Otwarte oczy...

          Pokój w którym przyszedłem na świat, po raz któryś z rzędu, ma okno z parapetem. Dawniej stały tu kwiaty, ale przeszkadzały. Aby nie stał pusty, znosiłem różne rzeczy, które lubię. Które coś mi przypominają. Dlaczego mówię, że przyszedłem na świat, któryś raz z rzędu? To proste. Człowiekiem staje się powoli. Czasem trzeba kilka razy się urodzić, by wiedzieć, czuć. Jakby opadło z niego wszystko i patrzy na siebie mówiąc – jestem od nowa. Czasami to kwestia czasu, spojrzenia wstecz, czasem dojrzewania do czegoś, lub kogoś. Dlatego mówię, jak mówię. Tu się urodził mój pierwszy tekst, pierwszy wiersz, pierwsze świadomie postawione słowo. Tu zobaczyłem swoją pierwszą, niezdarną fotografię. Tu rodziły się wszystkie moje światy, a ja wraz z nimi. Wiesz, czasami trudno jest odejść, umrzeć i trudno narodzić się znów. To proces długotrwały. Dla mnie. Niektórzy otwierają oczy i mówią sobie z dziarskością w głosie – tak! Dzisiaj zmienię swój świat, od dzisiaj mam nowe życie. Nie potrafię tak. Długo jest we mnie żal i wspomnienie. Długo jest we mnie pamięć i dotyk czyichś myśli, słów, dłoni. Może dlatego tak trudno mi umrzeć i narodzić się na nowo. Dlatego patrzę na te przedmioty, które przypominają mi swoje małe śmierci i swoje małe narodziny. Jest latarnia, którą nocą zapalałem gwiazdy i podróżowałem przez noc dla kogoś, kto wcale tego nie potrzebował. Jest szklany pojemnik, w którym trzymałem pył księżycowy chroniąc go od światła. Ale jest też świecznik, który przywlokłem nie wiedzieć czemu. Miał być cynowy, a okazał się srebrny. Nie wiem, kto trzymał go w dłoniach i jak znalazł się w Polsce. Ale jest teraz mój i czeka na swój czas. Bo przecież wszystko ma swój czas. Wiesz o tym, prawda? Dlaczego mówię to wszystko? Bo szyby mokną, a na zewnątrz jest Nowy Rok.  Tak, wiem, to tylko data. Ale krople lgną do szyby i złocą się w blasku świec. Małe słońca na tle ciemnej szyby. Spójrz, jak pięknie odbijają się świece. Inaczej, niż w lustrze. Niedoskonale. Gdzieś tam słychać jeszcze spóźnione orgazmy wybuchów tych, którzy nie potrafią  inaczej. Jutro ich będzie mniej, a pojutrze znikną. Szary kot dnia znów się będzie leniwie przeciągał, a czarna kotka zmierzchu cicho wejdzie do pokoju mrucząc, by ją pogłaskać i zapalić świecę w latarni. By znów urodzić się i umrzeć, któryś raz z rzędu mając otwarte oczy.    







Komentarze

  1. Popłakałam się - idę spać. Zdjęcia cudowne. Jest w nich to co najważniejsze - ciepło, tęsknota, historia i oczekiwanie i zaproszenie do ciepła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę napisać tylko - DZIĘKUJĘ, bo i nic więcej dodać nie mogę. Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :))

