Stoję pod lipą, idę ulicą...

 

Już się otwierają kwiaty moich ukochanych lip, które z daleka wyglądają, jak zielone obłoki. Albo jak grzyby po wybuchu zielonych bomb zakrzepłych w czasie. Zatrzymanych wielką dłonią. Czyją? Nie pytam. Lubię ich słodki zapach. Lubię ich wyniosłość ponad ulicę, którą idę. Staję pod lipą, idę ulicą. Rym niedokładny. Poszarpany, jak serce liścia brzozy. A liście lipy są gładkie. Mają kształt właśnie taki, jak powinny mieć. Obły, nabrzmiały, zwężający się ku końcu, by deszcz kropliście spadał na ziemię karmiąc korzenie. Zielone serca drgające na wietrze. Niektórzy tylko uśmiechają się wiedząc, że kształt serca wziął się z zarysu kobiecych pośladków. Może dlatego lubię lipy. Za zapach i cień. Nie, nie powtórzę za Kochanowskim, bo zbyt pomnikowo zabrzmi. Czy zresztą ktoś zna Kochanowskiego oprócz polonistów, którzy składają mu ofiary i międlą o Urszulce na wieki wieków amen? Niektórzy znają tylko „Dzieci z Bullerbyn” i żyją szczęśliwi, w pogardzie mając takich, jak ja – z marną pensyjką mądrzącego się szkolarza, którego trzeba zgnoić. Nie mam im za złe dzikiego rechotu nad literaturą. Bo kim ja jestem? Naukowcem, który pokazuje źródło? Po co im źródło. Dla nich jestem Wielkim Pornokratorem, który zamiast odsłaniać, to mechanicznie dzieli lata i wiersze. Rozbiera je. A jak można rozbierać coś, co jest o niczym? Czego się nie rozumie? Dupę owszem, można zrozumieć. Wyciągam dłoń i chwytam liść lipy. Urywam go razem z kwiatem. Pachnie słodko tamtym, dawnym czasem. Mam prawo to powiedzieć patrząc na swoje ręce, po których wędrują rzeki żył z wiekiem coraz bardziej wyraźne. Stoję pod lipą, a dalej horyzont rozwija się w miasto. Idę i staję w cieniu lip ocalałych z rzezi, które chciało wydać na nie miasto. Kosy rozbiegają się, jak radosne piłeczki, a sroka przysiada na koszu na śmieci po ptasiemu mrugając na mnie okiem. A po niebie płynie obłok w kształcie pióra. Znak? Nie, nie chcę odczytywać znaków. Są tylko lipy i aleje lipowe, których się nie zauważa. A jeśli już komuś w duszy coś gra, to powie wychodząc z samochodu „ Pacz, kurwa, nasadzili tych drzewa i nie ma gdzie stanąć nawet”. Prawie poeta wczesnego urbanizmu ze zbrutalizowaną wizją rzeczywistości. A ja? A mnie się zachciewa metafor i symboli podziwiając końcówkę dziewiętnastego wieku. A mnie się zachciewa rozwianych włosów i sukienek i gry na fortepianie. Tylko tak można mnie było poderwać, tylko tak. A teraz nie przystaję. Nie odstaję. Wtapiam się, niknę. Jeszcze dostrzegam, ale to tylko z czystej, złośliwości, którą nadał mi wiek i niespełnienie. Wszak Słowacki wielkim poetą był i wisiała nad nim wielka, monstrualna pupa. Ale czy znaczy to to samo dziś, niż wtedy, kiedy słowa zostały napisane? A kogo to obchodzi. Jest słońce i jest woda. I jest piasek na sztucznej plaży. I jest pupa w majtkach i czteropak, jako synonim nagrody i dobrego tonu. Niech żyje zawrót w głowie i ultrafiolet. Niebo orają dźwiękiem piloci starych samolotów. „Nie przeszkadza, byle nie za długo”, „Piwo jest jeszcze”. „Kurwa, gdzie moje fajki?” A lipy kwitną nasycając powietrze słodyczą. Idę ulicą. A kiedy spłynie ze mnie kurz pod prysznicem, popatrzę na swoje zmarszczki wokół oczu i będę pamiętał jedno, że stałem pod lipą i zapachniało. Odezwało się we mnie i roztętniło. I braknie mi słów, w nagle ściśniętym gardle…

























 

Komentarze

  1. Piękne są lipy i ich słodki zapach. Zdjęcia samolotów niesamowite. Serdecznie pozdrawiam 💙

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję równie serdecznie - miłego i w miarę chłodnego dnia :)))

      Usuń
  2. Lipa kojarzy mi się z ciepłym dniem na wsi. Pamiętam takie wielke drzewo, rosnące przy starym, drewnianym płocie z wypaczonymi sztachetami, pokrytymi mchem. Witała słodkawym zapachem już z daleka i częstowała cieniem zawsze gdy wchodziło się przez furtkę. Natura niezmiennie zachwyca. Nie wszyscy to dostrzegają, o docenianiu nie wspominając. Ale lipa ma to w swej liściastej dupie i rośnie dalej, pachnąc i dając schronienie tym, dla których warto być. Może istnieje dla tych, którzy doceniają, widzą, czują więcej. Może istnieje na przekór niektórym i pomimo wszystko. Choćby przyszedł taki jeden i zachwycił się sercowatym liściem, zapachem, schronił się w cieniu. Może dla takich warto trwać? :)
    Macham do Ciebie przez noc zza kilku budynków, drzew i pewnie jakiejś lipy też, życząc dobrej nocki i spokojnego ostatniego tygodnia przed wakacjami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elu, dupa lipy mnie zachwyciła :D Nie sądziłem, ze w tę stronę pójdziesz, ale uśmiechnąłem się, bo jest z czego :))) Pewnie masz rację z tym dostrzeganiem lip, liści i tych wszystkich drobnostek, które codziennie się pomija, a dostrzega okazjonalnie. Jeśli dostrzega. Ja chcę dostrzegać - mój wybór. I nie, nie tylko dlatego, ze zdjęcia. To w sumie mało istotne. Czasami bywa tak w życiu, że kiedy minie to, co nas wtłoczyło w ciemny kąt, to zaczynamy dostrzegać takie odpryski światła które są dowodem, że jest piękno. Jeszcze jest. Pewnie, że chciałbym patrzyć na białe mury jakiegoś greckiego miasteczka na wyspie i cieszyć się oliwkami i brzoskwiniami. Ale jest lipa, która pachnie, bo to jej czas. I są ulice i ludzie. Inny rodzaj piękna? Może... :)))
      Serdecznie Ci dziękuję za obraz lipy, dupę lipy i Twój uśmiech. Macham do Ciebie dokładnie o godzinie 00:00 :))))

      Usuń
  3. Zdjęcia na których są olśniewające liście są cudowne ale niebo też mi się bardzo podoba :))
    Pozdrawiam Witku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci serdecznie Aniu :)) Również Cię pozdrawiam !!

      Usuń
  4. Lipy ze Śląska wyprzedziły łódzkie lipy. U mnie dopiero są mocno nabrzmiałe, białe kuleczki czekające na moment rozkwitu, by zaczarować swoim zapachem całe roje bzyczących radośnie pszczół, które w pośpiechu będą zanosić do swych domów złoty pył. Pyszności nie lada. Uwielbiam :-)
    Interesującym jest zobaczyć świat Twoimi oczami. Spojrzeć w górę i odurzyć się słodkim zapachem i uspokoić zmęczone oczy zieloną, liściastą zasłoną. Pomachać do zdziwionego golaska. Mijać ludzi zajętych swoimi sprawami. Przysiąść w cieniu drzew i z daleka obserwować spragnionych brzechtania się w wodzie, nawet tam gdzie zabronione…Komu zabronione? Nie mnie, a co mi kto będzie zabraniał? No kto? Zachwycić się wzorkami na niebie, namalowanymi przez wielkie metalowe ptaki i pierzastą, lekką chmurką z czarnymi piegami krążących wysoko jaskółek.
    „Zielone serca drgające na wietrze.”- dobrze, że są i miastom nadają słodyczy. Dobrze, że są ludzie, którzy z zamkniętymi oczami wdychając woń trafią na bursztynową koronkę lipowych kwiatów. Dobrze, że są…
    Dziękuję bardzo Witku i macham do Ciebie z uśmiechem i pozdrowieniami u schyłku pierwszego dnia lata:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, nie wszystkie kwitną. Dopiero kilka, zwłaszcza te w mieście. Na moich przedmieściach cisza - pewnie będą o czasie. Ciesze się, że to, co zobaczyłem wydawało Ci się interesującym. Powiedzmy, że moje nastroje pod koniec (w końcówce) roku nie są optymistyczne, stąd i moje "złe oko" na otaczający mnie świat. Dużo prościej mi chyba zrozumieć przyrodę, bo ona jest, jaka jest. natomiast z ludźmi jest problem. I zawsze sobie zadaję pytanie, które chyba krąży gdzieś w każdym z nas - czy to ze mną jest coś nie tak i się czepiam, czy z ludźmi, których mijam? Statystycznie wypadałoby, że to ludzie mają rację. Ale wszyscy wiemy, że jest kłamstwo, wielkie kłamstwo i statystyka. Ale tak, to prawda - czepiam się. Zwłaszcza golasów w bieliźnie. Może dlatego, że to bielizna, którą nosi się w dzień powszedni. Czy stroją kąpielowych nie ma? Wyrozumiałość i spokój i głęboki oddech - wiem. Staram się :)))
      Tak, dobrze, że są parki Elu. Dobrze, że są drzewa w miastach. Niezależnie od tego, co niektórzy o tym sądzą.
      Macham do Ciebie Elu zza biurka zawalonego papierami (jak to pod koniec) Ale macham, więc jest dobrze :))))

      Usuń
  5. Już to kiedyś pisałam, że lipa to nie był mój klimat ze względu na te kowale bezskrzydłe. To ukochane drzewo mojego dziadka, ale te robale! Długo lipa kojarzyła mi się wyłącznie z nimi. To się zmieniło kiedy byłam u mojej przyjaciółki, a dokładnie u jej rodziców, którzy na swoich terenach mają prastarą lipową aleję. Obłędne. Zupełnie jakby to były inne drzewa. Stare, monstrualnie wysokie w kolektywie zyskały na szlachetności, w porównaniu do tej samotnej, przydomowej, zarobaczonej wersji którą znałam.
    Uwielbiam „Dzieci z Bullerbyn”! Dziś do nich wróciłam po milionach lat i pierwsze co usłyszałam, po widoku samej okładki to „Fuj! Co to za paskudna książka!”, ale ziarno zasiane;)
    Wydaje mi się, że jak ktoś zna „Dzieci…” to zna i inne dobre rzeczy. Jestem pewna. To taki prognostyk, bo jak ktoś nie zna, to zapewne nie zna też nic innego. Zaskakujący wybór do takiego sądu;)
    Ludzie mają różne fantastyczno- pogardliwe wyobrażenia o zawodach, ale Pana tutaj coś chyba mocno ubodło?
    Ja się chyba przebranżowię, jak tylko ukończę szkolenie, bo staż zawodowy mam niewielki, ale w całej rozciągłości i wielu aspektach coraz częściej mam dość. Taką mam ostatnio fantazję. Lepsze pieniądze i się tyle nie nasłucham, zdrowsza będę:)
    Jakiś miesiąc temu znowu miałam tournee po Tychach z różnymi sprawunkami i też się wściekałam, ale obwiniałam o to kiepskie umiejętności w parkowaniu i za długie auto, jak na tak liche skille;)
    Ciężko mi uwierzyć, że ktoś może narzekać na zbyt dużą ilość drzew, poza urzędnikami, którzy lubią betonować co popadnie.
    Gorzkie te przedostatnie słowa w tekście, bo takie kategoryzujące. A ja typowo tak osobiście, bo pomyślałam, że mnie też można spotkać na plaży półnagą pytającą „gdzie są moje browary”i złotousto stwierdzającą, że „ja pier**** zaraz się roztopię”, ale też o zachodzie czy wschodzie słońca dumającą o pięknie świata, różu nieba i głowie pełnej różnych myśli, których nie chcę teraz nazywać. Wierzę, że pod fasadą tego synonimu nagrody i dobrego tonu jest coś więcej ;)
    Lubię tak myśleć.

    Dobrego wieczoru
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz...to taki wpis wkurzonego człowieka. Wkurzonego na wszystko i nic. Bo tak od serca mówiąc, przez te 20 lat, kiedy jestem belfrem, to nasłuchałem się sporo na temat własnego lenistwa, ignorancji, niekompetencji i różnych innych rzeczy. Fakt, personalnie raz mi tylko ktoś dojechał, ale powiedzmy, że taki raz musiał być. I na zdrowie mi to wyszło. A że ktoś mi dojechał - no, dojechał. Dołożył do pieca, kopnął w tyłek - zwał, jak zwał, po prostu przy końcówce roku, kiedy wysiadają nerwy nie jest dobrze dyskutować ze mną o pensjach nauczyciela, jego pracy i w ogóle, o edukacji. Zwłaszcza w tonie: "ty nierobie, masz dwa miechy wakacji za MOJE pieniądze, a jeszcze masz czelność ze mną rozmawiać". Było, minęło. Dlatego takie właśnie spojrzenie bardzo kategoryzujące i krzywdzące nieco przy okazji łażenia po Katowicach.
      A wiesz, "Dzieci z Bullerbyn", to książka mojego dzieciństwa. Bardzo ją lubię. Ale moja sympatia kończy się na tym, bo kiedy mam przeczytać ważną pracę maturalną człowieka dorosłego i MYŚLĄCEGO, to oczekuję właśnie tego, a nie streszczeniu przygód dzieci z Hałasowa. I tak serio, serio, to największą bzdurę da się ładnie opisać, ale trzeba mieć do tego narzędzia. A jeśli i zestawu książek się nie ma, nie ma też narzędzi, to bieda. Taka praca, która wywołuje i uśmiech i często gorzkie słowa.
      Piwo i przekleństwa, to normalna rzecz na urlopie. Nie czepiam się. Ale czepiam się bielizny typu "majtki-majtki" na sztucznej plaży w środku miasta u dorosłej kobiety. Brak stylu? Rozluźnienie? Jasne, wszystko rozumiem, ale i tak nie wypada. Co ciekawe, jak wół wielkimi literami napis "Zakaz kąpieli", a w wodzie mrowie. A potem helikoptery, tragedia i cała kołomyja. To takie pachnące wszystko obciachem. Ale może ja się mylę, bo przecież kim ja jestem - chłopem, któremu majtki przeszkadzają :)))
      Z tymi parkingami i drzewami, to naprawdę słyszałem taką rozmowę. A jak poczytasz lokalne dzienniki, zwłaszcza z okolic północnego wschodu Polski, to będzie sporo głosów o wycięcie drzew przy drogach. Fakt, drogi wąskie o kręte, a 120 km/h średnio się nadaje na taką trasę. A z parkowaniem w Tychach, to ja Cię rozumiem. Niby drogi szerokie,ale co z tego, jak z parkingami kłopot i obiektywnie rzecz biorąc są przepełnione i wąskie. Sam zmieniłem jakiś czas temu samochód i doskonale Cię rozumiem.
      Gorzkie te słowa w tekście, wiem. Unikam jak mogę, ale czasami gniewa mnie wiele rzeczy. (wk***a, lepsze określenie) Ja też wierzę, że gdzieś tam jest coś więcej. Bo gdyby nie było...nie, wolę tak nie myśleć :)))
      Miłej, dobrej i spokojnej nocy dla Ciebie :)))

      PS. Pięknie napisałaś o dumaniu nad pięknością świata. Jedno zdanie, a ujęłaś wszystko to, co ważne.

      Usuń
  6. Jak byłam dzieckiem, to zjadałam ogromne ilości lipowych liści. Do dzisiaj pamiętam ich smak, bardzo dobrze zapychały żołądek, ale to musiały być takie świeże lipowe liście, takie, które jeszcze nie stały się śliskie, twarde i mocne. Były bardzo delikatne i miały lekko słodki smak. Ja to tak się już nauczyłam i przyzwyczaiłam, że już nie muszę inaczej, subtelniej, że daję się wciągnąć nawet w to piwo na plaży, a może po prostu zrobiło mi się już wszystko jedno. Tylko jak człowiek jest sam, to jeszcze żyje inaczej. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lipę znam z miodu, który cenię chyba najbardziej spośród różnych jego rodzajów choć wiem, że taki gryczany jest niby lepszy. Ale lipowy ma swoją barwę niepowtarzalną i prześliczną, jak płynne złoto. Liście trafiło mi się kilka razy je jeść (to się je - hasło z dzieciństwa), ale jak to facet, bardziej interesowało mnie to, by na lipę wejść i siedzieć. I liście zrywać (te młode) i strzelać z nich.
      Z tym piwem na plaży, to taka trochę hiperbola. Ja tam piwo rozumiem. jedno, a nawet dwa. Ale jak widzę dwa takie sześciopaki czekające na wypicie, to trochę coś nie tak. Czepiam się, wiem. Może masz rację, ze Ci wszystko jedno, przynajmniej się nie denerwujesz. A to już jest coś :)))
      Pozdrawiam Cię wakacyjnie :))))

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty