Zielone niebo...

 

           Śmiesznie by wyglądało wiesz? Takie zielone, zupełnie niepodobne do tego, które jest. Nie wiem, czy równie głębokie. I nie wiem, czy wołałoby tak, ja woła to błękitne. Bo to błękitne czasem nuży, wiesz przecież. Wchodzę wtedy pod stare drzewa, zadzieram głowę i widzę zupełnie inny świat. Lubię taki światłocień, taki witraż, który mruga zmienia się i ciągle wiruje wraz z podmuchami wiatru. Stare drzewa kuszą głębią swoich koron; patrząc gdzieś tam z ziemi, by wejść po grubych gałęziach w górę, jak po drabinie szamanów, a potem siąść na którejś z gałęzi, wyciągnąć przed siebie nogi i po prostu patrzeć na wirowanie galaktyk, bo przecież każdy liść jest osobną galaktyką, gwiazdą, światem. Śmieszne to, wiesz? Śmieszne, że staję pod drzewami i zadzieram głowę wysoko. Patrzę. A ludzie idą zajęci swoimi telefonami, zajęci horyzontem, chodnikiem, sprawami, które kołują wokół nich. Wokół mnie też. Wokół mnie też. Ale jednak zadzieram głowę wysoko, patrzę na zielony kolor, do którego jeszcze nie przywykłem. W taki dzień jak ten, kiedy wszyscy wyciągają twarze ku słońcu, ja szukam miejsc ocienionych zielonym światłem drzew. Wskakuję i wyskakuję z cienia po to, by móc spojrzeć w górę na liście, które kołyszą się na wietrze. Jeśli już musisz wiedzieć, to wybieram zazwyczaj jeden z liści i na niego patrzę, jak świeci w słońcu. Jakby otaczała mnie przestrzeń rozświetlona lampkami, które to gasną, to zapalają się. Namiot uzdrowienia, jak mawiają ci, z dalekiej północy. I ja im wierzę, bo oni nie zdążyli zapomnieć tego, co przez wieki było dla nich ważne. A co dla mnie jest ważne? Nie wiem. Już nie wiem. Chciałbym powiedzieć, że zgubiłem się. Że to na chwilę, że zaraz wrócę. Ale wolę ciszę i patrzenie na drzewa, które prześwietla słońce. Wolę cień i skrycie się głęboko w jego chłodzie. Wolę jaskrawe kwiaty tulipanowca, które świecą choinkowymi lampkami. Wolę brzęczenie pszczół krążących wokół. I jego liście tak niepodobne do tych, które rosną wokół. Drobniutkiej brzozy, serdecznej lipy czy zazdrosnej jarzębiny. A potem wychodzę na słońce. Mrużę oczy i idę w kierunku sali, gdzie trzydzieści par oczu będzie udawać, że słucha moich słów, kiedy czerwiec zapowiada smak wolności. Cóż ja wiem o wolności? Mam przecież w głowie słoneczny witraż liści wirujący w rannym słońcu. Ich szept na wietrze, którego nie rozumiem. Niczego nie rozumiem. I chyba nie chcę zrozumieć. Chcę tylko być...

































 

Komentarze

  1. "Chcę tylko być... " Bądź, Witku. Po prostu bądź. 💙

    OdpowiedzUsuń
  2. „po prostu patrzeć na wirowanie galaktyk, bo przecież każdy liść jest osobną galaktyką, gwiazdą, światem.” – to takie piękne. Zabieram Witku. Wcale nie śmieszne, ani trochę. W czasie mego pobytu nad morzem, gdy przez kilka godzin byłam w ludzkim chaosie, pomyślałam, że nikt już nie zbiera muszelek na plaży. Z uśmiechem popatrzyłam więc na rosłego mężczyznę schylonego i podnoszącego z miliona ziaren piasku mały, biały skarb. Są jeszcze ludzie co patrzą w niebo, na których twarzy błyskają zielone światełka i tacy, co zbierają muszelki. Są...:-)

    Zachwycam się zdjęciami, w szczególności niezwykłym dla mnie kwiatem tulipanowca. Poluję na niego już drugi rok i jakoś nie mogę utrafić jego kwitnienia.

    Zielone niebo czy byłoby niebem, a ziebo z ziewaniem się kojarzy. Dobre na dzisiejszy senny, sobotni dzień, który właśnie wybija swoje ostatnie dwie godziny. Życzę Ci Witku błogiego spokoju przy kapiących kroplach majowego deszczyku, dmucham i ślę pozdrowienia. Może dziś jeszcze dolecą :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doleciały Elu, ale już nie chciałem odpisywać.
      Tak, są jeszcze ludzie, którzy zwracają uwagę na to, co może mało istotne, ale jednak konieczne, by świat był kompletny. Sama znasz to uczucie, kiedy nagle świat się rozszerza i odnajdujemy tyle szczegółów, że samemu trudno wybrać. Zazwyczaj im bliżej, tym bardziej się można pogubić. Dlatego lubię macro.
      A tulipanowiec, to już teraz. Jeszcze kilka dni i będzie po kwitnieniu. Teraz ma zielone kwiaty pomieszane z żółtymi. Znak, że to jego czas.
      Sobota wczoraj była mało ciekawa. Ale niech pada, bo przecież czerwiec, to miesiąc wędrujących chmur i burz. Może uda się którąś złapać :d
      Elu, dziękuję Ci bardzo serdecznie i macham do Ciebie już w rannym i gorącym słońcu :)))

      Usuń
  3. Tulipanowiec mówisz, tzn. ten kwiatuszek w którym tak hula ogień... :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. To właśnie on :)) Lubię, jak tak hula światło między płatkami. To tak, jakby zbierał się ogień we wnętrzu. A samo drzewo jest wyjątkowe. Począwszy od dziwacznych liści, które wyglądają jak głowa diabła, po korę - raczej gładką, po kształt drzewa - trójkątny. Niby drzewo parkowe, ale ma swój urok. Dobrego, miłego i rozhulanego (a co!!)

      Usuń

Prześlij komentarz

KOMENTARZE

Popularne posty