Od(Nowa)
Wypadałoby powiedzieć coś, na co zawsze
miałem ochotę. Ale uwierz mi, uwierz, nie składa się. Bo choć jest miejsce
takie, jak w snach, choć otacza mnie szum i złoto, to słowa nie składają się.
Zupełnie jakby poezja gdzieś wyciekła ze mnie, a przecież miło by było
przeczytać o rozwianych włosach, rozgrzanej skórze, spacerze brzegiem morza
wśród krzyku mew. I niech tam, mógłby się trafić nawet zachód słońca, jako zwieńczenie
leniwego popołudnia o świetle miękkim i słodkim. Można słuchać muzyki
przeplatanej szumem morza, można opowiadać dobre historie, które gdzieś krążą
po głowie. Ale tak nie jest. Jest tylko wędrówka i zdjęcia, jakbym koniecznie
chciał każdą z tych chwil utrwalić. Co z tego, ze wychodzi to wszystko płaskie,
niewymiarowe, zastygłe w chwili, która dawno przeminęła. Jest, tak zwyczajnie.
Chciałbym Ci powiedzieć o złocie fal, które rozbijają się o siebie i o brzeg
sypiąc kroplami. O czekaniu i dobrych myślach. O tylu rzeczach, o których się
nie mówi, bo można się ich domyślić patrząc w oczy. Wtedy mijają wszystkie „muszę”,
„może”, „ale”. A tak, siedzę na piasku gdzieś nad brzegiem morza i patrzę w dal,
bo dal jest piękna. Milczę, bo milczenie jest najwyższą sztuką samotności. Tak,
masz rację, są złote fale rozbijające się o brzeg. Tylko te nie są piękne. Są
małe, nie mają swojej siły, swoich wysokich grzyw i garbów. Nie są już podobne
do koni o spienionych grzywach. Trzeba wejść kawałek w głąb morza i wtedy
dopiero można poczuć ich siłę i ich piękno i ruch, bezustanny ruch, kiedy suną
do brzegu rozpryskując się bezwiednie. Nie da się ich fotografować z daleka.
Wiesz, brak autentyczności zawsze mnie drażnił. Tak, nawet w zdjęciach, kiedy
trzeba podejść, okrążyć, wyczuć światło, barwę, chwilę. Zupełnie jak w życiu,
wiesz? Zupełnie jak w życiu. Zresztą spójrz na te fale, które biją w falochron,
zupełnie jakby morze nie chciało być niczym ograniczone. A czy te fale nie
przypominają Ci ludzi, którzy pojawili się przywiani wiatrem, by potem zniknąć,
jakby ich zupełnie nie było? Tak, ja też tak znikam zapętlony w swoje marzenia
i odkrywane prawdy. I wiesz, przyszło mi teraz na myśl, że siedzę na piasku z
rozbitych klepsydr w miejscu, gdzie kończy się świat, a morze to łzy wylane nad
jego niezrozumieniem. Tak, powinienem raczej śmiać się, patrzyć odważnie
przed siebie i robić to, co teraz modne, czyli mówić sobie, że jest się dobrym
człowiekiem, bo przecież karma wraca. Ale jakoś nie potrafię wytrzeć tych
strużek słonej wody ze swoich policzków i przełknąć śliny w gardle fachowo
zaciśniętym w supeł. Może dlatego przychodzę w swojej głupocie tu, by siąść na
piasku i tylko patrzyć, a potem mieć sny splątane, słońcem, blaskiem i szumem. Wrzącym
złotem alchemików. O ile lepiej byłoby być wędrownym gołębiem, który przysiada
na brzegu morza, a potem kołuje; albo hałaśliwym albatrosem zatroskanym o jedzenie
i lot, kiedy zawieje wiatr od zachodu. Późno już, wiesz? Trzeba mi wracać do
pokoju, gdzie będę szeptać swoje modlitwy nabite na granatowy cierń nocy, a
łuna będzie gasła powoli, kiedy wyjrzę z okna i zobaczę gwiazdy szumiące
najdalszym morzem, najgłębszym oceanem – kosmosem. We mnie…
Bardzo, bardzo mi się podobają zdjęcia, cudownie uchwycone fale...Tekst naprawdę dobry, mądry. Na pewno zapamiętam zdanie: "A czy te fale nie przypominają Ci ludzi, którzy pojawili się przywiani wiatrem, by potem zniknąć, jakby ich zupełnie nie było. " Okrutnie prawdziwe...Wszystkiego dobrego , Witku:)))
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Elu - och, bardzo, bardzo się cieszę, ze Ci się podobają zdjęcia i tekst, który tym razem nie jest już pocięty :)) Masz rację, to okrutnie prawdziwe. Dobrze, że użyłaś tego słowa "okrutnie". Brakowało mi go bardzo. Dziękuję Ci, że komentujesz :)) Pozdrawiam Cię serdecznie Elu i również życzę wszystkiego dobrego :))))
UsuńMnie fale od zawsze kojarzą się z siłą, złością, niebezpieczeństwem, ale też z pięknem i wielką pokorą. PS. Pisałam kiedyś bloga, teraz 'prowadzę', choć bardzo nieregularnie - trzy tematyczne. Do bloga z przemyśleniami, osobistego wielokrotnie chciałam powrócić, ale wciąż mi się wydaje, że taka próba jednak nie udałaby się. Zostanę przy czytaniu Twojego :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTrudno o symbolikę tak niejednoznaczną, jak woda i fale, może dlatego, że tutaj często podlegają zmianie jej stany. W zeszłym roku widziałem sztorm, prawdziwy sztorm i to pohukiwanie ratowników czerwoną flagą miało się nijak do tego, co się działo na morzu. Szum zmienił się w ryk, a plaża przestała istnieć. Więc nie dziwię się Twoim konotacjom wcale, a wcale :)) Mile mnie zaskoczyłaś, że prowadzisz blogi, czy możesz mnie naprowadzić na nie? Tu się zgodzę, trudno o regularność przy blogu i sam się sobie dziwię, że z uporem lepszej sprawy piszę co te trzy, cztery dni. Zdjęcia, pomysł, zorganizowanie czasu - ech, sama to dobrze znasz, łatwo nie jest. Bardzo mi miło, że czytasz i piszesz :))) Myślałem, że era bloga minęła, a jednak gdzieś sobie trwa - i dobrze :) Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie :)))
UsuńJeden blog prowadzę poza platformą blogową czyli z własną bazą, dwa na blogerze o prostej kuchni z myślą o córce, jeden o GIMPie, ale póki co zdezaktualizował się , bo wszedł zupełnie nowy GIMP. Wszystkie muszę odświeżyć, wiec nie ma sensu dawać Ci namiary ☺
UsuńDziękuję Iwo, że odpowiedziałaś:) Nic to, jak zdecydujesz się, to wszystko poczytam - o gotowaniu też :)) (tak, tak, lubię gotować) Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :))
UsuńRównież pozdrawiam :) Nie cierpię gotować, dlatego moje przepisy są jak dla dzieci
Usuń😀
I dobrze :)) W kuchni najważniejsza jest prostota :))
UsuńFajne te Twoje spotkania z morzem i sobą. Podziwiam, że z filtrowania obrazów, zapachów, dźwięków pojawia się tyle słów, choć mi one na przykład nie są potrzebne. To znaczy są, ale od pewnego czasu wolę jak to, co dostarczą zmysły, utrwala się w emocjach. Właśnie nie ulatuje, lecz utrwala. Taki moment w życiu i powroty do zakurzonych fenomenów. I bliżej mi teraz do świata i do siebie. I przekonania już tak nie pętają. Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWitaj Rafale :)) Zastanawiałem się, jak Ci odpowiedzieć, bo to nie jest sprawa łatwa, o której piszesz. To znaczy jest, albo była. Kiedyś. Dlatego, że z chwilą, kiedy odważyłem się na pierwszy tekst na blogu, zdecydowałem się również na pewne nazwanie, zdefiniowanie tego, co widzę, czuję, albo wymyślę. Taka jest istota bloga. Doskonale pamiętam ten moment, kiedy moje "ja" gdzieś się pojawiło we wpisie. Dlatego prosta asocjacja, która zachodzi w człowieku u mnie musi zostać skonkretyzowana na tekst, co nie jest czasami ani łatwe, ani miłe. Ba, o wiele lepiej by było przekuć to na emocje, zostawić dla siebie. Ale skoro podjąłem się pisania, to robię to z pełną świadomością. Ba, bo gdyby chodziło tylko o mnie, to szuflady są pojemne i można pisać do woli, a papier jest cierpliwy. I tak kiedyś robiłem. Ale przecież nie piszę dla siebie. Skoro ludzie czytają, to pewnie szukają czegoś. Fajnej historii, wzruszenia, przypomnienia, jakichś punktów wspólnych, odmiennego patrzenia na te same sprawy - och, wymieniać można długo. Więc i zazdroszczę Ci tej wolności od przekładania na słowa, wymyślania historii, i tego całego materiału, z którym trzeba się uporać. Ale coś za coś, jak to w życiu. Spełniam swoje marzenie pisania i fotografowania i staram się robić to jak najlepiej, choć wiadomo, że nie zawsze dobrze i nie wszystkim się to podoba. Więc dziękuję Ci, że piszesz i bardzo mi miło, że podoba Ci się to, co powstało nad morzem :)) Również serdecznie Cię pozdrawiam.
UsuńDobrze, że robisz coś z czym Ci dobrze. Masz rację, że odkrycie tego kawałeczki siebie dla kogoś więcej, to dzielenie się sobą jest wartością. Daje szansę na spotkanie, a ono potrafi ubogacić. Spotkanie z Tobą ubogaca.
UsuńI Ty masz rację, po prostu postępujemy zgodnie ze sobą i własnymi planami - i to jest dobre :)) Dziękuję Ci raz jeszcze i cieszę się, że zaglądasz :))
Usuń