Niebo listopada...

   Niebo listopada, to już nie to niebo, do którego zbliżam usta, by się go napić. Jest coraz dalsze, a tylko obłoki zniżają się coraz niżej i niżej liżąc drzewom bezlistne już korony. Wszystko tężeje i wszelki ruch ustaje, tylko wody stawu gna wiatr, by rozbiły się o brzeg. Tylko mgły przesłaniają słońce. Nadchodzi ciemność. Bo słońce musi umrzeć, by znów się narodzić. Zupełnie jak człowiek, który umiera po to, by podnieść się i powoli, mozolnie iść przed siebie dalej i znów. Ile razy umieramy? Nie wiem, każdemu dana jest jego własna śmierć, jego własne przedśmierci, z których otrząsa się, jak pies, którego zmoczył deszcz. Ale nie o tym chciałem Ci opowiedzieć. Bo przecież Ty czujesz świat inaczej. Widzisz świat w ludziach, w ich zapętleniu, w ich mowie i śmiechu. A ja patrzę na trawę i wiem, że ona oddycha. Patrzę na gałąź i wiem, że płyną w niej soki. Patrzę na niebo i wiem, że nadchodzi ciemność. Ten mój świat jest obok. Zaledwie i wciąż. Tyle wystarczy mi, by szeptać. A Tobie, ile wystarczy uśmiechu ludzi, którzy wciąż grają, jak niskobudżetowi aktorzy – każdy swoją grę na miarę swoich słów? Sam pytam, bo tylko głupcy nie pytają wierząc święcie w swoją siłę i spryt. Nie, niebo dzisiaj jest inne niż tamtego dnia. Wtedy nie było słońca i blask sączył się senny z chmur, które szorowały brzuchami po trawach, a ja czekałem na twój gest jadąc pośród opadłych liści i wierząc, że listopad wszystko zmieni. Wierzyłem, jak to dzisiaj ładnie brzmi, ale przecież tak było. I były drzewa odcinające się od nieba i było drzewo nad brzegiem stawu. I były te wszystkie historie, które dla Ciebie stwarzałem z nicości, aż brakło ich we mnie i poczułem, że sam roztapiam się w czerni. Tak, trudne są listopady i trudne są historie, które w nich się dzieją. Bo przecież mieszkają w nas przedśmierci, które czekają, by zatańczyć z radością na naszym grobie. Nieba? Ach, nieba, moja droga, oddalają się od naszych ust, a obłoki szorują po szczytach drzew. Bo przecież nadchodzi ciemność, po której znów świat napełni się szumem, szelestem i szeptem. A my znów żyć będziemy. Bo przecież umiera się wielokrotnie i śmierć nie jest granicą. Żadną. Tylko tchu brakuje, tylko tchu…














Komentarze

  1. Dziękuję, Witku za kolejne oszałamiające fotografie. To jest to co najbardziej lubię fotografować drzewa i niebo, wciąż niezmiennie. Niebo listopadowe jest inne to prawda, z mgiełką lub bez, ale bardziej nostalgiczne i częściej pochmurne. Twoje fotografie zatrzymały inne jeszcze niebo: z cudnymi chmurkami, ogniem zachodzącego słońca i nawet rogal księżyca spogląda na nas z ostatniego zdjęcia. Piszesz, że umieramy i rodzimy się wielokrotnie. Wiem to przenośnia...ja na to mówię góry i doliny, a człowiek naprawdę może długo się wspinać, dopóki starczy tchu...Pozdrowienia i dużo radości w nowym, krótszym nieco tygodniu:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci8 serdeczne Elu - miód na serce :))Coraz mniej mam do fotografowania, bo przecież wszystko zasypia, a kiedy prace kończę już jest ciemno. Podoba mi się Twoja metafora wspinaczki. Nie brzmi tak minorowo :)) Dziękuję Ci za odwiedziny, komentarz i ciepły uśmiech. Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :))