      Usuń
  2. Bardzo ciekawa analiza śmierci i ponownego narodzenia Swoista sinusoida. Znam kilka osob, które potrafiły umierać wielokrotnie i wielokrotnie odradzać się. To jest niezwykła umiejętność, ale wg mnie nie jest łatwo żyć takim osobom. Bardzo trudne wybory towarzyszom im przez całe życie, ponieważ tych cyklów bywa wiele, niestety świadczy to o ich słabości, o wielokrotnym zawieszeniu samych siebie, pewnie i najbliższych. Moim zdaniem zmiany, które stopniowo zachodzą w nas, którym towarzyszą przemyślenia, głębokie analizy, wreszcie zrozumienie przeszłości, najczęściej stanowią solidne podwaliny do narodzenia się na nowo. Wg mnie pośpiech jest złym doradcą, bo każdy musi dorosnąć jakby do nowego życia w swoim tempie, ale... Jeśli rozpamiętywanie, oceny trwają zbyt długo mogą wg mnie zamiast podwalin zmian, stworzyć mur nie do przebicia. I to też świadczy o słabości. Życie jest krótkie, czasem bardzo krótkie, za krótkie i można nie mieć czasu, szansy na wykorzystanie doświadczenia życiowego do zmiany swojego życia, jeśli oczywiście dojrzejemy do potrzeby zmiany. Ja należę do osób, które nie potrafią odciąć grubą kreską pewnego etapu życia, dobrego czy złego, ale na pewno należę do tych, którzy potrafią wykorzystać to co spotkało mnie w przeszłości do budowania przyszłości. Oddając się całą sobą przyszłości, przeszłość sama odsuwa się w czeluści pamięci. Bywa, że sama nie chce już do nas wracać... To jest prawdziwe narodzenie się na nowo. Piękne zdjęcia. Pozdrawiam PS. Mój komentarz nie jest oceną nikogo, po prostu to moje przemyślenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda Ivo, że nie ma w tym nic łatwego. Zazwyczaj jednak takie swoiste umierania i ponowne narodziny przychodzą po okresie, kiedy coś się stało, coś w życiu się wydarzyło i są swoistą odpowiedzią człowieka na to, czego doświadczył. Swoją drogą, sami bezustannie podlegamy zmianom. Wielokrotnie dla samych ludzi są one nieuchwytne, ale wystarczy spotkać się ze swoimi dawno niewidzianymi znajomymi, by oni uchwycili to, co nam umyka. Bardzo ładnie i wnikliwie przeanalizowałaś to zjawisko, choć byłbym daleki od tego, by nazwać coś siłą czy słabością. Nie tylko dlatego, by nie urazić kogoś, ale dlatego, że człowiek nie jest skałą, jednolitym monolitem. Każdy ma swoje słabości takie, czy inne. Więc sam bałbym się o taka ocenę. Ale ja, to ja. Natomiast cudownie pokazałaś proces przemian, które nie zachodzą w sposób natychmiastowy, a są powolną ewolucją. Piękne jest to, że dostrzegasz w sobie coś, czego odciąć nie jesteś w stanie, ale wykorzystujesz do budowania nowego. I to właśnie było też moim zamiarem w tekście, by za pomocą rekwizytów pokazać i trwanie i powolną zmianę, wykorzystania pędu do tego, by coś nowego stworzyć. I wielką przysługę oddałaś mojemu tekstowi pisząc o ślepych drogach, które mogą czekać człowieka w drodze do przemiany. Zdaję sobie sprawę, że ten tekst, to Twoje przemyślenia, za co gorąco Ci dziękuję. Ze swojej strony mogę dodać, ze spotykam ludzi bezrefleksyjnych. Dla których ten tekst będzie stekiem bzdur i nikomu niepotrzebnych dywagacji. Bo czasem te dywagacje i dostrzeganie w sobie czegoś nie jest ani miłe, ani bezpieczne. Dziękuję Ci raz jeszcze :)) Nie jestem zadowolony ze zdjęć, ale cieszę się, że znalazły uznanie w Twoich oczach. Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam :)))

      Usuń
    2. Nie boje się nazywać rzeczy po imieniu. Jeśli ktoś jest słaby, to jest słaby i im szybciej mu to uzmysłowi się tym większe prawdopodobieństwo, że zacznie ze słabościami walczyć i nawet jeśli sam im nie sprosta, to nie będzie się bał poprosić o pomoc, a o to przecież chodzi, by się nie zamykał i nie brnął dalej w złym kierunku. Oczywiście każdy człowiek jest inny i potrzebuje inne formy zaproponowania pomocy. Jeden pyta i oczekuje jasnej odpowiedzi, nawet gdy ta jest bolesna, innemu tę samą pomoc trzeba dawkować stopniowo i wykazywać co zrobić by było dla niego lepiej, może dochodzić wspólnie albo tak "manipulować", by uznał, że sam do wszystkiego doszedł i uwierzył, ze mu pomoc potrzebna. Miałam bardzo bliska koleżanką, farmaceutkę. Przez lata kamuflowała straszna chorobę, jaką jest alkoholizm. Bardzo dbała, by nikt tej choroby nie odkrył. Niestety tajemnicą poliszynela była ta jej tajemnica, gehenna jej dzieci, męża i niej samej, choć ona oszukiwała się latami, że nie pije więcej niż inni, przecież jeździ autem, pracuje. Znane argumenty każdego alkoholika czyli piję bo chcę, a nie piję dlatego, że muszę. Pewnego dnia stała się rzecz bardzo przykra - błąd w pracy na żywym człowieku. Tajemnica stała się otwartą prawdą, bez wysłuchania jej argumentów otrzymała jedyną z możliwych szansę. "Dobrowolne" podjecie leczenia w ośrodku zamkniętym. Tak naprawdę wszyscy byliśmy winni tego co się wydarzyło. Pracowałam z nią krótko, bo 1 lata, ale inni ponad 10. Śmiechy, szepty na temat stanu naszej koleżanki i udawanie przy niej, że jest ok, nie wspomnę o mężu, który nigdy nie zareagował tak jak powinien. Spotkałam ja niedawno, zadbana, atrakcyjna, z dumą, tak z dumą mówi o sobie, że jest niepijąca alkoholiczką. Wiele godzin z nią przegadałam, wiele pytań zadałam już po jej leczeniu. Ona wyraźnie miała żal, że wcześniej nikt stanowczo z nią nie rozmawiał, że nie wyciągną do niej reki, że nie przymusił do leczenia. Punkt widzenia zmienia się wraz z miejscem siedzenia. Co do zdjęć to światło mi się podobało i i złoto. Sama nie publikuję zdjęć, z których jestem mało czy niezadowolona :) Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Problem polega Ivo na tym, że różne mamy odniesienia do sprawy słabości. Oczywiście Twój przykład jest bardzo czytelny i zgadzam się, że to jest słabość i należy wyciągnąć rękę, by pomóc. Chyba zawsze należy, ale Ty to wiesz i ja to wiem. Natomiast wielokrotnie w swojej pracy widzę młodzież, która zmaga się z przeciwnościami losu. Czasem z bardzo drastycznymi obrazami, które niestety w człowieku zostają. Piszę "niestety", bo trudno potem odnieść się do zwykłych i normalnych niepowodzeń szkolnych uczniów i trudno samemu potem funkcjonować. A wierz mi, wachlarz "zła" jest bardzo szeroki. Czy mam prawo nazwać tych młodych ludzi słabymi, czy mam prawo piętnować to, że są słabi? Nie, nie wolno mi tego robić. Nie wolno mi, bo byłbym dupą wołową, a nie pedagogiem. Musze i chcę pomóc, ale nie mogę powiedzieć - OK, ty jesteś słaby, ja ci pomogę. Musi się to inaczej odbyć. Dla kogoś nie związanego z edukacją, to może naprawdę brzmieć dziwnie, ale ja muszę tak działać. Wyciągnąć rękę, ale działać tak, by nie nazwać słabości słabością, a dać siłę. A najlepiej potem powiedzieć - Widzisz, dałeś radę, to Twoja zasługa, choć sam wiem, że to zasługa moja i tylko moja. I nie chodzi często o banalne niedostateczne, czy ucieczki ze szkoły. Często muszę stanąć oko w oko z problemami, które wykraczają poza rzeczywistość szkolną, jak głębokie depresje, gwałty, śmierć rodzica, który zdecydował się powiesić. Jak mógłbym stanąć naprzeciwko tego 18-19 latka mówiąc, że jest słaby? Dlatego rozumiem Twój punkt widzenia. Rozumiem też Twoją rację, która jest bezsprzeczna, ale sam muszę z pokorą patrzyć na tych młodych ludzi - licealistów i studentów, którzy też przeżywają dramaty. Dlatego nie chciałbym, byś myślała, ze ot, tak sobie napisałem będąc zbyt delikatnym lub słabym w tej materii. Masz rację, punkt widzenia zmienia się wraz z punktem siedzenia. Czasem trudno o jasną i prostą definicję-sposób, jak należy postąpić. Oczywiście to specyfika mojej pracy. I do niej, jak do punktu odniesienia mogę się odwołać. Ale żeby nie było - rozumiem Twój punkt widzenia i bardzo konkretną myśl, która Ci przyświeca. Bardzo, bardzo rozumiem. I chciałbym tak prosto z mostu czasami móc zareagować. Zdefiniować. Tak, znam Twój pogląd na publikowanie zdjęć, które nie spełniają Twoich kryteriów. I nie myśl sobie, że się kryguję, czy postępuję wbrew sobie. Zdjęcia miały być ilustracją i taką się stały. A że jestem z nich niezadowolony? Hmmm... napiszę coś, co Ci się nie spodoba, ale w momencie, kiedy będę zadowolony ze zdjęcia, nastąpi koniec świata :D Dlaczego tak? Bo uważam, że zawsze od siebie powinienem żądać i wymagać jak najwięcej. Nie 100%, a 200% . To moja siła napędowa. I choć niektórzy biorą ją za marudzenie, w istocie jest bardzo daleko posuniętą krytyką po to, by być lepszym. Taki mały, acz skuteczny sposób na to, by się czegoś nauczyć. Zresztą zgodny z zasadą - Wymagasz coś od kogoś? _ Od siebie wymagaj dwa razy więcej :))) Równie serdecznie Ciebie pozdrawiam i dziękuję za tak żywą dyskusję. Aż chciałbym powiedzieć - Ach!! Jak pięknie :)))

      Usuń
    4. Witku, niech odpowiedzią będzie cytat ze mnie "Jeden pyta i oczekuje jasnej odpowiedzi, nawet gdy ta jest bolesna, innemu tę samą pomoc trzeba dawkować stopniowo i wykazywać co zrobić by było dla niego lepiej, może dochodzić wspólnie albo tak "manipulować", by uznał, że sam do wszystkiego doszedł i uwierzył, ze mu pomoc potrzebna." Ludzie są różni, żyją często w skrajnie różnych warunkach, mają inne oczekiwania, poglądy, wrażliwość, dlatego każdy potrzebuje indywidualnego podejścia. Ja w krótkim komentarzu zawarłam zaledwie kilka myśli, które mogłyby zapoczątkować wielogodzinną dyskusję. Niestety taka forma wypowiedzi nie pozwala na przedstawienie wszystkiego co ma się do powiedzenia w danym temacie. A co do Twoich słów: "napiszę coś, co Ci się nie spodoba, ale w momencie, kiedy będę zadowolony ze zdjęcia, nastąpi koniec świata" to naprawdę nie ma znaczenia czy mi się słowa podobają czy nie, bo to Twój blog, Twoja samoocenia i nic mi do nich :) Być może na opak je zrozumiałam. Pozdrawiam.

      Usuń
    5. Pięknie mi odpowiedziałaś :D Dopiero jak puściłem odpowiedź, przeczytałem jeszcze raz wpis i klepnąłem się w czółko. Ale odpowiedź poszła. Czyli generalnie się zgadzamy, choć postuluję dobrą herbatę, co ja mówię, morze herbaty i długą dyskusję na wiele, wiele tematów :)) Co zaś do zdjęć, to marzy mi się plener, ot co. A napisałem: "napiszę coś, co Ci się nie spodoba", bo lubię chwyty retoryczne, które urozmaicają, albo wzbogacają rozmowę. Bo traktuję nasze pisanie, jako rozmowę. Nie chcę drobiazgowo tłumaczyć słowa po słowie i cedzić ich, by być jak w pracy. Dość mam spinania się, stąd mój tekst, który tak naprawdę jest próbą zbliżenia się do człowieka, którego lubię i szanuję. Wytłumaczyłem się i tyle :))) Pozdrawiam Cię również :))

      Usuń
    6. Jest ok, komentarzowe rozmowy są tylko z pozoru łatwe. Nie zawsze to co autor ma na myśli, odczytuje komentujący, ale ważne, by dopytać, wyjaśnić. Blog to miejsce, w którym można wyrazić siebie, powiedzieć co się chce, właśnie bez owego spinania. Pozdrawiam :)

      Usuń
    7. Otóż to Ivo - trafiłaś w sedno :)) Dziękuję Ci bardzo i oczywiście również pozdrawiam :))))

      Usuń
  3. Ludzie się boją smierci, a tyle razy umierają za zycia i tyle razy rodzą sie w nim...ja wiem, że Ty to wiesz Witku...Zwykle myślimy o umieraniu tym ostatecznym, a tu to spojrzenie zmienia zupełnie nasze pojmowanie smierci...Ona jest każdego dnia kiedy mamy żal, czy nie lepiej ją zaakceptować i żyć, bo moze ona sama jest tylko jakims wymyslonym przez nas dance macabre, może trzeba z nią zatańczyc, bo przecież tyle razy juz umieralismy na oczach zycia...śmierć to problem tych co stąpają po ziemi ... pozdrawiam Ciebie- dziękuję za ten tekst, bo refleksji mi distarczyles

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Małgosiu, bo w istocie śmierć oznacza zmianę. Ludzie boja się zmian i tego, co mogą przynieść. Jak sobie poradzą. Dlatego ważne jest, by oswoić to w sobie. Nie, nie tylko tę śmierć fizyczną, choć to najtrudniejsze, a właśnie te śmierci pośrednie. To odejście od pewnego życia, myślenia, pewnych spraw i osób. A że jestem w okresie rozrachunkowym, jak zresztą wielu, wielu ludzi, to starałem się spojrzeć na pewne rzeczy posługując się rekwizytami i może kulawą trochę metafora zmiany, jako śmierci. Bardzo cieszę się, że dostarczyłem Ci tym tekstem refleksji. Bo mimo to, że wszyscy się cieszą z nowego początku, warto zapytać, czy chcemy zmiany, czy nie. Czy coś w nas ten mijający rok zmienił, czy trwamy, jak trwaliśmy. Bardzo, bardzo serdecznie dziękuję Ci za komentarz i ciepło i serdecznie Cię pozdrawiam wysyłając same dobre i ciepłe myśli :)))

      Usuń
  4. Bardzi dobra metafora otwierająca inny horyzont - ten nieoczywisty, to co pomiedzy, abstrahowanie od rzeczywistości...bardzo to trafne! Kieruję również w twoja stronę dobrą energię...pozdrawiam🙂

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobra metafora otwierająca inny horyzont - ten nieoczywisty, to co pomiedzy, abstrahowanie od rzeczywistości...bardzo to trafne! Kieruję również w twoja stronę dobrą energię...pozdrawiam🙂

    OdpowiedzUsuń
  6. Własny pokój, miejsce pracy jako lokum i niemy świadek zmagań z transformacją nas samych! Myślę, że większość ma taki zakątek choć nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
    Zmiany w swoim życiu najczęściej wprowadzamy przy okazji zakończenia jakiegoś etapu w życiu.
    Dobrym momentem może być np. koniec roku czy urodziny!
    Zgodzę się Witku, że zmiany w nas samych nie należą do najłatwiejszych i szybkich!
    Czasem jesteśmy tak przywiązani do naszych przywar, że trudno się nam z nimi rozstać i może dlatego to wszystko tak długo trwa? Może nie wiemy czym możemy czy chcemy je zastąpić?
    Być może przedmioty znajdujące się blisko nas i posiadające historię przeszłych zdarzeń nie ułatwiają nam zmiany? Jednak dobrze, że mamy takie przyjazne otoczenie, gdzie możemy chwil kilka zastanowić się nad kolejnymi narodzinami czy też śmiercią! :)) Ale zabrzmiało! :))
    Nastrojowe zdjęcia w odcieniu starego złota dopełniają całości :)) Pozdrawiam Witku nocą :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudny temat i możemy gdybać w nieskończoność, prawda? Osobiście uważam, że ani początek roku, ani tym bardziej urodziny nie są dobrym momentem na dokonywanie jakichś zmian - już mówię czemu. Zmiana w nas samych, to zmiana myślenia, to powolny proces uczenia się, poznawania i dostosowania się. To ewolucja, a nie rewolucja. No, chyba, że ktoś rzuca palenie, albo postanawia przejść na dietę. Masz rację, jesteśmy przywiązani do wszystkiego. I do rzeczy i do własnych nawyków, do miejsc i osób. Nawet do sposobu myślenia. Bardzo dziękuję Ci za komentarz i za bardzo ciekawe wnioski :)) Zdjęcia w barwie starego złota dają właśnie świece. Choć tym razem nie wyszło, jak trzeba. Serdecznie Cię pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za Twój ślad :))

      Usuń
  7. Każdy z nas ma w życiu choć jedne powtórne narodziny. Czasem odbywa się to powoli etapami i z czasem uświadamiamy sobie, że to już nie my sprzed lat, a czasem odbywa się to nagle, że samym nam jest trudno uwierzyć, czy to jeszcze my jesteśmy czy już ktoś zupełnie inny. Ale na ponowne narodziny należy się odpowiednio przygotować, ja pozbywam się wszelkich zbędnych rzeczy i pozostawiam sobie dużo przestrzeni. Czasem powtórne narodziny to takie jakby wyjście z ciemności, więc po całym akcie dobrze się otoczyć tym co jasne i ciepłe, bo przecież mimo że z bagażem i doświadczeniem, to tak trochę zawsze raczkujemy, zanim nauczymy się naszych nowych ról. Te przemiany mimo że czasem bolesne, są bardzo piękne i uważam, że stanowią kwintesencję naszego życia. Zawsze prowadzą do naszego samorozwoju, no chyba że nie chcemy tego widzieć. Narodziny to zawsze coś pięknego, więc jak tu się nie cieszyć z takiego daru losu, to znak, że jeszcze nie koniec, że życie jeszcze czegoś od ciebie chce, a nigdy nie wiesz, czy jeszcze się w ten sposób do ciebie odezwie. Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, urzekłaś mnie tym komentarzem, bo popatrzyłaś na mój tekst właśnie pod katem przemiany i uznałaś to za coś pięknego. Tak, śmierć i narodziny są ze sobą powiązane i są czymś pięknym. Żeby coś mogło się urodzić, musi coś umrzeć. W nas, w naszym życiu. Pięknie mówisz o otaczaniu się rzeczami ciepłym, dobrymi i o przestrzeni. Nigdy nie pomyślałem, że tak można. Dla mnie najważniejsza była przestrzeń we mnie. Ale to dobry sposób, żeby i w sposób fizyczny uczestniczyć w tym, co dzieje się w człowieku. Swoją drogą sprowokowałaś mnie do tego, bym spojrzał na siebie sprzed lat i jestem inny, choć niezaprzeczalnie to ja sam. Prawdziwa magia :) Dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz i wybacz proszę, że z opóźnieniem odpowiadam, ale w pracy jest z tym pewien problem. Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i życzę wielkiej jasności w 2019 i dużo uśmiechu i szczęścia :))). Pozdrawiam :)))

      Usuń
  8. Wiesz, Witku...czytałam przed chwilą po raz drugi. Wczoraj nie chciałam i nie mogłam odnieść się do tekstu, choć bardzo mnie wzruszył. Dziś wiem z całą pewnością jaki zwrot i zdanie ja w nim wyróżnię. Całość mówi o przemianie, zmianie, końcu i początku. Gdy rodzimy się można powiedzieć jesteśmy pustą, choć przecież też niezupełnie (geny) , kartą, na której wszystkie nasze dni, zdarzenia, w końcu ludzie, którzy są z nami, których znamy i których ledwie nawet czasem widzieliśmy, piszą dla nas tylko właściwy kod...kod człowieka, tylko jemu przeznaczony. Powoli stajemy się kimś, za każdym razem chcąc czy nie chcąc ulegamy ciągłej zmianie. To zmiana fizyczna, gdy spojrzymy w lustro i znów przybędzie nam kolejna zmarszczka, ale jeszcze ważniejsza jest ta zmiana wewnątrz nas. Dobrze, jeśli zmianie towarzyszy rozwój...i właśnie jest miejsce na zdanie -clou... "By znów urodzić się i umrzeć, któryś raz z rzędu mając otwarte oczy. " Otwarte oczy- rozumiem widzieć, a co za tym idzie zrozumieć coś co się wydarzyło, by kolejne "życie" mogło czerpać wiedzę z pierwotnych doświadczeń. Cudowne określenie szarości dnia i zmroku....Swoją drogą, ja też ciężko pozbywam się przedmiotów, chociaż ostatnio staram się, aby ich więcej nie przybywało. Zdjęcia piękne i świetnie współgrają z tematem, szczególnie te ze świecą i jej wielokrotnym odbiciem... Z Nowym Rokiem życzę , aby kolejne 365, nie już 363 dni, dzień po dniu dały Ci powody do takiej przemiany, z którą chciałbyś się dłużej zaprzyjaźnić i bardziej przychylnie spojrzeć na siebie. Wszystkiego naj, Witku:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie to napisałaś Elu. I tylko to zdanie, jako pierwsze przychodzi mi do głowy, więc je powtórzę - pięknie to napisałaś Elu. Zobaczyłaś ten tekst po swojemu i ogromnie się z tego cieszę dlatego, że można go różnie odczytać. Wybrałaś trudniejsza drogę i przyłożyłaś do siebie, co jest naprawdę trudną rzeczą. Tak, przedmioty maja w sobie coś. Przejmują od nas ciepło rąk, wyginają się pod naszym dotykiem jak koty, są wierne, bo są zawsze obok. i obdarzamy je swoimi myślami. Tymi dobrymi i czasem tymi smutnymi. Wiesz, trafnie zauważyłaś, ze jest to tekst o przemianie. O przemianie w czasie całego życia, ale i przemianach, które cały czas się dzieją. "Otwarte oczy- rozumiem widzieć, a co za tym idzie zrozumieć coś co się wydarzyło, by kolejne "życie" mogło czerpać wiedzę z pierwotnych doświadczeń" tak, to jest właśnie to! Dziękuję Ci za pochwałę zdjęć :)) A ja Tobie życzę Elu wielu wzruszeń, wielu dobrych emocji, dobrego światła i czasu dla siebie. Dziękuję Ci za piękne życzenia i zostawiam swoje i swoje dobre myśli dla Ciebie. Wszystkiego dobrego w 2019 roku :)))

      Usuń
  9. Ha ha ha...Czy widziałeś Witku w swoim życiu zadowolonego perfekcjonistę? Podejrzewam, że raczej nie! No cóż, dbałość o każdy szczegół jest z pewnością ważny lecz czasem można przedobrzyć! Może warto posłuchać co ma do powiedzenia nasza intuicja? Dla mnie zdjęcia są ...bomba! :)) Zostawię jeszcze ...👣👣👣 :)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Moja intuicja mówi mi, że ma to być zrobione tak, żebym się tego nie wstydził. Ufam jej i staram się. A czy przedobrzam? Nie wiem. Jeśli tak, to pewnie ktoś mi napisze, żebym sobie dał spokój :)) Dziękuje Ci i pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj Witku :)) ,, dojrzałośc to taka bezcenna zaleta, która potrafi ułożyć nasze niezdarne, nieudolne, buntownicze, pełne błędów postępowanie, ktore od najmłodszych lat towarzyszy naszemu życiu. Jako maleńkie istoty nie potrafimy tego wychwycić, ale gdy dorastamy to wraz z wiekiem stopniowo dostrzegamy te szczegóły i dobrze jest gdy je wciąż i na nowo naprawiamy. To owocuje zdobywaniem madrości, dojrzałości, a gdy już ją mamy to cieszymy się, ze tyle rzeczy w życiu, potrafimy zrozumieć, a samochcąc poprawić się i co najważniejsze służyć pomocą innym. To jest to nasze upadanie i odradzanie się w blasku tej świecy, która " w szybie inaczej się odbija niż w lustrze". Jest nie do podważenia fakt, ze w starszym wieku bardziej postrzegamy piękno, piękno w każdej postaci ,,,, jest tak, ze byle jaki badylek zachwyca nas, więc potrafimy widzieć i nas samych :)). Ważne jest by z tych upadków wznieść się, wyciągnąć wnioski, naprawić się i stać się lepszym człowiekiem. Taką dojrzałością emanują nasi dziadkowie i babcie ,, , ileż to oni tej mądrości życiowej przekazują wnukom. Nie używam tu słowa umieranie, zostawiam na koniec, tak, tak na koniec, powiedzmy żle mi się kojarzy, jednocześnie oplatając mnie mgiełką smutku,,,, więc teraz gdy jeszcze podążamy tą ścieżką życia i zdarza nam się, ze upadniemy to po to by odrodzić się na nowo. Jeśli w taki sposób rozumiemy sens życia, to łatwiej nam bedzie pojąc sens umierania. Mądry wpis Witku, chciałoby się powiedzieć,, temat rzeka. Witku zdjęcia pełne złocistego, szlachetnego blasku są piękne, a i wróżyć mogą obfitość Twojej twórczosci na ten rozpoczynający się rok, czego Ci życzę i pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Joasiu :)) Pięknie przedstawiłaś proces dojrzewania. Towarzyszy mu wiedza i zachwyt nad światem. Nazwałaś to bardzo delikatnie, albo może tak, jak potrzeba. Zasmuciło mnie to z moimi śmierciami i urodzinami. Bo chciałem w swoim tekście pokazać pewną dramaturgię jednego i harmonię drugiego. To nic, że na swoim przykładzie, bo często z braku bohaterów sam siebie muszę wezwać do tablicy. Pokazałaś piękną stronę tego procesu, którzy towarzyszy nam zawsze, bo przecież bezustannie dojrzewamy, albo nabieramy mądrości. Powiedziałaś coś ważnego, coś co sprawia, ze każdy upadek i podnoszenie się, każda śmierć i odrodzenie, nabiera sensu. To oczywiście wnioski, do których sami musimy dojść. Nie kierować się internetowymi mądrościami ani podpowiedziami osób bliskich. Ten proces musi zajść głęboko w nas, by wreszcie osiągnąć zrozumienie i ponowne "urodzenie". Niektórzy ten etap nazywają stagnacją, niektórzy rozdrożem. A ja myślę, ze jakkolwiek by go nie nazwać, jest potrzebny, bo właśnie wtedy nabiera się dystansu i mądrości. Dojrzewania do pewnych rzeczy. Dziękuję Ci bardzo za wspaniałe myśli, którymi się podzieliłaś. Ciesze się ogromnie, ze zdjęcia Ci się spodobały. Tak, lubię ten złoty blask, który powoli i łagodnie wsącza się w oczy i człowiek łagodnieje. Bardzo dziękuję Ci za życzenia, które sprawiły mi radość. Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam życząc spełnienia, dobrego światła i czasu dla siebie :)))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty