Świty...
-
Co napisałeś na kartce? Weźmiesz mnie za rękę? Daleko idziemy?
-
Napisałem: „Idziemy z Pchełką na wschód słońca, będziemy później”. Daj rękę,
jeszcze kawałek. Jeszcze kilka falochronów.
-Dlaczego
mówisz na mnie Pchełka, jestem Paulinka.
-
Bo ja zawsze nazywam wszystko po swojemu. Zostałaś Pchełką Pchełko i tak już
będzie zawsze. Czułem jej małą dłoń w swojej dużej, za dużej dłoni. Ufnie
trzymała mnie wiedząc, że jestem duży i silny i znam drogę. Nie znałem, ale
żeby patrzeć na wschód słońca nie trzeba znać drogi, wystarczy popatrzyć na
jaśniejszą plamę na horyzoncie, na czerwoną poświatę, a potem wystarczy iść
brzegiem morza.
-
Dlaczego ludzie oglądają wschody słoneczka?
-
Bo widzisz Pchełko, kiedy otwierasz oczy, to jest już rano, słońce wstało i
świeci białym blaskiem, nie można na niego patrzeć, bo bolą oczy i jest to
niezdrowe. A kiedy wstaje, jest inne. Złote, czasami czerwone, a czasami wcale
go prawie nie widać. Dawniej wierzono, że kiedy słońce zachodzi, to umiera, a
kiedy wschodzi, to rodzi się na nowo. Przegania noc, złe sny i wszystko się
cieszy, że jest nowy dzień.
-
A dlaczego nie ma wcale ludziów?
-
Nie ma wcale ludzi. Bo śpią, bo mają urlopy, wakacje, bo dla nich jest za
wcześnie.
-
A dlaczego ty wujku nie śpisz?
-
Bo lubię wstać, kiedy wszyscy śpią jeszcze i jest tak cicho, że słychać swoje
kroki. Słychać szum morza i budzące się mewy. Bo lubię iść sam i trochę
pomyśleć, wymyślić jakąś historyjkę, zrobić zdjęcia. A potem przyjść, kiedy
wszyscy się budzą i ziewają i mają potargane włosy i śmieszne piżamki w
króliczki.
-
Ja mam taką piżamkę!
-
No widzisz Pchełko, jak fajnie zapamiętałem. Chodź, usiądziemy tu, na piasku.
Zaraz słońce wzejdzie. Siedziała i patrzyła na horyzont. Była podobna teraz do
kamiennej figurki, w której żywe były tylko oczy. Była czekaniem.
-
Jest, jest! Wujek, słońce, zobacz, jest kawałek!
-
Tak, widzę. I jakiego jest koloru?
-
Czerwone, ono jest czerwone! Jakie ładneee! I co teraz będzie?
-
Teraz? Hmm… Widzisz, ono ma tam u siebie drabinę i powolutku na nią wchodzi.
Ostrożnie, żeby nie spaść. Wygląda sobie na świat, patrzy, a tu Pchełka i wujek
na plaży. No to myśli sobie, muszę wyjść dalej, żeby im się przypatrzyć. Zaraz
całe wyjdzie. Zobacz, jak cieszą się mewy i w lesie zaczynają śpiewać ptaki.
-
Wujek, ale ty jesteś kłamczuch, tam nie ma drabiny!
-
Nie ma Pchełko, może coś pomyliłem.
Świat
zalała łuna szybko nabierająca złotego blasku, piasek się ozłocił i woda
rzucała refleksy. Nie mogłem jej tego powiedzieć, bo jeszcze była zbyt mała i ta
myśl nie była jej potrzebna. Bo trzeba cenić każdy świt, jakby był ostatni. Wydaje
się, że jest ich wiele, bardzo wiele ogarniętych codziennością, a tak naprawdę
jest ich tak przeraźliwie mało. I choć każdy z nich jest podobny do siebie
swoją niezmiennością narodzin słońca, to przecież każdy z nich jest inny.
-
Wujku, nachyl się, coś ci muszę powiedzieć.
-
Pchełko, nikogo nie ma na plaży, powiedz normalnie.
-
Kiedy się wstydzę… Nachyliłem się i poczułem jej słowa łaskoczące moje ucho
ciepłem i radością.
-
Naprawdę? A wiesz, że ja Ciebie też?!
-
No to dam ci buziaka… Auuuu!!!
-
Co się stało??
-
Nie ogoliłeś się, kujesz!!
-
Ech…baby, wyrwało mi się..
-
A weźmiesz mnie na barana? Proszę, proszę, proszę….
-
Dobra, wsiadaj, idziemy do domu.
Świt
pełniał. Złoto stawało się coraz bielsze. Nasz dziwny, zbyt długi cień
przeskakiwał radośnie po piasku i falach. Szedłem z dziewczynką siedzącą mi na
ramionach i śpiewającą piosenkę o zupie pomidorowej. Witkacy byłby zachwycony
nierealnością tej chwili.
-
Myślisz, że mama z tatą jeszcze śpią?
-
No pewnie, wszyscy jeszcze śpią. Kupimy bułki i zrobimy śniadanie. Pewnie
chcesz kakao?
-
No wujek, ej! Tylko dzieciaki piją kakao. Ja chcę herbatę.
-
OK, dla Pchełki herbata!
- Cha-cha-cha, a Krzysiu i Ola będą jedli
owsiankę, dobrze im tak!
Ach, jakie piękne przejście od prawie- bajki do Twoich prawd o życiu... czyta się równie rewelacyjnie. Zdjęcia złocą się niesamowicie i wypada mi tylko pozazdrościć takich widoków. Pozdrowienia serdecznie, Witku:))
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo Ci Elu dziękuję :)) Najlepsze z tego jest to, że ta opowieść jest od A do Z prawdziwa. Naprawdę bardzo się ciesze, że Ci się podoba :) Również serdecznie Cię pozdrawiam :))
UsuńWybrałam się na nadmorski wschód słońca zaledwie kilkakrotnie w swoim życiu i za każdym razem to było wielkie przeżycie. Oczekiwanie, radość gdy wyłaniało się z morza, światło z szarości. Teraz najczęściej oglądam zachód słońca i przyznam, że jest równie faszynujący moment 'zatapiania' się słońca, ściemniania. Są momenty, które zapadają w pamięć. Mam nadzieję, że Pchełka kiedyś wspomni tę właśnie chwilę. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Ivo, że podzieliłaś się ze mną swoimi odczuciami :) Czytałem kiedyś, że około 70% zdjęć, to wschody i zachody (przewaga zachodów), więc coś jest w nich magicznie pierwotnego, co przemawia do nas. Myślę, że Pchełka za jakiś czas sama będzie chodziła na wschody - daj Boże z aparatem. Pozdrawiam Cię również bardzo serdecznie :))
UsuńPrzewaga zachodów, bo łatwiejszy dostęp do nich. Dla wielu przedporanne wstawanie do koszmar, a widoki wschodów czy zachodów często podobne. Wygodnictwo bierze górę, zwłaszcza, gdy ludzie nie poszukują równolegle ciszy ;)
UsuńPrawda i tylko prawda :)) Kiedyś dla żartu odwróciłem zdjęcie i wyszło na to, że pokazuję wschód, nikt nie protestował :))) Ale jednak kolorystycznie gdzieś mam zakodowane, że wschody są bardziej złote. Może przesadzam. I rozumiem kłopotliwość wstania, sam tak miałem kiedyś. Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :))
Usuń