      Usuń
  2. Ja myślę, że każdy człowiek jest w pewnym sensie aktorem, bo mamy tyle rodzajów aktorów, że każdemu człowiekowi można przypisać adekwatną grę aktorską i paradoksalnie gra aktorska jest naszym ulubionym zajęciem. Ja, na ten przykład, nie gram roli wyuczonej, czerpię z codzienności z siebie, innych, ale gram... niedopowiedzeniami. Taka rola najbardziej mi odpowiada. Dlaczego? Bo można zbudować wokół siebie nutę tajemniczości, zdrowe napięcie, a i tak na końcu nie ma wątpliwości kim jestem. Są jednak ludzi, którzy graja dla zmylenia, to gra ciekawa, zaskakująca, ale i rozczarowująca widza, a często go skutecznie oszukująca. Listopadowy czas, w tym roku jakby bardziej wyjątkowy, co pokazują Twoje zdjęcia. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście Ivo, że tak jest. Że każdy z nas jest w większym czy mniejszym stopniu aktorem. Ja muszę stawać codziennie przed ludźmi i za każdym razem muszę odnaleźć do nich drogę, klucz. A potem przychodzą następni i następni i do każdego muszę szukać drogi, by mnie posłuchał i chciał podjąć grę. I musi w takim razie paść pytanie, na ile jestem w tym sobą, a na ile grą? Na ile jestem prawdą, a na ile kłamstwem. Oczywiście ja doskonale wiem, gdzie jest granica i jej nie przekraczam, bo uważam, że nawet w grę trzeba wierzyć. A może zwłaszcza. Bardzo ładnie mi opowiedziałaś o swojej grze :)) I to jest właśnie taka gra, którą akceptuję, bo przecież wszyscy wiedzą, kto gra. Zdziwiło mnie troszkę, że akurat ten fragment stał się dla Ciebie pożywką. Mało istotny fragment, który pokazuje różnicę między dwojgiem ludzi w sposobie widzenia świata i jego odbierania. Tak, ten listopad jest inny od tych, co zazwyczaj. I sam nie umiem określić, czy sprawia to temperatura, czy zmiany, które się dzieją w nas i pomimo nas. Bardzo dziękuję Ci za refleksję, za Twoje myśli i za to, że znalazłaś czas na czytanie i skomentowanie. Bardzo, bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i życzę dużo ciepła :))

      Usuń
  3. Fragment mało istotny dla jednej osoby, jest ważny dla innej. Dla mnie to clue. Czytając od razu wiedziałam, że nim się skupię. Co do kłamstwa w grze, to skutecznie go eliminuję poprzez wspomniane przeze mnie niedomówień. Zresztą zawsze tak miałam, że zamiast kłamać, na ogół przemilczalam niektóre fakty, to mi zostało. Kłamstwem się brzydzę,
    jeśli je zdemaskuje. Pozdrawiam serdecznie, z przyjemnoscią powracam tutaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze jesteś bardzo mile widziana i zawsze Twoje słowa otwierają dla mnie nowe drogi, często odmienne od tego, co sam widzę. Ale na tym polega budowanie perspektywy - i to bardzo cieszy. Jeszcze raz Ivo, wszystkiego dobrego, dobranoc :))

      Usuń
    2. i ja mam to samo czytając Ciebie :) PS> Zerknij proszę jeszcze raz do mojego wpisu. Zostawiłam pytanie :)

      Usuń
  4. Teraz rozumiem te ciemnosci i zbieznosci...piszesz w rytmie ciszy,z którym usypia ziemia...może ta ciemnosc to sen,z ktorego za chwilkę się obudximy i będziemy w samo poludnie omijac blekitnymi roku kwiaty na łące...ja też dzisiaj zbieralam okruchy słońca z ostatnich jabłek rzuconych w ziemię... pozdrawiam Ciebie słonecznie i dziękuję za słowo i cudne fotografie...one silnie kontrastują z twoim tekstem...jest nadzieja na światło 🌻

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, mogłem się spodziewać, ze dostrzeżesz swoim okiem ten celowy kontrast. Nie dysonans, a właśnie celowy kontrast. Masz rację, poddałem się temu rytmowi, bo szczerze mówiąc, życie w mieście tłumi to, co w nas naturalne, co jest wpisane w nasz genom. Dotykam ręką ziemi i nie widzę brudu, a widzę ziarenka kwarcu i czuję zapach życia. I cieszy mnie to, bardzo cieszy. Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie i życzę światła i uśmiechów - mój już masz :)))

      Usuń
  5. Ja bardzo lubię listopad, właściwie nie wiem dlaczego. Coś ważnego wydarzyło się w listopadzie, coś ważnego umarło i coś nowego się z tego urodzi. Może dlatego go lubię... ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka Alfa i Omega i kamień filozofów :) Pozdrawiam Cię serdecznie :))

      Usuń
  6. Za takimi widokami tęsknię, siedząc przed komputerem:)
    Pięknie!
    Pozdrawiam z Krakowa schowanego pod smogiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie i pozdrawiam z zadymionej doliny Tychów - też tęsknię do słońca :))

      Usuń
  7. Witaj Witku,,, zaczynam od fotek , one są rzeczywiście zjawiskowo piękne i warto tu do Ciebie zajrzeć chociażby po to by je podziwiać. Dotyczy to wszystkich fotek na blogu. Co się tyczy wpisów, to ja odczuwam pewne odstępstwa, a raczej ustępstwa na plus. Plącze się gdzieś jeszcze nutka takiej lekkiej szarości, ale zabarwia ją nadzieja i szukanie ciepła nawet w listopadowym chłodzie. Te kilkakrotne śmierci są jakby dowodem na upadki i tryumfujące podniesienia. Takie jest życie. Natura nam w tym pomaga, koi nasze rozterki bo przecież wraz z wiekiem bardziej dostrzegamy jej nieprzebrane piękno. Ja tak hurtowo się odniosłam do tego co mnie ominęło. Przyjemnie u Ciebie Witku, dziękuję za miły czas tu spędzony i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Joasiu :)) Bardzo Ci dziękuję za piękne słowa i pochwałę tego, co robię. Obawiam się, ze pogoda nas przytłoczy trochę i nie będę miał czego robić. Ale...to się będę martwił przy następnych wpisach :)) Natomiast co do śmierci, taka właśnie była moja intencja, by pokazać, że człowiek upada, ale i się podnosi. Wciąż i wciąż i wciąż. Czy jest pozytywniej? Może, pewnie trochę :)) A tak serio, to nie lubię o tym rozmawiać, bo jestem przesądny i nie chcę kusić losu. Ciesze się ogromnie, że podoba Ci się tutaj :)) Jesteś zawsze miłym gościem, którego pozdrawiam i znów zapraszam :))

      Usuń
  8. Przeczytałem Twoją prozę Witku, a jakże. Trochę napisałem w życiu wierszy i do Twojego "kawałka" podszedłem z zainteresowaniem. Bardzo mi się spodobały myśli ubrane w metafory, które uniosły na wysoki poziom wrażenia z odczytu. Porównanie obumierania przyrody do upadków człowieka, jego gorszego stanu duszy myślę, że jest jak najbardziej trafne. Zdjęcia pięknie oddają atmosferę późnej jesieni. Pozdrawiam serdecznie.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że podszedłeś do tego tekstu Franciszku, w taki właśnie sposób. To znaczy z zainteresowaniem mając doświadczenie z poezją. To ułatwia czytanie i nie zniechęca. I ogromnie mi miło, że Ci się spodobało. Wiesz, to zawsze jest pozytywny sygnał, że to, co wychodzi spod pióra i z aparatu jednak jest warte przeczytania i zobaczenia. Dziękuję Ci za wizytę i dobry komentarz :)) Również pozdrawiam serdecznie :))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty