Inna biel...


           Gdzieś, to brzmi anonimowo. I niech takie pozostanie, jak niebo wiosną. Za dużo pytań, a ja nie lubię pytań. I nie lubię na nie odpowiadać. Każdy chciałby usłyszeć historię, a przecież każdy pisze swoją. I czy spowiada się z niej codziennie? Pewnie nie, więc dlaczego ja to mam robić? To całkiem proste – jest jakieś „gdzieś” za drogą, którą jadą samochody. Czasami patrzę na nie i na ludzi w nich siedzących. Chłop w kapeluszu i kobieta obok – na psa urok. Będzie się działo na drodze. A tu świerszczyk w okularach przeciwsłonecznych, czyżby w rękawiczkach do jazdy samochodem? Basy mijają mnie  chrypnąc i zamierając. A tu, samotny jeździec w swoim stalowym rumaku oznaczonym trzema wielkimi literami ciągnący za sobą zapach remontu kapitalnego. Tak, można tak w nieskończoność. Droga jest równa i biegnie z północy na południe albo, jak kto woli, z południa na północ. Po prostu gdzieś. Lubię to słowo, bo nie zmusza mnie do czegokolwiek. Jest moim wyborem, jest moją myślą i ideą. Jest mną. Dawno nie padało i kurz z piaszczystej drogi drażni, ale ja wiem, że tak musi być. To mój przywilej wiedzy. To mój przywilej wyboru, którego dokonałem jakiś czas temu – gdzieś, kiedyś. To tak samo, jak z muzyką, kiedy usłyszy się pierwsze nuty i ciarki biegną po ciele, to wie się, że to jest ten utwór, to jest ta muzyka, to jest ten świat. Więc to jest mój świat. Gdzieś. Gdzieś na wysypisku, gdzie nikt rozsądny nie poszedłby na spacer. Gdzieś, gdzie nie ma pięknych rzeczy. Bo piękno trzeba odkryć samemu. Bo dobro trzeba samemu odszukać. Najpierw w sobie, potem w innych ludziach. Nie da się tego nauczyć. Można naśladować, ale czy naśladowanie jest prawdziwym życiem? Dlatego jestem tu – „gdzieś”, gdzie nikt nie będzie mnie szukał, gdzie moja muzyka na uszach nikomu nie będzie przeszkadzać, tak jak trzask migawki na chwałę bieli i błękitu. Na chwałę siebie, wiosny i tego, co rodzi się w człowieku, kiedy zaczyna dostrzegać świat, siebie, uczucia. Zmiana zachodzi niedostrzegalnie. Jak w czasie choroby, bo przecież wszyscy chorujemy, ale nikt się do tego nie chce przyznać. Tak jak wszyscy szukamy, poszukujemy, węszymy, macamy dłońmi. To nasza droga. To nasz wybór, który się kiedyś dokonał. Czy zainteresuje Cię to, że przychodzę w moje „gdzieś”, kiedy nie wiem, co dalej? Ze sobą, ze swoim życiem, z pierwiastkiem nieoznaczonym krążącym we krwi? Szukam bieli i błękitu. Innej bieli i innego błękitu. Innego świata, innych słów, innego szeptu…  

Komentarze

  1. Witam:)
    Kiedyś mieszkałam na Orawie i tam istnieje słowo, które bardzo mi się podoba i znaczy mniej więcej tyle co "gdzieś" - "selico"
    Coście kupili?...selico, gdzie to idziecie?...a selikany, co robicie?...selico.
    Pewnie pisownia jest rozłączna ale brzmienie łączne.
    Też bardzo lubiłam to słowo, bo nie trzeba było nikomu opowiadać o swoich osobistych zamierzeniach i co najważniejsze nikt się o to nie obrażał, było to traktowane grzecznościowo. Do niczego nie zobowiązywało.
    To taka moja dygresja może bardziej przyziemna niż Twoje piękne przemyślenia.
    Miłego popołudnia Witku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej!! Cudowne!!! Uwielbiam takie historie, bo jestem zwierzęciem językowym (informatycznym też :P) I wcale nie przyziemna, a przyjęzykowa :)) Bardzo to cenne, co piszesz, a wiesz dlaczego? Bo pokazuje, jak inny obszar językowy radzi sobie ze słowami. Nie myślałem, że można oswoić słowo "gdzieś". A jednak. Bardzo, bardzo Ci dziękuję :)) No i kapitalna historia :) Postawiłaś mój humor do pionu :)) Pozdrawiam Cię Aniu :)) PS. Dawno nie postawiłem tylu uśmieszków, ale należało Ci się :)

      Usuń
  2. Pięknie piszesz, Witku, chociaż bardzo przewrotnie. Z jednej strony masz swoje "gdzieś", aby Cię nikt nie szukał, z drugiej sam poszukujesz... Zdjęcia cudowne. Ta kora i jej "złote myśli" - super!!! Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz Elu, nie mogę za wszystkich ludzi mówić, bo nie mam do tego prawa, ale wydaje mi się, że każdy powinien mieć takie swoje "gdzieś", gdzie może iść, zgubić się, ukryć. Chwilkę, taką dla siebie. A że poszukuję? Przecież każdy z nas poszukuje :)) Ale rozumiem co chciałaś powiedzieć, tak, to paradoks. Jak powiedział Herbert
      "dlaczego życie moje nie było jak kręgi na wodzie
      obudzonym w nieskończonych głębinach początkiem"
      Moje niestety takie nie jest. Więc muszę szukać i czasami muszę iść do mojego "gdzieś". Choćby tylko dlatego, by sfotografować dziką śliwę, albo trawę, albo stare fotele :)) A kora, to już mój pomysł i moje słowa. Jakoś tak mi się przy goleniu wymyśliło :)) Cieszę się, że podoba Ci się to jak pisze i to, co pisze. To dla mnie bardzo ważne. I dziękuję za pochwałę zdjęć :)) Pozdrawiam Cię również :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty