Zasnąć
-
Znów patrzysz na motyle? Jej głos rozproszył mnie i choć był cichy, to motyl
zwiał, jakby niewidzialna siła zdmuchnęła go z kwiatka.
-
A wiesz, tak jakoś wyszło. Zabrakło światła i pora nieodpowiednia, więc łażę
tam i z powrotem i stanąłem tutaj. I patrzę na motyle. Dużo ich. Za miesiąc
prawie ich nie będzie, ich świat przestanie istnieć.
-
A twój? Kiedy zabraknie światła, co zrobisz?
-
Owinę się mrokiem i zasnę, a sny będę miał zielone, błękitne i złote. Może
nawet srebrne. Przecież robię tak co roku. Stadium przetrwalnikowe, czekanie na
zieleń. Wiesz, w ogrodach tego jeszcze nie widać, ale na tej łące trawy
pospiesznie kwitną. Wszystko tak zaczyna się spieszyć i jednocześnie zaczyna
się kruszyć, żółknąć, rozpadać w pył. Szybciej, szybciej i gwałtowniej, jakby
wyścig do nietrwania właśnie się zaczął. Dlatego sycę oczy zielenią, kiedy
jeszcze jest. Potem na chwilę pojawi się nawłoć, a potem buki zrobią się złote
i czerwone. I znów będę stał na tych łąkach jak ostatni dureń dziwiąc się,
gdzie się to wszystko podziało.
-
Wszystko musi odejść i narodzić się od nowa – lepsze, piękniejsze…
-
Nie, nie mów mi o cyklach, trwaniu i odchodzeniu. Jeszcze nie. Jeszcze chcę
nasycić się zielenią i spokojnym światłem i motylami.
-
Czemu tak je lubisz?
-
Powiem Ci, bo nie mam siły nosić tego w sobie. Widzisz, oczy motyli nic nie
znaczą. Nie odbija się w nich cały świat. Nie żegnają się z tobą mówiąc: „będzie
dobrze, nie martw się”. A potem nie stają się puste, nieobecne, zanurzone w swój świat
i swoje niebo. Albo nie będą mówiły o niekochaniu, o swojej drodze, o
wszystkich przemilczeniach. Są puste, nie rozumiem ich. I wcale nie chcę
zrozumieć.
-
I co dalej?
-
Dalej? Dalej jest zapominanie, rozmywanie się wszystkiego w czasie. Zostają
tylko oczy, spojrzenie, słowa niewypowiedziane, ale łatwe do odczytania.
Gówniane takie zapominanie, wiesz? Więc patrzę sobie na motyle, na trawę. Widzę,
jak kołyszą się źdźbła i krople wody z nich opadają. I to jest dobre.
Stała obok mnie nic nie
mówiąc. Tak jakby zabrakło jej pytań, tak jakby wiedziała, co jest we mnie.
Zupełnie jakby nie była Śmiercią. A pszczoły pracowicie brzęczały, motyle
fruwały, a od południa szły burzowe chmury. Ale na razie było jasno, gorąco i
duszno. Milcząco. Ale nikomu to nie przeszkadzało…
Zaczytałam się Witku..przejmujące
OdpowiedzUsuńDziękuję Aniu :))
Usuńa ja sie wlasnie ze przyjaznie z motylami w moim ogrodku!
OdpowiedzUsuńO, jak ładnie, to bardzo miłe :))Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńWiesz, zupełnie nie wiem jaki Ci dać komentarz, tak zbił mnie koniec i ta Śmierć...Może jesień to czas spadku, odchodzenia, ale nigdy nie utożsamiałam jej ze śmiercią, choć chyba mają dużo wspólnego. Jesień to również najbarwniejsza z pór roku i tym razem zapowiada się ciepła i słoneczna. Nie zasypiaj więc, dalej pisz i rób cudowne zdjęcia:)))
OdpowiedzUsuńWiem Elu, że jesień potrafi być piękna, złota i tak cudownie ciepła przez swoje barwy. Bardzo lubię taką jesień, ale lubię też, kiedy pada deszcz i mogę sobie popatrzeć na świat zza zadeszczonej szyby. I pewnie takie zdjęcia będą, bo nie oprę się złotym liściom itd. Ale w tym wpisie chciałem pokazać przemijanie. Jak wszystko dąży do niego, a jednocześnie wydaje piękne owoce. Paradoks. A moje rozmowy ze Śmiercią...cóż, taką konwencję przyjąłem. Czasami trudno pokazać swoje myśli, wpleść je w tekst. Wtedy pojawia się ona, która zadaje pytania, albo mówi coś, co mi jest potrzebne. Albo ja mówię...różnie to wypada. Tym razem chciałem, żeby tak było. A motyle, jesień...to tylko sceneria, by pokazać czym są oczy innych ludzi na naszej ścieżce i jak trudno się je zapomina i to, co w nich wyczytane itd. Trudny dla mnie wpis, ale przecież nikt nie powiedział, że ma być łatwo - jak w życiu :)). Dziękuję Ci za komentarz i bardzo pozdrawiam - dobrego i miękkiego światła :))
UsuńWiem, że to "oczy" i zatopione w nich uczucia były tym razem najważniejsze. Celowo nie poruszałam tego delikatnego tematu... Pozdrawiam, Witku bardzo serdecznie:)))
UsuńDziękuję :)))
Usuń