie, jaka jest. W dali miasto płonie jak grzech i już zaczyna być duszno. Wszystko jest jeszcze ciche i nie spieszy się jeszcze nigdzie. Potem zjawią się ludzie. Zjawią się dzieci, z których każde chce być środkiem wszechświata i dlatego krzyczy. Pewnie niektórym z nich to zostanie do końca życia. Krzyk, jak manifestacja egoizmu i milczenie obrażonego pępka świata. Na razie jest wiatr ruszający gałęziami i ptasi śpiew. Jak w baśni, gdzie na wędrowca czekały ptasie głosy poruszające powietrze i cień drzewa, by mógł odpocząć. W baśniach, zazwyczaj wtedy coś się wydarza. Coś, jakaś niedostrzegalna zmiana, okruch magii, ruch atomów, proroczy sen, prekognicja. A tu nic, cisza. Więc może nie jestem tym wędrowcem? Gdzie jest moja baśń? Gdzie są te wszystkie sny, które mogły się wyśnić? Gdzie marzenia, które czule suszyłem wsuwając liść albo koniczynę do książki? Nawet telefon jest uśpiony – ten ostatni bastion kontaktu. A przecież wierzyłem w swoją baśń. Wierzyłem, że nie będę musiał układać jej końca, a nawet jeśli, to będzie brzmiał: „I żyli długo i szczęśliwie”. Bo baśń zostawia swój ślad w człowieku na zawsze, wiesz? Ile zostało Ciebie we mnie, a ile mnie w Tobie? Nie wiesz? Ja też nie. Nie ufajmy przeto kruchej pamięci o zmroku przyczajonej, albo wśród nocy płonącej wysokim płomieniem żalu. Już nie trzeba, jak nie trzeba wielu innych rzeczy w życiu. Jak nie trzeba tego wszystkiego, co nie jest oddechem. Bo dobrze jest oddychać, wiesz? A czasem nawet szeptać. A tylko baśń trwa, bo wykracza poza czas. I dlatego lubię baśnie, bo w nich są zaszyfrowane kody: dobra, zła, piękna, brzydoty, oceny, walki, pracy, uczciwości. Baśnie nie są oszustwem, bo przecież pokazują to, co jest w człowieku w sposób najprostszy. W co się wierzy, od czego się ucieka. Gdzie rodzi się prawda i kłamstwo i niedopowiedzenie i szept… Może dlatego teraz stoję w tym błękitnym cieniu, w baśni, jak kiedyś. I wierzę w nią. Ciągle wierzę, na przekór.  Bo choć mam tylko siebie, to czy jestem tylko na siebie skazany? A może skazany na wolność? Tam, w sobie, wewnątrz, gdzie milczenie tylko, jak zawsze. Patrzę na drzewa i pochłania mnie baśń ta sama, co zawsze. Błękit miesza się z różem, a usta układają się w szept – jak zawsze. Kim jestem w tej baśni? Tym złym, a może tym dobrym? A może tylko kimś, kto opowiada baśń stojąc jak głupiec w błękitnym cieniu? A może różowym snem, który zapomniał się skończyć wraz z kropką na końcu zdania…?

Komentarze

  1. "Krzyk, jak manifestacja egoizmu i milczenie obrażonego pępka świata. " - oj zapamiętam ...wyrwałam z Twojej baśni- świetny tekst...co tu gadać - przecież wiesz Witku...dużo tego milczenia, błękitu, jakby się już wszystko powiedziało i pozostał tylko zapach białego kwiecia- oglądam fotografie i czuję
    Pozdrawiam Ciebie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Małgosiu )) Za dużo słów. Powinien zostać zapach. Tylko zapach. Nie umiem. Do tego trzeba kobiecej delikatności... Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :))) I dziękuję raz jeszcze. Za co, Ty wiesz :))

      Usuń
  2. Witku, dobrze, że masz to co najważniejsze...oddech- czyli życie. Wiosną nasycony zapachem kwitnących drzew, które tak pięknie pokazałeś. Świetny tekst. Pozdrawiam wiosennie:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję Elu. Tak, myślę, że oddech jest najważniejszy. I szept, na dokładkę :) Pozdrawiam Cię serdecznie :)) PS. Przepraszam za opóźnienie, ale wtorki, to trudne dni w pracy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty